Month: wrzesień 2014

Wirus – trzy powody… dlaczego warto omijać serial

Chcesz przeczytać świetną książkę o wampirach, wybierz Wirusa, o którym pisałem w poprzednim wpisie. Chcesz obejrzeć mierny serial o wampirach, wybierz ekranizację wspomnianej publikacji.

Pierwsze odcinki są rewelacyjne! Istny majstersztyk! Nie dziwiłem się oglądając je, przecież są wyreżyserowane między innymi przez : Guillermo del Toro (współautor książki), Davida Semela (reżyser odcinków Buffy: Postrach wampirów oraz American Horror Story), czy też Petera Wellera (reżyser kilku odcinków Synów Anarchii – mojego ulubionego serialu).

Jednak im bardziej akcja serialu nabierała tempa, tym bardziej byłem przerażony. Niestety, źródłem strachu nie były krwiożercze wampiry, ale niedociągnięcia twórców. Poniżej przedstawiam trzy powody, dla których zaprzestałem oglądać ten serial.

Jak dobrze wiemy, klasyczny wampir lubi popić sobie krwi oraz unika światła słonecznego. Reguła jest zachowana na początku serialu – jednak tylko na początku. Poniżej zamieszczam dwa kadry. Pierwszy pochodzi z 6 odcinku i przedstawia  moment, w którym jeden z bohaterów odkrywa zbawienną moc światła. Cztery epizody później reguła światła nie obowiązuje. Kadr pochodzi ze sceny gdy kobieta walczy z krwiożerczą istotą w mieszkaniu, w którym tylko część okien jest zasłonięta.  Mało tego w pewnym momencie oponent pada na ziemię, na jego twarzy rozgaszczają się promienie światła i… nic się nie dzieje (myślę, że teoria o dobrym kremie z filtrem UV w tym przypadku się nie sprawdzi).

W dziesiątym odcinku zobaczyłem również syna głównego bohatera, który używa laptopa w celu namierzenia telefonu. Dziwne, bo przecież w mieście nie ma Internetu, o czym świadczy zorganizowanie ekspedycji przywracającej sieć w Nowym Jorku (pomysł i wyruszenie wyprawy mam miejsce po owym namierzeniu telefonu ).

Trzecim powodem jest ciemna strona mocy reprezentowana przez wampira-nazistę oraz szefa Stoneheart Group. Na początku postaci  są wykreowane perfekcyjnie – budują napięcie, są owiane aurą tajemniczości oraz demoniczności. Widz od razu rozpoznaje, że ma do czynienia z czarnymi charakterami. Jednak do czasu. Z odcinka na odcinek ich wdzięk słabnie. A to z takiego powodu, że twórcy zapominają pokazać widzom co słychać u schwarzcharakterów, a to z powodu zamienienia aury ich zagrożenia  w przerysowaną sztuczność.

Jest jeszcze czwarty, DODATKOWY, powód. Są nim włosy  Coreya Stolla. Aktor kojarzony jest najczęściej z dwóch serialowych ról: Petera Russo (House of Cards) oraz Tomasa 'TJ’ Jaruszalskiego (Law&Order: Los Angeles). Obie postaci charakteryzują się brakiem włosów. I taki obraz Stolla utrwalił się w mej pamięci. Stąd, podczas oglądania serialu Wirus, gdy zamiast łysego Russo widzę bujną fryzurę doktora Goodweathera zaczynam się szyderczo uśmiechać.

Ocena: 4,5/10

Wirus – trzy powody… dlaczego warto przeczytać książkę

Pierwszy raz powieść Chucka Hogana i Guillermo del Toro ukazała się w Polsce 10 listopada 2010 roku. Wydawcą była Nasza Księgarnia, tłumaczeniem zajęła się Anna Klingofer. Pamiętam, że publikacja narobiła trochę zamieszania – nic dziwnego przecież jednym z autorów był reżyser Labiryntu Fauna. Jednak tylko na tym chwilowym zamieszaniu się skończyło, bo druga część trylogii jedynie została zapowiedziana, no i otrzymała okładkę, która wyglądała tak:

A potem zapadała długa literacka cisza. Przerwało ją pojawienie się serialu opartego na książce, a wraz z nim Wirus pojawił się ponownie. Tym razem dzięki Wydawnictwu Zysk i Spółka. Autorem tłumaczenia była także Anna Klingofer.

