Black Publishing

Płaczący chłopiec – kilka słów o książce

No i mam problem. Z jednej strony (tak do połowy Płaczącego chłopca) czytałem wspaniale napisaną książkę. Zamiast pracować, zatopiłem się w magicznej lekturze. Z wyczekiwaniem śledziłem akcję, by dowiedzieć się co będzie dalej. Napięcie, dosłownie, sięgało zenitu. Z drugiej strony, książkę oceniam na 7,5/10.Dlaczego? Są dwa powody.

Pierwszym jest niewielka ilość zgonów. Jako czytelnik oczekuję od historii o portrecie, nad którym ciąży klątwa, więcej trupów, a przynajmniej wzniecania pożarów (bo malowidło takową moc posiada). 310 stron, a w pierwszoplanowej akcji tylko dwa pożary, w których ginie po jednej osobie? Hej, bohaterowie tak wiele mówią o niebezpieczeństwie, a czytelnik nie obcuje z nim. Dla mnie to za mało! Oczywiście, podpaleń i ofiar jest znacznie więcej, ale pojawiają się tylko we wspomnieniach.

Drugim jest sposób narracji. Jak wspomniałem, połowa książki jest magiczna i przez nią miałem spore braki w wykonywaniu zawodowych obowiązków. Z drugą połową miałem problem. Moim zdaniem jest pisana trochę na siłę, to co budziło strach i niepewność jest spłycone, a sama postać chłopca zostaje pokryta lukrem i ozdobiona literacką posypką. To co smakowało tak, że połykałem by szybko nasycić się, straciło swoją wyborność. Szkoda.

Jednak nie jest tak źle!

Powieść Agnieszki Bednarskiej na pewno spodoba się pewnej grupie czytelników. Zachęcam do sięgnięcia po książkę wszystkie osoby, które nie lubią horrorów i powieści grozy. Na pewno spodoba się im opowieść o klątwie ciążącej nad obrazem, śledztwie, próbie wytrzymałości przyjaźni i miłości zawieszonej pomiędzy dwoma światami.

Na uznanie zasługuje również język i sposób opowiadania. Czytając Płaczącego chłopca czułem się jakbym oglądał film. Autorka ma świetny zmysł do prowadzenia czytelnika przez swoją historię oraz tworzenia arcyciekawych opisów. Najbardziej przypadł mi do gustu fragment, gdy bohaterka czuje, że ktoś trzyma ją za rękę, widzi w odbiciu na szybie, że trzyma ją chłopiec, a gdy kieruje wzrok na rękę nie ma nikogo. Tendencyjny opis z horroru klasy B, ale jest wzbogacony o większe i mniejsze szczegóły, na przykład bohaterka czuje ciepło ręki ducha, postaci wymieniają się uśmiechami, a drogi ich spojrzeń splatają się ze sobą. Opis zachwyca, a tak interesujących momentów jest w książce więcej.

Płaczący chłopiec jest trzecią książką Bednarskiej, ale pierwszą, o której zrobiło się tak głośno. Powieść wyróżnili nie tylko czytelnicy, ale też otrzymuje pozytywne recenzje w mediach. Co więcej, znalazła się w bardzo ważnym rankingu czytelniczym ksiażkanawiosne.pl, który organizuje portal Granice.pl. Jak widać, wielu osobom się podoba.

Ocena: 7,5/10

Agnieszka Bednarska Płaczący chłopiec, Black Publishing, 2015

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Black Publishing

Najpiękniejsza na niebie – kilka słów o książce

Książkę otrzymałem od Black Publishing w formie „szczotki”. Dzięki temu ochroniłem się przed poznaniem odpowiedzi na pytanie: „kim jest autorka?”. Otworzyłem plik na tablecie i rozpocząłem lekturę. Po przeczytaniu 20-30 stron, stwierdziłem, że po raz kolejny marka wydawnicza Wydawnictwa Czarnego wypuściła kawał dobrej literatury. Całość zakończyłem po czwartym dniu, wyróżniając Najpiękniejszą na niebie oceną 9/10 i wpisując zapytanie do Wujka Google przybliżające postać autorki.

