Month: lipiec 2015

ZOO – serial o zwierzętach polujących na człowieka

Na razie w sieci ukazały się tylko cztery odcinki serialu Zoo– dziś w nocy CBS wyemituje piąty epizod. Na razie jest nieźle. Na razie zwierzęta przejmują kontrolę i idzie im całkiem nieźle.

Przyznam się, że oglądając dwa pierwsze odcinki adaptacji książki Pattersona i Ledwidge miałem wrażenie jakbym widział połączenie Epidemii z Parkiem Jurajskim wepchnięte w schemat Wirusa. Jednak trzecia część serialu zmieniła moje postrzeganie. To jest inna historia.

Oto mamy bunt zwierząt, którego źródła są w USA i Afryce. Zaczyna się od lwów i kotów, do których dołączają psy, wilki, nietoperze i inne stworzenia. Zagrożenie błyskawicznie pojawia się na każdym z kontynentów. Dzieje się ot tak, po prostu. Zwierzęta zaczynają polować na człowieka, niektóre z nich wpierw dają znać, że dominacja dwunożnego gatunku panów i władców dobiegła już końca. Po naszej stronie staje grupa specjalistów z różnych zawodów, w której skład wchodzą: ekspert od zachowania zwierząt, dziennikarka-blogerka, przewodnik safari, francuska agentka oraz weterynarz patolog. Ich zadaniem jest odkrycie co się stało ze zwierzętami, dlaczego i jak je powstrzymać.

Sceny serialu to zlepek oklepanych mniejszych oraz większych szablonów, wyciągniętych z najpopularniejszych seriali, czytadeł, gier i komiksów. Jest wirus, mentor posiadający wiedzę, bohaterowie z utartym charakterem i zachowaniem, wiele sytuacji można przewidzieć, ale… Zoo jest wyprodukowane w znakomity sposób. Mam na myśli zarówno sceny ze zwierzętami, ujęcia kamery, czy też sposób prowadzenia opowieści – prosto, szybko i na temat, tak by widz nie był zmuszony do intelektualnego wysiłku, a do tego odczuwał po obejrzeniu jednego odcinka lekki głód i czekał na kolejny.

Zoo zachwyca tak, że 44 minuty upływają jak kilka sekund. Tym samym udowadnia, że przyslowiowy odgrzewany kotlet może smakować wyśmienicie. Dlatego śmiało podwajam ocenę za oklepaną schematyczność z 3 na 6/10.

Jest jednak jeden minus, który nie pozwala mi dostawić + do oceny. Drażnią mnie w serialu Zoo rozmowy między postaciami. Dialogi nie są długie, ale często sposób wypowiedzenia kwestii nie jest adekwatny do napięcia sytuacji. Jest za grzecznie i za miło.

Z niecierpliwością czekam na książkę (wyda ją w tym roku Wydawnictwo Albatros – od lat rozpieszczające czytelników powieściami Jamesa Pattersona). To będzie na pewno dobre czytadło. Na razie pozostaje mi śledzenie poczynań „ekipy od zwierząt” tylko na ekranie.

Ocena: 6/10

Marsz – kilka słów o książce

Wojna secesyjna w literaturze to nie tylko Północ-Południe  Jakesa. Wciąż powstają publikacje, których akcja dzieje się w czasie osławionego konfliktu, z ciekawszą narracją niż ta zastosowana we wspomnianej trylogii. Jedną z nich jest Marsz Edgara Laurenca Doctorowa.

Nominowana w 2005 roku do Pulitzera powieść to historia Wielkiego Marszu Armii Unii pod wodzą generała Shermana przez Georgię, Karolinę Południową i Karolinę Południową w latach 1864-1865. W tle prawdziwych XIX-wiecznych wydarzeń ukazane są losy zarówno właścicieli ziemskich, wyzwolonych niewolników, rebeliantów, żołnierzy unijnych, a nawet początkującego lekarza i doświadczonego fotografa Unionistów.