Wirus, bo o tym tytule mowa, to książka niezwykła. Choć ciężko przekonać mnie do historii o wampirach, ta wciągnęła mnie tak, że książkę przeczytałem za jednym podejściem. Co w niej tak wyjątkowego? Oto trzy powody dlaczego warto przeczytać pierwszą część trylogii:

Pierwszym, jest fabuła. Oprócz gonitwy czwórki bohaterów po Nowym Jorku, w celu opanowania epidemii oraz powalczenia z wampirami, czytelnik znajduje drugą historię z czasów II Wojny Światowej, powiązaną ze współczesnymi wydarzeniami. Jej bohaterami są: Żyd, nazista i wampir, a miejscem akcji obóz koncentracyjny. Taka mieszanka musi eksplodować lub okazać się niewypałem. Na szczęście literacka bomba wybucha i to na samym początku książki.

O drugim powodzie wspomniałem powyżej. Wiele książek o wampirach zanudzało mnie. Do tego trzeba dodać, szmirowate Zmierzchy i inne ”monster haje”, które z groźnych krwiopijców uczyniły przewrażliwione postaci z dylematami współczesnego gimbusa. Tego nie ma u Hogana i del Toro! W Wirusie znajdujemy silne wampiry i ich przemienione ofiary, z których większość przypomina zachowaniem klasyczne zombie.

Trzecim powodem jest walka dobra ze złem. Jak wspomniałem we wpisie dotyczącym Wilka Pośród Nas, nie lubię gdy twórcy przeinaczają model postaci, który przez lata był pokazywany w określony sposób. Podobnie jestem przeciwny, gdy czytam książkę lub oglądam film, w których bohaterowie reprezentujący niegdyś ciemną stronę mocy są przedstawiani w sposób pozytywny, kierują się zupełnie innymi wartościami niż ich pierwowzory. Na szczęście, w pierwszej części trylogii del Toro i Hogana, ciemna strona pozostaje tą, która kontrastuje z dobrą.

Zachęcając do lektury nowego wydania Wirusa, mam cichą nadzieję, że Wydawnictwo Zysk i Spółka szybko umożliwi polskim czytelnikom przeczytanie dwóch kolejnych tomów. Czego życzę sobie i osobom zaglądającym na Bazgrołek.

Ocena: 9/10

Chuck Hogan, Guillermo del Toro Wirus, Zysk i Spółka, 2014

Minimalizm po polsku – recenzja książki

Jestem osobą przekładającą hałas nad ciszę, stawiającą bałagan (uporządkowanie rzeczy po swojemu) nad pustą przestrzenią, zbierającą (liczba książek: nigdy nie policzyłem, wiem, że jest bardzo duża i wciąż rośnie; liczba gier [tylko tych na Steamie, z których tylko kilka było uruchomionych]: 83), którą przeraża obraz spokojnego i prostego życia. Dlatego bardzo ucieszyłem się z możliwości przedstawienia Minimalizmu po polsku Anny Mularczyk-Meyer.

Publikacja tak bardzo mi się spodobała, że zacząłem regularnie odwiedzać bloga autorki. Książka jest dopełnieniem treści wpisów ze strony. Znajduje się ona pod adresem: http://www.prostyblog.com/ Gorąco polecam to miejsce, a książkę…

Zanim ją ocenię, muszę napisać o trzech rzeczach związanych z Anna Mularczyk-Meyer i jej minimalistycznym podejściem do codzienności.

Autorka wielokrotnie zaznacza, że minimalizm nie jest dla każdego. Ona sama wybrała go z potrzeby serca, próbowała, modyfikowała, aż w końcu osiągnęła pełne zadowolenie. Tym samym osiągnęła coś, co jest marzeniem większości ludzi, znalazła sposób na życie. W tym miejscu, aż się prosi sparafrazować słowa internetowego klasyka: Została zwycięzcą!