Zaniemówiłem. Okazało się, że Małgorzata Warda jest to dość płodną autorką, a z opisów tematycznych książek wynikało, że nie pierwszy raz sięgnęła po tematykę przedstawioną w Najpiękniejszej na niebie. Mało tego, postać odpowiada za kilka tekstów piosenek wykonywanych przez zespół Farba – za którym nie przepadam. Gdybym o tym wiedział, nie wiem czy bym przeczytał tę książkę.

Dlatego bardzo się cieszę z miłego zaskoczenia i tego jak bardzo przeżywałem jej treść. Ocena pozostaje bez zmian.

Najpiękniejsza na niebie jest opowieścią o…. No właśnie, na pewno o reporterskim śledztwie, walce ze śmiertelną chorobą, dzieciach świadomie porzuconych przez rodziców, miłości, czy też spotkaniu polskiego świata z cygańskim. Ale to też ciekawa analiza ludzkiej jednostki, odkrywanie tego kim jesteśmy i co robimy w ekstremalnych sytuacjach.

W tle nieustannie pojawiają się dzieci. Ich sylwetki ukazane są z perspektywy ludzi dorosłych– rodziców, prawnych opiekunów oraz reszty otoczenia. Świat najmłodszych jest daleki od idealnego. Większość z nich nie ma stałego domu, a jeżeli się owy pojawia to zawsze z jakimś konfliktem w tle – odrzucenie przez rodziców, uzależnienie od narkotyków, bezwzględna litera polskiego prawa, czy też choroba.

Emocje. To właśnie nimi gra Warda na uczuciach czytelnika. Z męskiej perspektywy oceniam tę literacką zabawę jako udaną. Autorka wciąga czytelnika w powieść budując fale napięcia, nierównomierne, różnej wielkości, przesuwające go czym prędzej do końca powieści.

Pod względem językowym, Najpiękniejsza na niebie jest napisana językiem łatwym, w pozytywnym sensie, „czytadłowym”. I bardzo dobrze! Wspominane emocje robią swoje. Gdyby dołożyć do nich poważniejszy język, pełen opisów, nagłaśniający jeszcze mocniej problematykę, nie wiem czy dotrwałbym do końca książki. Myślę, że wówczas jej treść byłaby dla mnie zbyt męczącą.

Ocena:9/10

Małgorzata Warda Najpiękniejsza na niebie, Black Publishing, 2015

Dziękuję Wydawnictwu Black Publishing za możliwość przeczytania książki

W blasku gwiazd – kilka słów o książce

Weźmy prostą historię o nim, o niej i jej matce, zmieszajmy z „miłością od dziecka”, opowieściami o dorastaniu, trudnym dzieciństwie, śmierci, narodzinach, walce o spełnienie marzeń oraz klimatem wyjętym wprost z „amerykańskich małomiasteczkowych obyczajówek”. Następnie dodajmy do każdego z tych wątków element niezwykłości, nawet sięgając po realizm magiczny i science fiction. Co otrzymamy? W blasku gwiazd.

Powieść Lydii Netzer zawładnie każdym sercem. Jest w niej wszystko co kochają współcześni czytelnicy. Mamy bohaterkę mierzącą się z własnym wyglądem (od dziecka jest łysa), wychowywanie dziecka cierpiącego na autyzm, studium umierania starszej osoby (moim zdaniem, jedno z najciekawiej opisanych w historii literatury), życie pod jednym dachem z geniuszem (który ma problemy z podstawami komunikacji z otoczeniem), wyprawę na księżyc z robotami zaprogramowanymi do zbudowania kolonii, czy też zdarzenie rodem z filmu Grawitacja.

A o czym właściwie jest książka Netzer?

