Month: październik 2014

Doktor śmierć – recenzja książki

Holokaust, eksperymenty na więźniach i bestialskie pomysły nazistowskich oprawców, to tematy znane w mniejszym (za sprawą edukacji szkolnej) lub większym (dotyczy osób zainteresowanych okresem II Wojny Światowej) stopniu polskiemu odbiorcy. Nawet gdyby chciał, nie może o nich zapomnieć. Wciąż przewijają się w postaci Auschwitz, Majdanka, Treblinki, wspomnieniach wciąż żyjącego pokolenia dziadków oraz rodziców. A jak wygląda wiedza o rozliczeniu katów? Z tym jest gorzej.

Wiemy o procesach w Norymberdze, świadomi jesteśmy tego, że wielu zbrodniarzy próbowało uniknąć kary uciekając do Ameryki Południowej. Dużą rolę odegrały tu filmy. Chłopcy z Brazylii, rewelacyjny Wszystkie odloty Cheyenne`a, czy też słynny Maratończyk uświadomiły społeczeństwo, że poszukiwania nazistów wciąż trwają. I na tym kończy się wiedza większości odbiorców.

Dlatego dobrze, że książki takie jak Doktor śmierć pojawiają się na rynku. Pozwalają lepiej zapoznać się z tematem, ocalają pamięć o ofiarach i przestrzegają przed ponownym popełnieniem bestialskiego mordu.

Doktor śmierć to publikacja o tym, co się wydarzyło po zakończeniu wojny, o sytuacji politycznej, łowcach nazistów, narodach Niemców i Żydów, a także o jednostkach próbujących uporać się z piętnem Holokaustu.

Naziści kradli i handlowali dziełami sztuki. Dowiedz się jak to robili!

Głównym tematem jest tropienie Ariberta Heima, lekarza z Mauthausen-Gusen. Odznaczył się on wielkim okrucieństwem, między innymi wycinając organy żywym osobom, uśmiercając zastrzykiem z benzyny w serce. Od innych zbrodniarzy wyróżnia go lekarskie podejście. Gdy jego koledzy po fachu swoje czyny tłumaczyli eksperymentami na rzecz rozwoju medycyny, Heim mordował dla własnej przyjemności. Sadysta, według relacji świadków, gdy się nudził, składał zamówienie w postaci dostarczenia do swego gabinetu kilkudziesięciu osób. Tuż po wojnie, w pomyślnych dla niego okolicznościach, udało mu się uniknąć kary. Mało tego, ożenił się i dalej pracował w zawodzie lekarza, a także był osobą publiczną – utalentowanym hokeistą. Mimo wszystko pamięć o popełnionych przez niego zbrodniach przetrwała i popchnęła śledczych do poszukiwań. Heim ukrył się w Egipcie, zmieniając imię i nazwisko oraz przechodząc na islam. Tam też zmarł.

Samo śledztwo było przeprowadzone nieudolnie. Popełniono mnóstwo błędów. A co najgorsze, gdyby nie „pewien świadek”, informacja o śmierci Heima nie trafiłaby do opinii publicznej do dnia dzisiejszego. Co robił po wojnie zbrodniarz, kim był informator, jaką wielką rolę w śledztwie spełniła pewna nieruchomość, tego dowiedzą się czytelnicy książki.

Aribert Heim

Historia polowania na Ariberta Heima łączy się, jak napisałem powyżej, z sytuacją jaka panowała po wojnie. Wielu zbrodniarzy wyszło na wolność korzystając z błędów prawa ustanowionego przez zwycięzców wojny. Tak samo było w przypadku lekarza z Mauthausen-Gusen. Doktor śmierć przestał być jeńcem wojennym, bo Amerykanom skończył się czas na przetrzymywanie nazistów w obozie, a wywiady o przeszłości więźniów charakteryzowały się zupełnym brakiem profesjonalizmu. Nie lepiej było w kolejnych dziesięcioleciach. Po procesach nazistów, naród Niemiecki miał dosyć obwiniania go o zbrodnie popełnione przez jednostki, słowo Holocaust nie funkcjonowało w języku, a młodzi Niemcy nie uczyli się o zbrodniach popełnionych przez rodziców. Nie lepsze było podejście innych narodów do schedy po czasie Zagłady. Na przykład, przedstawiciele władz Izraela z niechęcią wybrały się do Ameryki Południowej po Adolfa Eichmanna, pomysłodawcę i wykonawcę planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Mimo, że otrzymały dokładne informacje gdzie jest zbrodniarz, dopiero po interwencji łowcy nazistów, zdecydowały się na uprowadzenie Eichmanna.

