opowiadania

Usterka na skraju galaktyki

Tytuł sugeruje, że to o nas, ludzkości, napisała moja koleżanka w facebookowym komentarzu pod zdjęciem książki Usterka na skraju galaktyki. Przyznałem jej rację, przytaczając wyznanie Etgara Kereta zamieszczone na blurbie, o tym jak autor miał towarzyszące wypadkowi uczucie, że jego śmierć w globalnej skali nic nie znaczy.

Informacja z okładki i tytuł sugerujący, że ludzkość jest tylko usterką na skraju galaktyki, jest czubkiem literackiej góry lodowej. Tego właśnie mogłem spodziewać się po Etgarze Kerecie, którego uważam za mistrza krótkiej formy.

Usterka na skraju galaktyki – 22 opowiadania o nas samych

Keret w Usterce na skraju galaktyki robi to, co umie najlepiej – przygląda się współczesnemu człowiekowi. Na wierzch wyciąga wszystko: samotność, niezrozumienie, ból po stracie bliskiej osoby, radość, miłość pożądanie fizyczne. Jego bohaterowie to my, z wszystkim uczuciami i wspomnieniami. Nie koniecznie zniszczeni, ale posiadający jakieś doświadczenie lub dopiero je nabywający.

Śmiało mogę powiedzieć, że Usterka na skraju galaktyki jest najciekawszym zbiorem opowiadań Kereta wydanym na polskim rynku. Pamiętam, jak byłem zachwycony jego Siedmioma dobrymi latami, w których robi to samo, co w Usterce – portretuje współczesnego człowieka. Jednak teksty z najnowszej książki są jeszcze bardziej ambitne, chyba mogę użyć tego słowa w przypadku tej książki, doskonalsze.

Największe wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie Tabula rasa. Tekst podzielony jest na kilka podrozdziałów i opowiada o dziecku, które żyje w sierocińcu z takim jak on, osobami chorymi na „staractwo” – dziwną przypadłość, która przyśpiesza starzenie się niemowląt. Opowiadanie czytałem późno w nocy, tuż po lekturze bardzo intymnych Chipsów, i tak naprawdę miałem go dość po dwóch podrozdziałach. Zastanawiałem się, dlaczego tak kiepski tekst znalazł się w zbiorze i po co marnuję na niego czas. Jak wielkie miałem szczęście, że nie odłożyłem książki i nie poszedłem wypoczywać! Pomysł i jego realizacja świadczą tylko o tym, że Keret jest w czołówce najlepszych prozaików.

Ponieważ nie pisałem dotychczas, mimo, że znam i od dawna uwielbiam twórczość Kereta, wspomnę o tym teraz. Ciekawym tematem na artykuł, ba myślę, że i dobra praca licencjacka mogła by z tego powstać, jest rola marihuany w opowiadaniach Kereta.

Autor Usterki na skraju galaktyki nie promuje używki w tak infantylny sposób jak Snoop Dogg. Służy mu do innego celu. Bohaterowie jego tekstów często sięgają po „zioło”, jednak najczęściej jest ono źródłem do nawiązania pewnego rodzaju relacji. Takiej z rodzaju tych, jakie nawiązujemy idąc z kimś na kawę lub herbatę. Różniącą się od wymienionych tym, że wspólne zapalenie jointa przenosi dwójkę w sferę bardziej intymną, w której zaczynają się bardziej rozumieć.

Wszystkich zainteresowanych napisaniem w przyszłości tekstu o takiej tematyce, zachęcam do sięgnięcia najpierw po wcześniejsze opowiadania Kereta, a dopiero na końcu przyjrzenie się Usterce na skraju galaktyki – ze względu na dojrzałość opowiadań.

Usterka na skraju galaktyki – ocena

Te teksty są tak doskonałe, że zalecam dawkowanie ich po 2-3 opowiadania dziennie. Wszystko po to, by delektować się i dostrzegać z jak rewelacyjnym prozaikiem mamy do czynienia.