Po wnikliwym przemyśleniu doszedłem do wniosku, że autorka napisała W blasku gwiazd z pragnieniem przyjrzenia się „prawdzie”. To coś więcej niż zmaganie się głównej bohaterki z mniemaniem o swojej osobie oraz okłamywaniu świata i samej siebie. Każda płaszczyzna powieści jest przepełniona konfrontacją autentyczności z tym co wymyślone, przeinaczone, odebrane w zupełnie inny sposób. Postępowanie oraz wypowiedzi pierwszo- i drugoplanowych bohaterów to nic innego jak dialog o istocie i miejscu prawdy w naszym życiu oraz potrzebie fikcji.

Publikacja urzekła mnie sposobem opowiadania historii. W W blasku gwiazd czytelnik otrzymuje opowieści zawarte w opowieści. Wykonane jest to na dwa różne sposoby (tyle udało mi się naliczyć). Jednak nie jest to ta sama szkatułkowość znana z Pamiętnika znalezionego w Saragossie czy też ubiegłorocznego bestselleru Wszystko co lśni. Często historie wydają się umiejscowione chaotycznie, nie są uporządkowane pod względem chronologicznym, ale to tylko złudzenie. Po zakończeniu lektury, całość splata się ze sobą, tworząc doskonale skonstruowaną opowieść. Solidna robota– zarówno ta wykonana przez autorkę, jak i przez tłumaczkę publikacji.

Napiszę szczerze, jest mi niezmiernie przykro, że przeczytałem W blasku gwiazd, bo wiem, że nieprędko trafię na tak arcyciekawą książkę i tak bardzo pozytywną odskocznię od rzeczywistości. Mimo opisywania mniejszych i większych trudów życia oraz nietypowych problemów, jakie spotykają każdego z nas, treść publikacji bije ciepłem oraz optymizmem. Nie niszczy go nawet analiza ostatnich chwil na łożu śmierci. Co było dla mnie prawdziwym zaskoczeniem.

Ocena: zasłużone 10/10

Lydia Netzer W blasku gwiazd, Black Publishing, 2015

Książkę mogłem przeczytać dzięki uprzejmości Black Publishing. Dziękuje bardzo.

Komandosi Iana Fleminga – kilka słów o książce

Czy lubisz książki i filmy o przygodach Jamesa Bonda? Nieważne jakiej udzielisz odpowiedzi na to pytanie, ta książka na pewno Ci się spodoba! Jest arcydziełem, niebezpieczną lekturą, przez którą możesz mieć nieprzespaną noc.

Opowiada ona o walce świata zachodniego ze wschodnim w czasie II Wojny Światowej. Akcja rozgrywa się zarówno na lądzie, w powietrzu, a także biurach, konkretnie w umysłach urzędników. Jednym z nich był Ian Fleming, autor przygód Agenta 007, asystent dyrektora brytyjskiego wywiadu.

To właśnie on stworzył grupę, która miała ogromny wpływ na losy II Wojny Światowej. Składała się z ludzi związanych z rożnymi profesjami – dziennikarzy, bibliotekarzy, krawców, szewców, którzy współtworzyli skuteczną w działaniu grupę komandosów. Zasłużyli się tym, że dzięki ich akcjom zaistniała możliwość odczytania komunikatów nadawanych Enigmą.

W tym miejscu zaznaczę, że w Komandosach Iana Fleminga zaznaczona jest rola Polaków w odszyfrowaniu mechanizmu szyfrującego. Jednak ich wkład sprowadzał się tylko do spraw technicznych. Druga część walki, znalezienie i dostarczenie niemieckich dokumentów pozwalających odszyfrować komunikaty, należała do 30 Komando AU.

Co mają wspólnego owi komandosi z Jamesem Bondem? Co łączy 007 z szefem Iana Fleminga? Na te pytania odpowiada w swojej książce Nicholas Rankin.

Niniejsza publikacja to opowieść o męstwie prowadzącym do zwycięstwa, technologii wpływającej na losy narodów, a także o biurokracji, która również miała wielki wpływ na losy żołnierzy walczących na froncie. Czyta się ją, mimo sporej objętości, bardzo szybko.