Nawiązując do wypowiedzi innego klasyka, pochodzącego z mojego rodzinnego miasta, minimalizm przedstawiony przez autorkę to nie jest Nie będzie niczego!. To świadome pozbycie się rzeczy, które nie są potrzebne – ubrań, książek (tych nie potrafiłbym się pozbyć za żadne skarby), rezygnacja z kosztownych kolacji, a także zmiana pracy (na taką, która pozwoli zaoszczędzić więcej czasu dla siebie). Wszystko to należy zrobić z indywidualnym podejściem, bez przymusu, by nie żałować wyboru postawienia kroków ku nieznanemu.

Anna Mularczyk-Meyer stworzyła z jednej strony poradnik, z drugiej świetną historię ze szczęśliwym zakończeniem o współczesnym człowieku, który potrafił przeciwstawić się wszechobecnemu konsumpcjonizmowi. Co więcej, odkrył, że są wokół niego inni ludzie– żyjący w podobny sposób, ceniący te same wartości.

Dlatego też Minimalizm po polsku umieszczam pomiędzy niepoliczoną liczbą książek, dając jej wysoką ocenę. Czy jeszcze wrócę do publikacji? Myślę, że tak, bo jej treść pozostała w pamięci i przyciąga. Kto wie może wtedy zachwycę się minimalizmem i zacznę wprowadzać go w swoim życiu.

Ocena: 8/10

Anna Mularczyk-Meyer Minimalizm po polsku, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!

The Wolf Among Us – recenzja gry

Opowiedzmy historię, w której Zła Czarownica jest pokrzywdzoną postacią , Jaś i Małgosia są profesjonalnymi łowcami wiedźm, a Myśliwy zamiast zabijać Królewnę Śnieżkę uczy ją sztuki wojny – na taki pomysł bardzo często wpadają twórcy filmów. Ani jedna z nowopowstałych interpretacji bajek, które znam z dzieciństwa, nie przypadła mi do gustu. Samo uzbrojenie po zęby bohatera albo próba zmienienia jego charakteru to za mało, bym przychylnie spojrzał na obraz.

Jednak trzy miesiące temu odkryłem wyjątkową interpretację, w której Wielki Zły Wilk współpracuje z Królewną Śnieżką, w jego mieszkaniu, na kanapie, leży z papierosem i puszką piwa jedna ze Świnek, Drwal jest zakapiorem z siekierą, a Bestia podejrzewa Piękną o zdradę. Nazywa się The Wolf Among Us i jest …

No właśnie, mam problem z klasyfikacją Wilka. Z jednej strony jest to gra komputerowa, ale z drugiej Wilk Pośród Nas jest filmem – kreskówką opartą na serii komiksów Baśnie (autorem scenariusza obrazkowej historii jest Bill Willingham). Obcowanie z tą hybrydą gatunków wygląda następująco: widz śledzi losy bohatera, co kilka minut otrzymuje opcję wyboru dialogu oraz czasami może posterować postacią. Całość podzielona jest na pięć odcinków – przejście/obejrzenie pojedynczego zajmuje około godziny.

Ogólnie wyszło, pisząc te słowa wciąż jestem zaskoczony, rewelacyjnie! Opowieść wciągnęła i dała mi satysfakcję porównywalną z przeczytaniem kryminału lub obejrzeniem filmu akcji.

Historia zaczyna się od brutalnego morderstwa popełnionego na jednej z postaci z Baśniogrodu. Sprawą zajmuje się Wielki Zły Wilk, któremu pomaga Śnieżka. Z epizodu na epizod, z minuty na minutę gry wszystko zaczyna wyglądać zupełnie inaczej niż przypuszczali na początku bohaterowie. Śledztwo się komplikuje, a ktoś zaczyna deptać detektywom po piętach.

Miejscem akcji jest Nowy Jork, tu bowiem skryli się uciekinierzy z bajek, a dokładniej jego przedmieścia. Przedstawiono je jako niebezpieczne, pełne zaułków, w których można zostać ciężko zranionym i barów przyciągających osoby o nieczystych intencjach. Wszystko to przeszyte jest ciekawą kreską rysownika, zmysłową grą kolorów (mnóstwo fioletu i ciemnych barw) oraz klimatyczną muzyką.