Moja ocena: 10/10

Etgar Keret, Usterka na skraju galaktyki, Wydawnictwo Literackie, 2020

Książkę podesłało Wydawnictwo Literackie

Małe Grozy – realizm magiczny w najlepszym wykonaniu

Małe Grozy to książka, która nieźle namiesza na rynku wydawniczym. Jestem przekonany, że Łukasz Staniszewski zgarnie za nią kilka zacnych nagród. Jego mikropowieść pod względem literackim jest nadzwyczajna i wciąga niczym piękno terenów Warmii.

Małe Grozy to połączenie realizmu magicznego, takiego jaki zaprezentowali Oz w Dotknij wiatru, dotknij wody, czy Marquez w swoich powieściach i opowiadaniach, z tym co zrobił Schulz w Sklepach cynamonowych. Proza ostatniego z wymienionych jest niezwykle bliska treści mikropowieści Staniszewskiego. Małe Grozy kryją podobną rzeczywistość zmitologizowaną, tak często oniryczną.   Proza Schulza wiąże się też z pojęciem „małej ojczyzny”. To również silnie łączy dzieło Staniszewskiego z prozą mistrza z Drohobycza.

Małe Grozy – najwyższej klasy realizm magiczny w polskim wydaniu

Lektura Małych Gróz przywołała w mej pamięci jeszcze jedno wspomnienie – uczucie, które towarzyszyło mi, gdy po raz pierwszy oglądałem Amarcord. Staniszewski, podobnie jak Fellini, ukazuje historię mieszkańców prowincji, mających pewne pragnienia i aspiracje oraz oryginalne spojrzenie na świat. Nic dziwnego, przecież żyją w niezwykłym miejscu.

Spójrzmy jak Staniszewski opisuje Warmię:

Warmia jest skalistą wyspą zawieszoną w powietrzu na sznurach wyplatanych z traw i wyschniętych zbóż. Tkwi w przestrzeni pomiędzy Niebem a Piekłem. Silne wiatry, które wieją tu dość często, targają wyspą raz w górę, raz w dół. Ale częściej w dół, zanurzając ją na chwilę w otchłani Grzechu. Sznury jednak nie pozwalają polecieć za daleko, zawracając zaraz Warmię w kierunku Pomiędzy.

Właśnie na tym obszarze leżą tytułowe Małe Grozy. Wieś niezwykła, bo powstała w bardzo przykrych okolicznościach. Wydarzeniem leżącym u podstaw jej genezy była zaraza, która wybuchła we wsi Duże Grozy. Miejsce, w którym odnajdywane są kości olbrzymów, w lesie żyją demony, duchy, a natura jednoczy się z człowiekiem w magiczny sposób, nie tylko duchowy, ale i cielesny.

Mieszkańcy są tak samo niezwykli. Są to ludzie, którzy wyciągają perły z dna oka, przepowiadają przyszłość, pędzą agrestówkę z kurzych odchodów, czy też piją z drewnianych kubków rumianek, by widzieć zmarłych. Jest ich cała plejada. To właśnie ich życie jest tematem książki, której rozdziały można potraktować jako oddzielne opowiadania. Jednak nie radzę czytać ich na wyrywki. Zachowanie kolejności lektury jest tu pożądane.

Małe Grozy – kwestia czasu

Na szczególną uwagę zasługuje w Małych Grozach kwestia czasu. Na terenie Warmii płynie normalnie, do przodu. Dzięki temu istnieją pory roku i mijają lata. Jest on bardzo zależy od ludzi, a oni od niego. Wyznacza im porę umierania i rodzenia:

Maj na Warmii jest czasem ostatecznego zwycięstwa.

Starców i chorych dawno już nie ma. Odeszli w czasach ciemności i zimna, nie wierząc, że jeszcze coś w ich życiu mogłoby się odmienić.

Każdy pisklak w gnieździe i najmniejsze źdźbło trawy krzyczy: Jestem z wami! Świat cieszy się z dobrej nowiny. Kobietom w Małych Grozach dopiero zaokrąglają się brzuchy, pamiątki po nudzie długich zimowych nocy przykrytych pierzyną.

Jednak ludzie potrafią go kontrolować. Wystarczy tylko, że  starcy zamieszkujący Małe Grozy nie chcą umierać. Aby ocalić swoje życie w dość umiejętny, bardzo rzeczowy sposób, wymuszają cofniecie  czasu, a dodatkowo powodują, że na księżycu pojawiły się kratery.