Duże znaczenie mają w Marszu postaci kobiece, których różnorodność nadaje wyjątkowy charakter całej historii przesyconej męskim pierwiastkiem wojennej potyczki. Wyraźnie zarysowana jest historia jednej z nich: Pearl – Białej Murzynki. Jest ona córką czarnej niewolnicy i właściciela ziemskiego. Poznajemy ją na samym początku książki, gdy Państwo odjeżdżają z posiadłości, a ona sama postanawia ruszyć wraz z armią w Wielki Marsz pod przebraniem dobosza. Podczas przygody swego życia Peral, między innymi styka się z żoną swojego ojca i zaczyna się nią opiekować, ratuje jednego z przyrodnich braci przed śmiercią oraz spotyka miłość oraz odnajduje się w niesieniu pomocy innym jako sanitariuszka.

Wątkiem wartym uwagi jest historia żołnierza Konfederacji Arly`ego, którego zawiłe losy kończą się brawurową próbą zamachu na generała Shermana. Do sytuacji dochodzi po przejęciu przez Arlyego dobytku Calvina – słynnego wojennego fotografa. Żołnierz pod pozorem wykonania dowódcy zdjęcia zamierza dokonać zamachu. Czy  mu się uda? Dowiedzą się o tym wszyscy, którzy przeczytają Marsz.

Książka jest połączeniem tego co najfajniejsze w opowieściach z wielką historią w tle. Monotonne walki i przewijające się co chwila nazwiska dowódców nie powodują znudzenia u czytelnika. Kończąc lekturę od razu chce się dokładniej zapoznać z z historią USA.

Ocena: 8/10

E.L.Doctorow Marsz, Wydawnictwo Bellona, 2006

NOS4A2 – kilka słów o książce

NOS4A2 – ta tajemnicza tablica rejestracyjna stanowiąca tytuł ostatniej powieści Joe Hilla. Nosferatu, to kryjące się za rejestracją rolls-roycea (rocznik 1938) imię Upiora, znanego wśród ludzi jako Charli Manx, który porywa dzieci do swojej Gwiazdkowej Krainy. Zabiera im nie tylko życie, ale także i dusze, a odarte z ludzkich uczuć już na zawsze pozostają dziećmi.

Brzmi jak kolejny pomysł Stephena Kinga? Blisko! Autorem jest syn pisarza – Joe Hill. W odróżnieniu do swojego taty (który, moim zdaniem, potrafi tylko pisać kryminały) młody King potrafi wymyślać znakomite horrory!

Pewnego dnia na drodze wspominanego wampira staje godny przeciwnik – Victoria McQueen, którą poznajemy jako ośmioletnią dziewczynkę. Vic- zwana też Szkrabem odkrywa swoją nadzwyczajną naturę, gdy przejeżdżając przez stary zerwany most dostaje się na drugą stronę, to znaczy w różne upragnione miejsca, gdzie odnajduje zagubione przedmioty oraz spotyka niesamowite osoby.Pragnienia dziewczyny są różne, stąd szukając kłopotów Vici jako nastolatka trafia do domu Upiora udekorowanego jak przystało na Gwiazdkową Krainę. Udaje się jej stamtąd uciec i wywabić tym samym potwora. Charli Manx popełnia błąd i zostaje skazany przez sąd za porwanie Szkraba oraz za morderstwo, ale to dopiero początek opowieści…

Jaki był finał tej niesamowitej historii? Dowie się tego każdy kto sięgnie po książkę Joe Hilla. Jedynie mogę zdradzić, że historia Vici i jej walki z Upiorem to nie tylko opowieść o walce dobra ze złem, ale także naszej codziennej walce z mnniejszymi, bądź większymi problemami. Płynąca z niej nauka jest taka, iż dopóki nie weźmiemy życia w swoje ręce i nie stawimy czoła naszym demonom, dotąd będą one „wydzwaniały” do nas i nie dawały nam spokoju.