Komu się spodoba?

Na pewno miłośnikom przygód Bonda, a także powieści szpiegowskich i historycznych. Ja, po zakończeniu lektury, miałem odczucie, że właśnie przeczytałem powieść Johna le Carré, połączoną z Doktorem Śmiercią, o którym pisałem na tym blogu. Wiem, że nie tylko ja miałem takowe wrażenie.

Sprawdzoną informacją jest również ta, że Komandosi Iana Fleminga to publikacja, która może świetnie sprawdzić się jako prezent dla miłośnika gier wideo. 15-letni miłośnik konsolowych „strzelanek” i „skradanek”, był zafascynowany książką. Ku zdziwieniu jego rodziców, przeczytał ją prawie w tydzień.

Ocena: 9/10

Nicholas Rankin Komandosi Iana Fleminga, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!

Udawajmy, że to się nie wydarzyło – recenzja książki

Napisanie kilku słów o tej książce traktuję jako spore wyzwanie. Lektura Udawajmy, że to się nie wydarzyło zajęła mi ponad dwa tygodnie i gdyby przedłużyła się o kolejne siedem dni, prawdopodobnie potrzebowałbym pomocy psychologa. Czytając powieść Jenny Lawson wpadałem w skrajności – od niepowstrzymanego śmiechu po szczere wkurzenie. To nie jest normalna książka.

Jednak daję jej najwyższą ocenę. Dlaczego? Bo naprawdę na nią zasługuje, i to taką z gigantycznym plusem.

Przeważnie prawdziwa autobiografia (podtytuł książki) Lawson jest opowieścią o skutkach dorastania w „zabitej dechami dziurze w Teksasie”, w środowisku dalekim od standardów normalności. Widoki rozjeżdżonych zwierząt, gotujących się ich głów, obawy przed pomysłami ojca (śmiało można powiedzieć o nim: maniak ze skłonnością do sadystycznych zachowań), nieudane relacje z rówieśnikami – to wszystko zaowocowało w dorosłym życiu bohaterki w postaci: stanów lękowych, nieodpowiedzialnego zachowania stanowiącego zagrożenie zdrowia i życia otaczających ją bliskich oraz fascynacją (odziedziczoną po ojcu) wypchanymi zwierzętami.

Jakub, przecież to książka dla dziewczyn. Ja też mam podobną logikę i sposób postępowania, jak te przedstawione wUdawajmy, że to się nie wydarzyło” – usłyszałem od Wiolki, znajomej zdziwionej, że sięgnąłem po publikację. Możliwe, że miała rację. Książka Lawson to również opowieść o kobiecie, która zakochuje się, zakłada rodzinę i zaczyna w niej funkcjonować, kobiecych marzeniach i fascynacjach (innych niż wspomniane powyżej martwe krokodyle w pirackich strojach czy też przebrany łeb dzika). Istnieje duże prawdopodobieństwo, że do końca nie zrozumiałem owych fragmentów, bo nie jestem kobietą.

Trzecim wątkiem książki są wydarzenia związane z blogowaniem oraz pisarstwem. Blog Jenny Lawson jest popularną stroną w USA (http://thebloggess.com/). Czytelnik w Udawajmy, że to się nie wydarzyło znajdzie fragmenty opisujące kulisy powstawania wpisów, a także pozna uroki i ciemne strony bycia blogerem.

Największym atutem książki jest sposób narracji oraz jakość tłumaczenia. Wanda i Barbara Gadomskie Osoby przełożyły autobiografię Lawson w taki sposób, że czyta się ją jak treści na blogu autorki. Język jest łatwy, z lekkim nasyceniem wulgaryzmami, oddający charakter bohaterki. I do tego te wtrącenia, odniesienia do korektorki i wydawcy – są niegrzeczne, pretensjonalne, zawierające cząsteczki „sympatycznej łobuzerskośći” .