Czas to również pewien wyznacznik, tego co przemija, nie tylko życia ludzkiego. Na jego osi zapisane są zdarzenia, gdy nie istniały Małe Grozy, a po ziemi chodziły olbrzymy i pływały gigantyczne ryby. Jednak nie dla wszystkich płynie on jednakowo. Co więcej da się zauważyć, że ma wpływ na to co dzieje się między żywymi i zmarłymi.

Czas również tyczy się Boga. Twórca rzeczywistości podlega również prawidłom przemijających dni. Podobnie jak ludzie był kiedyś młody, a do tego zakochał się. Oczywiście jest wszechobecny, słuchający modlitw mieszkańców wsi, ale podlega tak jak oni przemijającym dniom.

Małe Grozy – miłość

Dużą uwagę skupia Staniszewski na miłości. W Małych Grozach jest ona najczęściej tą fizyczną, płynącą z pożądania i potrzeby kopulacji. Niekoniecznie musi być ona pomiędzy samymi ludźmi. Czasami mieszkańcy wsi szukają jej w naturze, świecie demonów i duchów, a nawet w rzeczach martwych. Przykładem ostatniego jest, przedstawiona w jakże oryginalny sposób,  relacja pomiędzy młodą dziewczyną a strachem na wróble, który na widok kobiecych piersi płacze w milczeniu.

Mikropowieść opowiada też o miłości platonicznej. Są bowiem między mieszkańcami tacy jak święty Macieja. Mężczyzna mówi, że tylko raz miał kobietę. Umówił się z nią, lecz nie doszło do spotkania, bowiem kobieta zginęła w wypadku. Nie stanowiło to przeszkody dla Maciei, który rozmyślał nad tym jak wspaniałą kobietą byłą jego niedoszła partnerka.

Małe Grozy – ocena

Łukasz Staniszewski pojawił się na rynku z dziełem, którego po prostu mu zazdroszczę. Fajnie mieć taki debiut. Jego mikropowieść, powtórzę to raz jeszcze, na pewno zgarnie kilka zacnych nagród.

Gorąco polecam i oceniam na najwyższą ocenę.

Ocena: 10/10

Łukasz Staniszewski, Małe Grozy, Wydawnictwo Literackie, 2020

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Literackiego. Dziękuję!

Szpony i kły – opowiadania z uniwersum Wiedźmina

Szpony i kły leżały na moim biurku już trzy dni przed premierą. Na początku lektury  myślałem, że złapałem boga literatury za nogi. Podekscytowany słowem od Andrzeja Sapkowskiego oraz przedmową Marcina Zwierzchowskiego delektowałem się opowiadaniami. Dawkowałem sobie książkę, by dłużej cieszyć się przyjemnością przebywania w świecie Białego Wilka.  Następnie stało się coś dziwnego, opowiadania przestały się mi podobać i musiałem zrobić od nich przerwę.

Szpony i kły skończyłem pod koniec listopada. Zabrałem się do pisania wpisu o książce, lecz nie ukończyłem go. Postanowiłem jeszcze dokładniej przyjrzeć się tekstom, dociekając dlaczego opowieści zaczęły mnie po pewnym czasie nużyć. Już to wiem, a odpowiedź znajduje się w tekście.

Szpony i kły – fan fiction

Opowiadania wchodzące w skład zbioru to teksty wyłonione podczas konkursu zorganizowanego przez „Nową Fantastykę”.  Ich bohaterami są Geralt, Jaskier, Lambert i inne postaci z opowiadań oraz sagi, jak też te powołane do życia przez fanów Sapkowskiego.

Nie przepadam za literaturą fan fiction. Ukraińskim i rosyjskim Opowieściom ze świata Wiedźmina nie dałem ani jednej szansy. Szponom i kłom  postanowiłem ją podarować. Przecież to opowiadania konkursowe, pod którymi podpisał się sam Andrzej Sapkowski. Na początku zyskały moją przychylność. Jednak co za dużo, to nie zdrowo – świadomość, że czytam fanowskie wizje na pewno wpłynęła na końcową ocenę książki.