Temat osób poszukujących nazistów został ograniczony do kilku osób. Najwięcej informacji zostało przedstawionych o tym najsłynniejszym, Szymonie Wiesenthalu. Ale w jaki sposób! Czytając Doktora Śmierć czuje się jakby to były postaci stworzone przez Forsytha. To typowi twardziele z poczuciem misji. Są nieustępliwi, za wszelką cenę dążący do celu, pragnący rozliczenia za krzywdę niewinnych.

Ostatnią z najważniejszych płaszczyzn zarysowanych w książce jest sytuacja jednostek należących do rodziny nazisty. Muszą się one uporać z faktami. To osoby o różnym podejściu. Jedne nie akceptują i potępiają całkowicie postać, inne próbują wytłumaczyć postępowanie zbrodniarza i szukają dowodów na uniewinnienie.

Książka napisana jest łatwym językiem i szybko się ją czyta. Stworzona została z myślą o współczesnym czytelniku. Świadczy o tym forma wydania: format, wielkość czcionniki oraz krótkie rozdziały. Jednak wymienione cechy niech nie zmylą miłośników literatury faktu. To również książka dla nich. Mnóstwo w niej dat, opisów wydarzeń i prób ich interpretacji.

O tym jak wiele pracy włożyli w ukazanie się publikacji autorzy, dziennikarze z New York Timesa, możemy wyczytać w Podziękowaniach wieńczących książkę. Oprócz wyprawy do Egiptu, podróży po Niemczech i Austrii, przeżywali chwile niczym opisywani przez nich śledczy. „Drążąc temat” trafiali do członków rodzin, znajomych Heima, spędzali czas w archiwach i bibliotekach, a także brali udział w prawdziwych przygodach takich jak: uwięzienie w egipskim areszcie, czy też transport i przechowywanie starej aktówki Heima. Myślę, że ich praca może stanowić doskonały materiał na nową książkę. Kto wie, może kiedyś taką napiszą.

Ocena: 9/10

Nicholas Kulish, Souad Mekhennet Doktor śmierć, PWN, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!

Kilka słów o „Zaginionej dziewczynie” Finchera

Kadr z filmu „Zaginiona dziewczyna”.

O filmach Davida Finchera ciężko jest mi wypowiadać się obiektywnie. Lubię go od Obcego 3. Dlatego ograniczę się tylko do stwierdzenia, że znów wyreżyserował doskonałą historię. Dwie i pół godziny ekranizacji powieści Gillian Flynn minęły jak kilka minut. Perfekcyjnie opowiedziana historia!

Pewnego lipcowego dnia, dokładnie w piątą rocznicę ślubu, Nick Dunne (Ben Affleck) wchodzi do Baru (nazwa knajpy), rozmawia z siostrą bliźniaczką(Carrie Coon) i wraca do domu, w którym znajduje przewrócony stolik z rozbitym szklanym blatem. Zaczyna chodzić po domu, wykrzykując imię żony (Rosamund Pike). Następnie zjawia się policja wezwana w sprawie zaginięcia kobiety. Tak właśnie rozpoczyna się Zaginiona dziewczyna.

To co się dzieje w kolejnych minutach, a następnie godzinach jest powiązane ze sobą. Podobnie jak inni autorzy tekstów na temat nowego filmu Finchera, nie zamierzam zamieszczać spoilerów. Mogę jednak obiecać, że osoby żądne dobrego thrilleru, powinny opuścić salę kinową usatysfakcjonowane.

Zapoznając się z recenzjami zamieszczonymi w sieci spotykałem się z określeniami Zaginionej dziewczyny jako rasowego thilleru, potem przeradzającego się w satyrę na małżeństwo, media i prowincjonalną amerykańską obyczajowość (wyborcza.pl), czy też studium drogi, którą kochający się małżonkowie przebywają, by zamienić się w swoich najgorszych wrogów. (onet.pl) Zgadzam się z powyższymi opiniami. Chciałbym dorzuć do nich jeszcze jedną. W filmie Finchera jest ukryta jest jeszcze jedna analiza. To również opowieść o skutkach dobrego wychowania.

Główny bohater wypowiada w filmie kwestię o tym, że od dziecka był uczony, by zawsze być miłym do innych i zachowywać się jak gentelman. Moim zdaniem to właśnie pchnęło go do pewnych zachowań, o których dowiadujemy się w trakcie filmu i ostatecznej decyzji wieńczącej Zaginioną dziewczynę.

Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą jest zabawa ujęciami. Fincher zadbał o ucztę dla oka. Moim zdaniem, są o wiele ciekawsze (bardziej artystyczne) niż te w uwielbianym przeze mnie Fight Clubie. Drugą jest warstwa dźwiękowa. Mam na myśli zarówno muzykę, za którą odpowiedzialny jest między innymi Trent Reznor, wokalista z Nine Inch Nails, jak też jeden z przerywników. Takiego odgłosu bicia serca jakie towarzyszy scenie pokazującej zdenerwowanego Afflecka dawno nie słyszałem.