Autobiografia zyskuje wiarygodność w oczach czytelnika poprzez zamieszczenie zdjęć. Zasada ta jest zachowana w omawianej publikacji. Jest ich naprawdę dużo. Wszystkie z rodzinnego albumu, niedużych rozmiarów, ale jak znaczące! Wielokrotnie łapałem się na tym, że określałem opisywane wydarzenie za efekt kobiecej/pisarskiej wyobraźni, a za chwilę zaskoczony napotykałem na zdjęcie potwierdzające opisane wspomnienie.

Zdjęcie pochodzi z omawianej książki. Podpisane jest: „Dowody zdjęciowe na istnienie Rambo w surferskich spodenkach. Na zdjęciu widnieją również: czasopismo „Teen Beat” z Kirkiem Cameronem na okładce, płyty i kaseta VHS. Jakby lata osiemdziesiąte wyrzygały się u stóp tego szopa. Nawet gdybym chciała, nie wymyśliłabym tego.”

Książka jest na tyle interesująca, że przeczytam ją ponownie. A komu ją polecę? Na pewno wszystkim, którzy oczekują historii odbiegających od normalności, które są przeważnie prawdziwe.

Ocena 10/10

Jenny Lawson Udawajmy, że to sie nie wydarzyło, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!

Minimalizm po polsku – recenzja książki

Jestem osobą przekładającą hałas nad ciszę, stawiającą bałagan (uporządkowanie rzeczy po swojemu) nad pustą przestrzenią, zbierającą (liczba książek: nigdy nie policzyłem, wiem, że jest bardzo duża i wciąż rośnie; liczba gier [tylko tych na Steamie, z których tylko kilka było uruchomionych]: 83), którą przeraża obraz spokojnego i prostego życia. Dlatego bardzo ucieszyłem się z możliwości przedstawienia Minimalizmu po polsku Anny Mularczyk-Meyer.

Publikacja tak bardzo mi się spodobała, że zacząłem regularnie odwiedzać bloga autorki. Książka jest dopełnieniem treści wpisów ze strony. Znajduje się ona pod adresem: http://www.prostyblog.com/ Gorąco polecam to miejsce, a książkę…

Zanim ją ocenię, muszę napisać o trzech rzeczach związanych z Anna Mularczyk-Meyer i jej minimalistycznym podejściem do codzienności.

Autorka wielokrotnie zaznacza, że minimalizm nie jest dla każdego. Ona sama wybrała go z potrzeby serca, próbowała, modyfikowała, aż w końcu osiągnęła pełne zadowolenie. Tym samym osiągnęła coś, co jest marzeniem większości ludzi, znalazła sposób na życie. W tym miejscu, aż się prosi sparafrazować słowa internetowego klasyka: Została zwycięzcą!

Nawiązując do wypowiedzi innego klasyka, pochodzącego z mojego rodzinnego miasta, minimalizm przedstawiony przez autorkę to nie jest Nie będzie niczego!. To świadome pozbycie się rzeczy, które nie są potrzebne – ubrań, książek (tych nie potrafiłbym się pozbyć za żadne skarby), rezygnacja z kosztownych kolacji, a także zmiana pracy (na taką, która pozwoli zaoszczędzić więcej czasu dla siebie). Wszystko to należy zrobić z indywidualnym podejściem, bez przymusu, by nie żałować wyboru postawienia kroków ku nieznanemu.

Anna Mularczyk-Meyer stworzyła z jednej strony poradnik, z drugiej świetną historię ze szczęśliwym zakończeniem o współczesnym człowieku, który potrafił przeciwstawić się wszechobecnemu konsumpcjonizmowi. Co więcej, odkrył, że są wokół niego inni ludzie– żyjący w podobny sposób, ceniący te same wartości.