Oczywiście, kilka tekstów jest bardzo ciekawych. Przede wszystkim moje zainteresowanie wzbudzili Piotr Jedliński, Michał Smyk, Nadia Gasik. Ich historie są „wiedźmiskie”, ale też bije z nich oryginalność. Bowiem, takich  opowiadań oczekiwałem – wykorzystujących w pełni świat Sapkowiego, ale i wnoszących moce indywiduum.

Zaskoczony byłem tekstem Andrzeja W. Sawickiego. Pozytywnie, bo śledzę autora i  w końcu mnie czymś zainteresował. Dziewczyna, która nigdy nie płakała jest rewelacyjnie opowiedzianą historią. Szkoda, że nie zdobyła głównej nagrody.

Reszta opowiadań to teksty z mniejszym lub większym „wiedźmińskim pazurem”, ale daleko im do arcydzieł twórcy Białego Wilka.

Szpony i kły – ocena

Fani wiedźmina na pewno sprawdzą książkę. Słowa więc kieruję do osób nie znających opowiadań i sagi. Jeśli chcecie dołączyć do wielkiej przygody Geralta z Rivii, nie zaczynajcie jej od Szponów i kłów. Nie warto psuć sobie smaku.

Ocena: 6 /10

Andrzej W. Sawicki, Przemysław Gul, Nadia Gasik, Jacek Wróbel, Michał Smyk, Piotr Jedliński, Barbara Szeląg, Beatrycze Nowicka, Sobiesław Kolanowski, Katarzyna Gielicz, Tomasz Zliczewski, Wiedźmin. Szpony  i kły, superNOWA, 2017

Autostop(y) – 10 opowiadań o wolności

Na początku było Wykup Słowo – projekt realizowany na portalu PolakPotrafi.pl, w którym 10 pisarek zaoferowało czytelnikom wykupienie słów w swoim zbiorku opowiadań. Przyznam się, że nie przepadam za takimi projektami – uważam, że literatura powinna sprzedawać się sama, a nie wykorzystywać do tego „internety”. Jednak bardzo się cieszę, że Paniom udało się zdobyć zaufanie odbiorców, a tym samym zgromadzić środki niezbędne do wydania książki.

Cieszę się, bo pomysłodawczynią oraz autorką jednego z opowiadań jest Katja Tomczyk, poznałem ją na studiach, razem byliśmy w grupie. Jestem bardzo rad słysząc o sukcesach moich Znajomych. Gratuluję Katji publikacji.

Drugim powodem mojego zadowolenia jest wartość samej publikacji. W dobie Greya lub kolejnego Rozlewiska pojawia się grupa kobiet-pisarek, która wydaje książkę skrywającą w sobie interesującą, wartościową treść. Bohaterką każdego z opowiadań jest kobieta, która…

No właśnie, Katja z koleżankami twierdzą, że Autostop(y) to zbiór opowiadań o wolności. Zauważam, że o wolność, a raczej 10 różnych jej oblicz, walczą postaci z opowiadań. Jednak z męskiego punktu widzenia, z chęcią skasowałbym słowo wolność, a na jego miejsce wpisał kobiecość. Bowiem są to mini analizy kobiecych zachowań, sposobów myślenia, odbierania rzeczywistości i prób uwalniania się z niej.

Pod względem stylu, opowiadania są gorzej lub lepiej napisane. Jednak dla perełek takich jak: Biały świerszcz drżał na białym szronie, Trup w laboratorium czy Mam na imię Madison naprawdę warto kupić tę publikację.

Na oddzielną uwagę zasługuje promocja Autostop(ów). Panie udowodniały, że można wydać publikację w małym wydawnictwie i zapewnić sobie promocję na miarę empikowej. Śledząc ich poczynania na facebookowej stronie (https://www.facebook.com/autostopy) oraz na stronie książki (http://autostopy.com), co chwila dowiaduje się o kolejnym wywiadzie, prezentacji książki lub nowym miejscu sprzedaży.

Ocena: 9/10

Hanka V. Mody, K.B. Ambroziak, Magdalena Niziołek-Kierecka, K.A. Kowalewska, Joanna Chudzio, Marta Koton-Czarnecka, Katja Tomczyk, Zuzanna Muszyńska, Gabriela Szczęsna, Dorota Szelezińska Autostop(y), Tagore, 2015