Wracając do Raznora, to już trzeci film Finchera, w którym możemy usłyszeć kompozycje muzyka. O ile ścieżka dźwiękowa w Social Network nie przypadła mi do gustu, to utwory usłyszane w Dziewczynie z tatuażem i Zaginionej dziewczynie uznałem za bardzo interesujące.

Muzyka z ostatniego z wymienionych filmów znajduje się TUTAJ.

Zaginiona dziewczyna, reż David Fincher, 2014

Ocena: 10/10

 

Udawajmy, że to się nie wydarzyło – recenzja książki

Napisanie kilku słów o tej książce traktuję jako spore wyzwanie. Lektura Udawajmy, że to się nie wydarzyło zajęła mi ponad dwa tygodnie i gdyby przedłużyła się o kolejne siedem dni, prawdopodobnie potrzebowałbym pomocy psychologa. Czytając powieść Jenny Lawson wpadałem w skrajności – od niepowstrzymanego śmiechu po szczere wkurzenie. To nie jest normalna książka.

Jednak daję jej najwyższą ocenę. Dlaczego? Bo naprawdę na nią zasługuje, i to taką z gigantycznym plusem.

Przeważnie prawdziwa autobiografia (podtytuł książki) Lawson jest opowieścią o skutkach dorastania w „zabitej dechami dziurze w Teksasie”, w środowisku dalekim od standardów normalności. Widoki rozjeżdżonych zwierząt, gotujących się ich głów, obawy przed pomysłami ojca (śmiało można powiedzieć o nim: maniak ze skłonnością do sadystycznych zachowań), nieudane relacje z rówieśnikami – to wszystko zaowocowało w dorosłym życiu bohaterki w postaci: stanów lękowych, nieodpowiedzialnego zachowania stanowiącego zagrożenie zdrowia i życia otaczających ją bliskich oraz fascynacją (odziedziczoną po ojcu) wypchanymi zwierzętami.

Jakub, przecież to książka dla dziewczyn. Ja też mam podobną logikę i sposób postępowania, jak te przedstawione wUdawajmy, że to się nie wydarzyło” – usłyszałem od Wiolki, znajomej zdziwionej, że sięgnąłem po publikację. Możliwe, że miała rację. Książka Lawson to również opowieść o kobiecie, która zakochuje się, zakłada rodzinę i zaczyna w niej funkcjonować, kobiecych marzeniach i fascynacjach (innych niż wspomniane powyżej martwe krokodyle w pirackich strojach czy też przebrany łeb dzika). Istnieje duże prawdopodobieństwo, że do końca nie zrozumiałem owych fragmentów, bo nie jestem kobietą.

Trzecim wątkiem książki są wydarzenia związane z blogowaniem oraz pisarstwem. Blog Jenny Lawson jest popularną stroną w USA (http://thebloggess.com/). Czytelnik w Udawajmy, że to się nie wydarzyło znajdzie fragmenty opisujące kulisy powstawania wpisów, a także pozna uroki i ciemne strony bycia blogerem.

Największym atutem książki jest sposób narracji oraz jakość tłumaczenia. Wanda i Barbara Gadomskie Osoby przełożyły autobiografię Lawson w taki sposób, że czyta się ją jak treści na blogu autorki. Język jest łatwy, z lekkim nasyceniem wulgaryzmami, oddający charakter bohaterki. I do tego te wtrącenia, odniesienia do korektorki i wydawcy – są niegrzeczne, pretensjonalne, zawierające cząsteczki „sympatycznej łobuzerskośći” .

Autobiografia zyskuje wiarygodność w oczach czytelnika poprzez zamieszczenie zdjęć. Zasada ta jest zachowana w omawianej publikacji. Jest ich naprawdę dużo. Wszystkie z rodzinnego albumu, niedużych rozmiarów, ale jak znaczące! Wielokrotnie łapałem się na tym, że określałem opisywane wydarzenie za efekt kobiecej/pisarskiej wyobraźni, a za chwilę zaskoczony napotykałem na zdjęcie potwierdzające opisane wspomnienie.

Zdjęcie pochodzi z omawianej książki. Podpisane jest: „Dowody zdjęciowe na istnienie Rambo w surferskich spodenkach. Na zdjęciu widnieją również: czasopismo „Teen Beat” z Kirkiem Cameronem na okładce, płyty i kaseta VHS. Jakby lata osiemdziesiąte wyrzygały się u stóp tego szopa. Nawet gdybym chciała, nie wymyśliłabym tego.”

Książka jest na tyle interesująca, że przeczytam ją ponownie. A komu ją polecę? Na pewno wszystkim, którzy oczekują historii odbiegających od normalności, które są przeważnie prawdziwe.

Ocena 10/10

Jenny Lawson Udawajmy, że to sie nie wydarzyło, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!