Dlatego też Minimalizm po polsku umieszczam pomiędzy niepoliczoną liczbą książek, dając jej wysoką ocenę. Czy jeszcze wrócę do publikacji? Myślę, że tak, bo jej treść pozostała w pamięci i przyciąga. Kto wie może wtedy zachwycę się minimalizmem i zacznę wprowadzać go w swoim życiu.

Ocena: 8/10

Anna Mularczyk-Meyer Minimalizm po polsku, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!

Północ w Pekinie – recenzja książki

Nagroda Brytyjskiego Stowarzyszenia Autorów Powieści Kryminalnych oraz Edgar Award for Best Fact Crime to chyba najlepsza odpowiedź na pytanie: dlaczego warto przeczytać tę książkę. Północ w Pekinie to powieść, która urzeka, a jej budowa skojarzyła mi się ze… smacznym trzywarstwowym ciastem.

Na samym spodzie mamy mroczną tajemnicę. Ktoś zamordował córkę brytyjskiego konsula. Ciało zostało zmaltretowane i porzucone pod Lisią Wieżą, miejscem uważanym przez miejscowych jako niebezpieczne i nawiedzone przez duchy.

Drugą warstwą jest dochodzenie. Na początku nieudolne, w którym popełnione zostaje mnóstwo błędów. Prowadzą je przedstawiciele policji z Pekinu oraz Brytyjczycy. Mimo starań detektywa obcokrajowca, sprawa jest tuszowana, poszlaki niszczone, a świadkowie niedokładnie przesłuchiwani. Dlatego własne dochodzenie przeprowadza ojciec ofiary. I to właśnie ono doprowadza czytelnika do odkrycia prawdy „kto zabił”.

Ostatni poziom to Pekin w przededniu II wojny Światowej. Miejsce mające indywidualny charakter, zachwycające swoją różnorodnością. Obok biedoty mamy klasę bogatą, obcokrajowcy i ich zwyczaje są przeciwstawieni lokalnemu folklorowi, a światek przestępczy miesza się z przedstawicielami prawa.

W każdej warstwie znajdują się, niczym smaczne dodatki, krótkie wtrącenia, historie. Mają na celu urozmaicenie książki oraz pełnią rolę dopowiadającą szczegóły związane z losami bohaterów.

Całość literacko smakuje znakomicie.

Najbardziej szokujące jest jednak to, że owo morderstwo i dochodzenia miały miejsce, a wiele osób, pamiętających sprawę zabójstwa córki konsula, wciąż żyło podczas zbierania materiału.

Północ w Pekinie warto przeczytać, nawet dla samego poznania Kraju Środka w przedziwnym dla niego momencie historycznym. Kiedy to zanikał stary porządek, a jego miejsce zastępowała europejskość, kryjąca się pod różnymi postaciami. Wnikliwy czytelnik na pewno znajdzie w niej wiele cennych informacji.

Ocena: 8,5/10

Paul French Północ w Pekinie, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!

Kawiarenka w Big Stone Gap – recenzja

Powieść Wendy Welch skierowana jest do wszystkich miłośników książek – „moli książkowych”, sprzedawców, pisarzy, jak też osób, które uwielbiają zapach nowych i starych książek. Sięgając po Księgarenkę w Big Stone Gap przeniosą się oni do domu w maleńkim miasteczku w Wirginii, w którym to znajduje się tytułowa księgarnia. Tam właśnie mieszka i pracuje dwójka właścicieli.

Jak zapewnia autorka, opowiedziana historia jest autentyczna. Bardzo cieszę się z tego, bowiem śledząc losy bohaterów traktowałem je jako zapis drogi do sukcesu, instrukcję na spełnienie własnych marzeń.

Narratorka opowiada, jak to pewnego dnia, wraz z mężem, rzucili dotychczasowe w miarę ustabilizowane życie i założyli własną księgarnię. Postawili wszystko na jedną kartę i do tego podjęli ogromne ryzyko. Nikt im nie wróżył sukcesu. Nic dziwnego – zainwestowanie wszystkich środków finansowych w mało atrakcyjnym środowisku biznesowym, do tego dodajmy niszowy temat, sprzeczność z trendami dyktującymi prawa rynku (książka w postaci papierowej straciła swoją pozycję w Stanach na rzecz publikacji elektronicznych) oraz gigantyczną konkurencję w postaci firmy Amazon z czytnikiem Kindle oraz Apple z Ipadem.