Podsumowując Joe Hill już po raz trzeci (biorąc pod uwagę tylko powieści) prowadzi czytelnika przez bogatą w wydarzenia wielowątkową historię, w której napięcie wzrasta wraz z każdą następną przeczytaną stronnicą. NOS4A2 to horror w doskonałym wydaniu, w którym wydarzenia i miejsca zostają tak opisane, iż czytelnikowi wydaje się jakby oglądał dobrze nakręcony film grozy.

Dla mnie lektura była niezapomnianą przygodą. Dlatego oceniam ją wysoka notą.

Ocena: 9/10

Joe Hill NOS4A2, Albatros, 2014

Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić

Kolejna książka Alberta Espinosy i kolejny długi tytuł – Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić. Pierwszą część nazwy stanowią słowa piosenki zespołu Los Panchos. Brzmi tak:

Druga to myśl spotkanej przez bohatera kobiety twierdzącej, że:

Zawsze uważałam, że w tej piosence czegoś brakuje… Powinno być: >>Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… Ale musisz mnie poprosić<<

Wraz z tytułem, istotną rolę w książce Espinosy pełni  film Jeana Luca Godarda Do utraty tchu, a konkretnie słowa wypowiedziane przez bohaterów:

„Nie mogę żyć bez ciebie…”
„Owszem, możesz…”
„Tak, ale nie chcę”

Mając tak bardzo oryginalny tytuł i filmowy cytat pisarz snuje opowieść o Danim, karle, zajmującym się zawodowo szukaniem dzieci. Historia rozpoczyna się od rozstania z dziewczyną i podjęcia (w tym samym czasie) kolejnego zlecenia. Całość przypomina karuzele. Na początku akcja zaczyna „kręcić się powoli”, by za chwilę zacząć wirować, wciągając bohatera w wir wydarzeń.

Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić to opowieść o docieraniu do najciemniejszych zakątków w swoim umyśle. W nich gnieździ się prawda, do której nie chcemy przyznać się przed samym sobą. To także relacja z dojrzewania – fizycznego i do czynu, z autorską dedykacją Wszystkim, którzy wciąż chcą być inni i walczą z tymi, którzy pragną, byśmy byli jednakowi…

Polecam sięgnięcie po Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… osobom szukającym ambitnych książek o miłości. To ona jest tu priorytetem– decyduje o tym co dzieje się z Danim. Jako ciekawostkę zachęcającą do lektury zdradzę, że wspomniany powyżej cytat stanowi szyfr kochanków. Jest on obecny w ich życiu nawet po rozstaniu, a także stanowi tajemnicze lekarstwo na rozwiązanie każdej kłótni. Oczywiście pomoże i w tej, jednak zrobi to w inny sposób niż można spodziewać się tego.

W przypadku Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami nie zauważałem dużego podobieństwa do twórczości Murakamiego. Jest ono jednak widoczne w Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… Podobnie jak w powieściach Japończyka mamy tu bohatera odbywającego podróż, po której zrozumie sam siebie. W życiowej wędrówce towarzyszą mu postaci wpływające na efekty owego odkrywania własnego wnętrza. Ogromne znaczenie mają też lokalizacje. Wiem, że niektórzy czytelnicy również mogą wskazywać na istotną rolę muzyki i filmu. Nie zgodzę się z nimi. U Murakamiego, w pojedynczej książce, jest mnóstwo odwołań do utworów. W Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… jest tylko nawiązanie do jednego filmu i jednej piosenki.

Książkę polecam nie tylko osobom biorącym udział w wyścigu „Kto ile przeczyta w 52 tygodnie” – powieść ma niewielką objętość Mogą też śmiało sięgać po nią czytelnicy szukający spokojnej lektury, przy której można odpocząć.

Ocena: 9,5/10

Alber Espinosa Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić, Albatros,2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Albatros. Dziękuję bardzo!

Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami – kilka słów o książce

O Albercie Espinosie dowiedziałem się z Facebooka, precyzując, od osób należących do grupy Murakami między nami. Postanowiłem sprawdzić ile prawdy kryją w sobie słowa porównujące prozę Hiszpana do cenionej przeze mnie twórczości Japończyka. I w ten sposób trafiłem na literacką bombę, nad którą pozachwycam się w tym oraz w kolejnym wpisie.

A jest nad czym!

Spinosa jest nie tylko pisarzem, odznaczył się też jako aktor, reżyser, scenarzysta i dramaturg. Całe zawodowe doświadczenie przenosi do swoich powieści. Mówiąc obrazowo, wybiera z tego co w literaturze, filmie i teatrze najciekawsze, rozwala na małe kawałki i buduje z nich od nowa utwór porywający czytelnika.

Takim jest debiut literacki Espinosy – powieść Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami. Jest to historia Marcosa, który potrafi odczytywać wspomnienia innych osób – wystarczy tylko, że włączy swój dar i podejdzie do drugiego człowieka. Dlatego też ceniony jest przez miejscowych policjantów. Bohatera poznajemy w momencie, gdy zdruzgotany po śmierci matki, dokonuje zakupu narkotyku, po którym nie zaśnie do końca życia. Za chwilę po tym widzi dziewczynę, która wchodzi do teatru, a następnie dzwoni telefon. Osoba po drugiej stronie słuchawki, nakazuje mu przyjazd do komisariatu, by ocenił czy zatrzymany jest kosmitą.

Kończąc lekturę czułem się jakbym obejrzał film lub spektakl. Nic dziwnego, akcja toczy się w ciągu 3 dni, w jej tle przewija się Śmierć komiwojażera, a całość jest ułożona zgodnie ze schematem scenariusza filmowego: zawiązanie, punkt zwrotny, konfrontacja, drugi punkt zwrotny, rozwiązanie.

Czy jest tu Murakami? Na szczęście, nie. Powieść zawiera elementy surrealizmu, podobne do tych jakie znajdujemy w Kafce nad morzem czy 1Q84, ale to zupełnie inny warsztat pisarski. Espinosie bliżej do lekkości Foenkinosa i mistrzowskiego storytellingu Palahniuka.

Mistrzostwem jest zakończenie. Jest ono zawarte w ostatnim zdaniu – i wyjaśnia o czym tak naprawdę jest książka.

Z lektury Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami będą zadowolone osoby szukające książki mądrej, wypełnionej akcją, z lekką nutą miłości, którą można przeczytać w jeden dzień.

Gorąco polecam!

Ocena: 10/10

Albert Espinosa, Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami, Albatros, 2012

Kanada – kilka słów o książce

Istnieją książki, których lektura pozostawia po sobie niesmak. Do nich należy Kanda Richarda Forda.

Gdy usłyszałem, że PWN wypuszcza publikację nieznanego mi autora, zdobywcy Pulitzera, którego twórczość jest porównywana do Updikea, postanowiłem ją sprawdzić. Jako wisienkę na książkowym torcie potraktowałem słowa Johna Banvillea o Kanadzie jako jednej z pierwszych wielkich powieści XXI wieku.

Niestety, tym razem Banville przesadził.

To nie jest zła książka, ale do arcydzieł literatury nie należy. Zaczyna się od kiepsko napisanego początku – o zbrodni rodziców, która to ma zmienić życie 15-letniego bohatera, przeczytamy (w końcu!) po przebrnięciu 100 stron ( na 500 ) książki. Później jest o wiele lepiej, co rekompensuje wcześniejszą mękę- choć treść jest lekko przegadana. Rodzicie bohatera zostają zatrzymani, a on sam ucieka do Kanady. Tam zyskuje wiedzę, która ukształtuje w przyszłości jego postrzeganie świata.