W The Wolf Among Us dużą rolę odgrywają decyzje podejmowane przez odbiorcę. To co Wilk powie napotkanym postaciom, jak postąpi w określonych sytuacjach, rzutuje na akcję w przyszłości. Jest to element niezwykle istotny, który angażuje gracza/widza i zmusza do myślenia.
No i na koniec kilka słów o postaci. Jak napisałem powyżej, są to uciekinierzy ze świata bajek. Odbiorca dowiaduje się o tym z kilku wypowiedzi, jednak odpowiedzi na pytania: kto? co? dlaczego?, są znane tylko czytelnikom komiksu. Uważam to za jedyny minus gry.

Większość bohaterów wygląda tak jak otaczający ich nowojorczycy, a to za sprawą zaklęć maskujących. Jednak część, posiadająca w bajkach moce, w określonych momentach może używać swoich fantastycznych zdolności – przystojny mężczyzna przemienia się w Bestię z Pięknej i Bestii, barmanka w trolla, a detektyw w wilkołaka i… o tym przekonają się osoby, które ukończą historię.

Komu polecam grę? Na pewno przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom kryminalnych historii oraz horrorów i światów fantasy , a także tym osobom, które nie wierzą, że można zbudować na podstawie opowieści dla dzieci wciągającą historię przeznaczoną tylko dla pełnoletniego odbiorcy.

Ocena 9/10

The Wolf Among Us (Sezon 1), Telltale Games, 2013

Północ w Pekinie – recenzja książki

Nagroda Brytyjskiego Stowarzyszenia Autorów Powieści Kryminalnych oraz Edgar Award for Best Fact Crime to chyba najlepsza odpowiedź na pytanie: dlaczego warto przeczytać tę książkę. Północ w Pekinie to powieść, która urzeka, a jej budowa skojarzyła mi się ze… smacznym trzywarstwowym ciastem.

Na samym spodzie mamy mroczną tajemnicę. Ktoś zamordował córkę brytyjskiego konsula. Ciało zostało zmaltretowane i porzucone pod Lisią Wieżą, miejscem uważanym przez miejscowych jako niebezpieczne i nawiedzone przez duchy.

Drugą warstwą jest dochodzenie. Na początku nieudolne, w którym popełnione zostaje mnóstwo błędów. Prowadzą je przedstawiciele policji z Pekinu oraz Brytyjczycy. Mimo starań detektywa obcokrajowca, sprawa jest tuszowana, poszlaki niszczone, a świadkowie niedokładnie przesłuchiwani. Dlatego własne dochodzenie przeprowadza ojciec ofiary. I to właśnie ono doprowadza czytelnika do odkrycia prawdy „kto zabił”.

Ostatni poziom to Pekin w przededniu II wojny Światowej. Miejsce mające indywidualny charakter, zachwycające swoją różnorodnością. Obok biedoty mamy klasę bogatą, obcokrajowcy i ich zwyczaje są przeciwstawieni lokalnemu folklorowi, a światek przestępczy miesza się z przedstawicielami prawa.

W każdej warstwie znajdują się, niczym smaczne dodatki, krótkie wtrącenia, historie. Mają na celu urozmaicenie książki oraz pełnią rolę dopowiadającą szczegóły związane z losami bohaterów.

Całość literacko smakuje znakomicie.

Najbardziej szokujące jest jednak to, że owo morderstwo i dochodzenia miały miejsce, a wiele osób, pamiętających sprawę zabójstwa córki konsula, wciąż żyło podczas zbierania materiału.

Północ w Pekinie warto przeczytać, nawet dla samego poznania Kraju Środka w przedziwnym dla niego momencie historycznym. Kiedy to zanikał stary porządek, a jego miejsce zastępowała europejskość, kryjąca się pod różnymi postaciami. Wnikliwy czytelnik na pewno znajdzie w niej wiele cennych informacji.

Ocena: 8,5/10

Paul French Północ w Pekinie, Black Publishing, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!