Jednak upór i chęć spełnienia największego marzenia pozwoliły bohaterom pokonać wszystkie przeciwności, a także zdobyć przyjaciół. Jak przekonuje Welch, książki przyciągają do siebie ludzi i pozwalają budować silne, pozytywne relacje pomiędzy nimi.

Księgarenka w Big Stone Gap jest atlasem różnego typu ludzi. Właściciele są postrzegani jako szalone postaci, obok nich pojawiają się typowi miłośnicy książek, a także osoby sprzedające zbiory osób zmarłych, szukające książek z dzieciństwa lub ponownie tworzące księgozbiory (poprzednie utracili wskutek pożaru). Każdy gość księgarenki to osobna historia, tak samo wyjątkowa jak te opowiedziane w książkach.

Spoiler! (aby przeczytać tekst zaznacz ten fragment w blok) Bohaterowie nie są jedynymi szczęśliwcami, którym udało się spełnić marzenie o własnej księgarni. Jeden z rozdziałów Księgarenki w Big Stone Gap poświęcony jest podróży małżonków po dziesięciu stanach, z misją odwiedzenia księgarń używanych książek. Spotykają na swojej drodze takich samych ryzykantów jak oni, dzięki którym potwierdzają słuszność swojego działania.

Osobiście bardzo mi przypadł do gustu rozdział omawiający najciekawsze i najgorsze książki. Zgadzam się z bohaterami Księgarenki w Big Stone Gap, tytuły takie jak: Grona gniewu, Dopóki mamy twarze są godne polecenia, a od Anny Kareniny, Filarów ziemi, Zwrotnika raka należy się trzymać z daleka.

Na koniec chciałbym prosić by Czytelnicy tego bloga nie oceniali książki po okładce i tytule. Przy pierwszym spotkaniu z publikacją Welch też mnie przeraziły, powodując stworzenie w głowie obrazu zapowiedzi historii takiej jak w Domu nad rozlewiskiem. Na szczęście to było mylne przekonanie. Księgarenka w Big Stone Gap mimo tego, że jest napisana prostym językiem nie jest „czytadłem”.

Gorąco polecam!

Ocena 8,5/10

Wendy Welch Księgarenka w Big Stone Gap, Black Publishing 2014

Książkę otrzymałem od Black Publishing. Dziękuję bardzo!

Syberyjskie wychowanie – recenzja książki

Matka Boska z pistoletem, Chrystus trzymający w wytatuowanej dłoni karabin – takie wizerunki mogą wywołać u wielu wierzących odbiorców odczucie, że znów ktoś chce ich sprowokować, obrazić lub zakpić z ich wyznania. Błąd. Nikołaj Lilin, autor opisywanych obrazów, nie zamierzał nikogo urażać. Po prostu wywodzi się z takiej społeczności, w której głęboka wiara i kultura sacrum mieszają się z bronią, prawami życia kryminalistów odsiadujących dożywocie oraz subkulturą „uczciwych przestępców”. Aby zrozumieć przekaz powyższych przedstawień Marii oraz Chrystusa należy poznać środowisko, w którym wychował się twórca.

Właśnie ukazało się Syberyjskie wychowanie, pierwsza z czterech książek Lilina, opowiadająca o nieistniejącym już przestępczym świecie, w którym dorastał autor. Publikacja zdążyła już namieszać w świecie literackim, zyskując przychylne recenzje, jak też zarzuty o przedstawianie nieprawdy.