Kanada jest bardzo mądrą książką, jej treść niesie przesłanie. Podejmuje z czytelnikiem dyskusję o istocie i formie kary za popełnioną zbrodnię i próbę zdefiniowania owej. To również rozważania na temat dorastania – fizycznego oraz „do czynu”. Jednak dostrzegam w jej treści (kolejne) dwa minusy.

Pierwszym jest konstrukcja fabuły, gdy bohater ląduje na kanadyjskim pustkowiu, w ciągu kilku tygodni otwiera się na świat i staje się profesjonalistą pracującym w hotelu oraz przy polowaniach. Niemożliwe! Drugim minusem są zdania typu:

Ostatecznie tylko tym może różnić się mieszkanie w jednym miejscu na ziemi od mieszkania w innym- tym jak myślisz o ludziach, i tym, co powoduje, że myślisz właśnie tak.

Głębokie!

Ta książka mogła być jedną z wielkich powieści XXI wieku, gdyby autor zdecydował się na mniejszą formę i unikał przegadywania. Dlatego nie mogę źle ocenić Kanady, ale też nie wystawię jej najwyższej noty.

Ocena: 7,5/10

Richard Ford Kanada, PWN, 2015

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuje bardzo!

Ognisty bóg – kilka słów o książce

Trudno nie sięgnąć po książkę, która została okrzyknięta Grą o tron w scenerii starożytnego Egiptu. Ognisty bóg – bo to o niej mowa, to najnowsza powieść Willbura Smitha, a zarazem piąta część sagi opowiadająca o kraju i czasie Faraonów.

Już po pierwszych wersach czytelnik zostaje wciągnięty w sam środek świata intryg, tajemnic, wojen i namiętności, które pochłaniają go bez reszty – jak bardzo dobry serial. Warto dodać, że nie ma znaczenia to, czy się czytało cztery poprzedzające części sagi, czy też nie.

Głównym bohaterem powieści jest Taita – eunuch, który dzięki własnemu geniuszowi, sprytowi i pracowitości stał się najbliższym doradcą faraona Tamose. Zdobywa za pomocą doskonałego fortelu majątek dla monarchy oraz ma zarysowany plan jak odzyskać dla niego pełnię władzy w kraju piramid. Aby to osiągnąć Taita musi wyruszyć przez krainy starożytnego świata – Półwysep Arabski, legendarny Babilon, by na koniec zawędrować nad Morze Śródziemne, gdzie pragnie zawrzeć niezbędny sojusz z Najwyższym Minosem – władcą Krety. Wszystkie te starania, po to, by zebrać armię niezbędną do pokonania potężnych Hyksosów oblegających znaczną część Egiptu.

Cała wędrówka Taity opiewa w liczne splatające się historie, w których niemałą rolę odgrywają towarzyszące mu ukochane siostry Faraona – Tehuti i Bektha. Możemy obserwować jak dziewczęta dojrzewają i stają się kobietami w pełnym tego słowa znaczeniu, a jednocześnie rosną w siłę i mądrość niezbędną dla przedstawicielek królewskiego rodu. Taita otacza się wieloma życzliwymi sobie osobami, które dołączają do grona jego przyjaciół przez całą opowieść i gdyby nie one, sukcesy które odnosi nie byłyby tak liczne i spektakularne.

Oprócz świetnej, dobrze poprowadzonej historii, mamy w Ognistym bogu także elementy bardzo naturystycznych opisów, które zdecydowanie nie rażą, ale nadają opowieści wymiar bardziej rzeczywisty. Jednym z takich opisów jest przeprowadzona na środku pustyni, w spartańskich warunkach operacja, ratująca życie przyjacielowi Taity, a zarazem kochankowi księżniczki Tehuti – Zarasowi. W historii tej nie brakuje między innymi dezynfekcji rany świeżym moczem.

Ognisty bóg to opowieść o mądrości i inteligencji, które bez przyjaźni i życzliwości mogłyby ponieść klęskę. To historia przypominająca na pierwszy rzut oka Faraona Prusa, nie tylko, ale przede wszystkim ze względu na osadzenie w realiach starożytnego Egiptu, z tym że ze zdecydowanie pomyślniejszym zakończeniem.