Miejscem akcji jest Naddniestrze, obecny obszar Republiki Mołdawii. To tam osiadła na stałe rodzina Nikołaja, reprezentująca syberyjskich Urków. Za swoich sąsiadów w bezimiennym mieście miała między innymi: Mołdawian, Żydów, Gruzinów, Białorusinów, Ormian, Rosjan, czy też Ukraińców. Każda z tych grup charakteryzowała się stopniem zamkniętości wobec pozostałych, wyznawanymi zasadami oraz stylem życia, a także profesją.

Społeczność rodziny bohatera stanowili kryminaliści napadający na pociągi, banki, okradający magazyny państwowe. Żyjąc pomiędzy wyrokami, wychowywali własne dzieci w przekonaniu, że i one znajdą się w więzieniu. Wyróżniała ich, spośród innych recydywistów, etyka w podejściu do swoich czynów – określali siebie mianem „uczciwych przestępców”, wyznających zasady tytułowego kodeksu syberyjskiego wychowania.

Wśród obowiązujących praw występowały między innymi: zakaz używania broni w domach i polowania dla przyjemności, stronienie od przechowywania w domu pieniędzy i wszelkich bogactw, noszenie skromnych ubrań, poszanowanie bliźniego, ochrona osób słabszych, dbanie o kulturę wypowiedzi (nawet lekka obraza słowna kończyła się strzelaniną lub poderżniętym gardłem), nienawiść do policji, żołnierzy oraz konfidentów.

Na szczególną uwagę zasługują wewnętrzna hierarchia oraz życie duchowe „uczciwych kryminalistów”. Lilin porównuje strukturę rodzimej grupy do sieci, wiążącej wszystkich ze sobą, gdzie nikt nie ma żadnej osobistej władzy, a przy tym każdy robi swoje we wspólnym interesie. Choć nie ma szefów i podwładnych, ogromny wpływ na życie społeczności oraz wychowanie młodzieży mają osoby z największym kryminalnym stażem oraz najstarsi członkowie. Ci ostatni wpajają przyszłym rabusiom i mordercom jak wielkim priorytetem w życiu Urka są honor, rodzina oraz prawosławna wiara.

Postaci z Syberyjskiego wychowania mają bardzo bogate życie duchowe. Objawia się to w niesamowitej ilości ikon, pod którymi przechowywana jest broń, modlitwach oraz tatuażach. Na przykład, wytatuowana Maryja potrafi ustrzec od śmierci – w sytuacji zagrożenia życia wystarczy tylko ją pokazać w stronę lufy wrogiego pistoletu, a strzał nie padnie.

Mimo, że tatuażom poświęcona jest ostatnia książka Lilina, już w Syberyjskim wychowaniu tłumaczy on ich zadanie. Nie są to zwykłe ozdoby ciała, lecz symbole stanowiące tajny kod. Każdy z nich ma zakodowaną w sobie informację o właścicielu. Liczy się w nich każdy szczegół, położenie na ciele oraz kto jest autorem dziargi. W przypadku gdy właściciel posiada tatuaż, który jest niezgodny z jego historią życiową, społeczność zmusza go do usunięcia.

W tym miejscu należy zaznaczyć, że Lilin jest uważany za jednego z najwybitniejszych na świecie tatuatorów. Obecnie prowadzi własne studio tatuażu oraz współpracuje z firmami odzieżowymi i produkującymi broń, dla których projektuje uzbrojone Maryje, Chrystusów z nożami oraz prawosławne krzyże w otoczeniu pistoletów i finek.

Syberyjskie wychowanieto książka, której treść przeraża, zmusza do myślenia, ale też pokazuje środowisko przestępców w sposób do tej pory nieznany większości czytelników. Na pewno spodoba się wszystkim miłośnikom książek autorów takich jak Nicholas Pileggi, Evan Wright, ale też znajdzie uznanie wśród czytelników publikacji z zakresu socjologii, a nawet językoznawstwa, etnografii i folklorystyki.

Ocena: 10/10

Nikołaj Lilin Syberyjskie wychowanie, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Black Publishing. Dziękuję bardzo!