Ocena: 7,5/10

Willbur Smith Ognisty bóg, Albatros, 2015

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Albatros. Dziękuję bardzo!

W sieci – kilka słów o książce

Kolejna pozycja z serii „Książka nie dla każdego”. Thomas Pynchon i jego W sieci spodoba się wszystkim, do których trafiła 49 idzie pod młotek oraz Tęcza grawitacji – to ten sam Pynchon. Więcej problemu z nowością od Wydawnictwa Albatros będą miały osoby sięgające po raz pierwszy po twórczość autora lub posiadające na czytelniczym koncie tylko Wadę ukrytą (z przeprowadzonych rozmów wiem, że owych jest naprawdę wiele. Jest to efekt dobrego marketingu książki oraz jej ekranizacji).

Ja przy niej bawiłem się świetnie. To piękna opowieść, wypchana (nie mylić z „wypełnioną”) po brzegi charakterystycznymi postaciami, ironią i sarkazmem, Pynchonowskim humorem oraz Nowym Jorkiem– miastem, w którym żyje pisarz. Opowiada ona o … tu pojawia się pierwsza przeszkoda w odczytaniu treści W sieci.

Jeżeli czytelnik zatrzyma się na pierwszym poziomie, czyli perypetiach właścicielki agencji audytorskiej Maxine oraz jej przyjaciół, klientów i spotkanych postaci, odłoży książkę po przeczytaniu 50-100 stron. Gwarantuję to! W sieci trzeba poddać głębszej analizie, która pozwoli rozszyfrować jej wielopoziomowość. Wynikiem rozwiązania zagadki będzie książka o mieście, niepokojach drzemiących w Nowojorczykach żyjących w 2001 roku (powieść jest kryminałem osnutym wokół wydarzeń terrorystycznych) i współczesnej technice, która zarówno fascynuje, jak też pochłania twórców oraz użytkowników.

Miałem przyjemność oddać się lekturze W sieci w Nowym Jorku. Niesamowite wrażenie. Miejsca, które opisuje Pynchon mogłem zobaczyć na żywo. Czytałem powieść koło Strefy Zero, chodziłem z nią po Broadwayu i Columbus Av., miałem w torbie zaglądając do sklepu Zabar`s – ten adres podaje Maxine taksówkarzowi (str.163)– i wielu innych miejscach. Dzięki temu mogłem lepiej wczuć się w akcję powieści. Niesamowite uczucie!

O bardzo osobistym odbiorze W sieci zadecydowały też wydarzenia z 11 września 2001 roku. Przebywałem wtedy w Nowym Jorku. Stąd doskonale rozumiem owe niepokoje mieszkańców metropolii po tragedii.

Pynchon jak zwykle doskonale przygotował się do napisania kolejnej książki. W sieci jest wypełniona wiedzą z zakresu informatyki oraz nowoczesnych technologii, tak jak V i Tęcza grawitacji informacjami zdobytymi przez pisarza w pracy dla Boeinga. Chcąc dokładnie zrozumieć co autor miał na myśli, często szukałem wyjaśnień w sieci.

Na koniec chciałbym zwrócić się do osób nie znających Pynchona – przecież nie każdy studiował filologię lub kulturoznawstwo ;). Jeżeli podobają się Wam powieści typu Zmierzch, seria z Greyem w tytule, twórczość Katarzyny Michalak, omijajcie szerokim łukiem każdą książkę Pynchona. Jeżeli jednak kuszą Was powieści dla erudytów, wymagające wysiłku intelektualnego, koniecznie sięgnijcie po nie, na przykład rozpocznijcie od W sieci. Pokochacie go!

Adres do Wiki książki: http://bleedingedge.pynchonwiki.com

Ocena: 10/10

Thomas Pynchon W sieci, Wydawnictwo Albatros, 2015

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki