miłość
Związki na odległość
W dzisiejszych czasach, wiele osób decyduje się na związki na odległość ze względu na różne powody, takie jak praca, studia, lub po prostu życiowe okoliczności. Choć może to być niezłe wyzwanie, takie związki mogą przynieść wiele pozytywnych doświadczeń i pomóc w rozwoju osobistym.
Jeżeli zajrzymy do prasy, sieci oraz wszelkiego rodzaju poradników, możemy znaleźć wśród uzasadnień trzy powtarzające się uzasadnienia:
Po pierwsze, związki na odległość wymagają silnej komunikacji i zaangażowania. Nie mając możliwości codziennych spotkań i rozmów, para musi zdawać sobie sprawę z tego, jak ważna jest każda wiadomość czy rozmowa, nawet jeśli odbywają się przez telefon czy komputer. W ten sposób para może lepiej zrozumieć siebie nawzajem i budować swoją relację na solidnych fundamentach.
Po drugie, związki na odległość wymagają również pewnego stopnia zaufania. Bez możliwości sprawdzania, co robi druga osoba, lub gdzie się znajduje, para musi zaufać sobie nawzajem i wierzyć, że ich związek jest silny i prawdziwy. Może to być trudne dla niektórych ludzi, ale jednocześnie może przynieść wiele korzyści, takich jak rozwijanie zdolności do bycia bardziej niezależnym i skłonnym do pozytywnego myślenia.
Ostatecznie, związki na odległość mogą również pomóc jednej lub obu osobom w rozwoju osobistym. Często zdarza się, że w takiej sytuacji partnerzy mają więcej czasu na rozwijanie swoich pasji, czy też po prostu na skupienie się na swoich celach. To z kolei może pomóc w zwiększeniu poczucia własnej wartości i motywacji do działania, co wpływa pozytywnie na całe życie.
A co my sądzimy o związkach na odległość. Odpowiedź w materiale wideo:
Odcinek 11 podcastu „Kiedy narodowiec kocha lewaczkę”
Miłość czasami nie wybiera. Podstępnie uderza znienacka i nie bierze jeńców. Właśnie tak rodzą się sytuacje, gdy narodowiec zakochuje się w lewaczce, a ateista w osobie wierzącej. Jak z tym sobie radzić? Czy taka miłość ma jakiś sens? O tym rozmawiamy w jedenastym odcinku podcastu Bez Mięsa.
Małe Grozy – realizm magiczny w najlepszym wykonaniu
Małe Grozy to książka, która nieźle namiesza na rynku wydawniczym. Jestem przekonany, że Łukasz Staniszewski zgarnie za nią kilka zacnych nagród. Jego mikropowieść pod względem literackim jest nadzwyczajna i wciąga niczym piękno terenów Warmii.
Małe Grozy to połączenie realizmu magicznego, takiego jaki zaprezentowali Oz w Dotknij wiatru, dotknij wody, czy Marquez w swoich powieściach i opowiadaniach, z tym co zrobił Schulz w Sklepach cynamonowych. Proza ostatniego z wymienionych jest niezwykle bliska treści mikropowieści Staniszewskiego. Małe Grozy kryją podobną rzeczywistość zmitologizowaną, tak często oniryczną. Proza Schulza wiąże się też z pojęciem „małej ojczyzny”. To również silnie łączy dzieło Staniszewskiego z prozą mistrza z Drohobycza.
Małe Grozy – najwyższej klasy realizm magiczny w polskim wydaniu
Lektura Małych Gróz przywołała w mej pamięci jeszcze jedno wspomnienie – uczucie, które towarzyszyło mi, gdy po raz pierwszy oglądałem Amarcord. Staniszewski, podobnie jak Fellini, ukazuje historię mieszkańców prowincji, mających pewne pragnienia i aspiracje oraz oryginalne spojrzenie na świat. Nic dziwnego, przecież żyją w niezwykłym miejscu.
Spójrzmy jak Staniszewski opisuje Warmię:
Warmia jest skalistą wyspą zawieszoną w powietrzu na sznurach wyplatanych z traw i wyschniętych zbóż. Tkwi w przestrzeni pomiędzy Niebem a Piekłem. Silne wiatry, które wieją tu dość często, targają wyspą raz w górę, raz w dół. Ale częściej w dół, zanurzając ją na chwilę w otchłani Grzechu. Sznury jednak nie pozwalają polecieć za daleko, zawracając zaraz Warmię w kierunku Pomiędzy.
Właśnie na tym obszarze leżą tytułowe Małe Grozy. Wieś niezwykła, bo powstała w bardzo przykrych okolicznościach. Wydarzeniem leżącym u podstaw jej genezy była zaraza, która wybuchła we wsi Duże Grozy. Miejsce, w którym odnajdywane są kości olbrzymów, w lesie żyją demony, duchy, a natura jednoczy się z człowiekiem w magiczny sposób, nie tylko duchowy, ale i cielesny.
Mieszkańcy są tak samo niezwykli. Są to ludzie, którzy wyciągają perły z dna oka, przepowiadają przyszłość, pędzą agrestówkę z kurzych odchodów, czy też piją z drewnianych kubków rumianek, by widzieć zmarłych. Jest ich cała plejada. To właśnie ich życie jest tematem książki, której rozdziały można potraktować jako oddzielne opowiadania. Jednak nie radzę czytać ich na wyrywki. Zachowanie kolejności lektury jest tu pożądane.
Małe Grozy – kwestia czasu
Na szczególną uwagę zasługuje w Małych Grozach kwestia czasu. Na terenie Warmii płynie normalnie, do przodu. Dzięki temu istnieją pory roku i mijają lata. Jest on bardzo zależy od ludzi, a oni od niego. Wyznacza im porę umierania i rodzenia:
Maj na Warmii jest czasem ostatecznego zwycięstwa.
Starców i chorych dawno już nie ma. Odeszli w czasach ciemności i zimna, nie wierząc, że jeszcze coś w ich życiu mogłoby się odmienić.
Każdy pisklak w gnieździe i najmniejsze źdźbło trawy krzyczy: Jestem z wami! Świat cieszy się z dobrej nowiny. Kobietom w Małych Grozach dopiero zaokrąglają się brzuchy, pamiątki po nudzie długich zimowych nocy przykrytych pierzyną.
Jednak ludzie potrafią go kontrolować. Wystarczy tylko, że starcy zamieszkujący Małe Grozy nie chcą umierać. Aby ocalić swoje życie w dość umiejętny, bardzo rzeczowy sposób, wymuszają cofniecie czasu, a dodatkowo powodują, że na księżycu pojawiły się kratery.
Czas to również pewien wyznacznik, tego co przemija, nie tylko życia ludzkiego. Na jego osi zapisane są zdarzenia, gdy nie istniały Małe Grozy, a po ziemi chodziły olbrzymy i pływały gigantyczne ryby. Jednak nie dla wszystkich płynie on jednakowo. Co więcej da się zauważyć, że ma wpływ na to co dzieje się między żywymi i zmarłymi.
Czas również tyczy się Boga. Twórca rzeczywistości podlega również prawidłom przemijających dni. Podobnie jak ludzie był kiedyś młody, a do tego zakochał się. Oczywiście jest wszechobecny, słuchający modlitw mieszkańców wsi, ale podlega tak jak oni przemijającym dniom.
Małe Grozy – miłość
Dużą uwagę skupia Staniszewski na miłości. W Małych Grozach jest ona najczęściej tą fizyczną, płynącą z pożądania i potrzeby kopulacji. Niekoniecznie musi być ona pomiędzy samymi ludźmi. Czasami mieszkańcy wsi szukają jej w naturze, świecie demonów i duchów, a nawet w rzeczach martwych. Przykładem ostatniego jest, przedstawiona w jakże oryginalny sposób, relacja pomiędzy młodą dziewczyną a strachem na wróble, który na widok kobiecych piersi płacze w milczeniu.
Mikropowieść opowiada też o miłości platonicznej. Są bowiem między mieszkańcami tacy jak święty Macieja. Mężczyzna mówi, że tylko raz miał kobietę. Umówił się z nią, lecz nie doszło do spotkania, bowiem kobieta zginęła w wypadku. Nie stanowiło to przeszkody dla Maciei, który rozmyślał nad tym jak wspaniałą kobietą byłą jego niedoszła partnerka.
Małe Grozy – ocena
Łukasz Staniszewski pojawił się na rynku z dziełem, którego po prostu mu zazdroszczę. Fajnie mieć taki debiut. Jego mikropowieść, powtórzę to raz jeszcze, na pewno zgarnie kilka zacnych nagród.
Gorąco polecam i oceniam na najwyższą ocenę.
Ocena: 10/10
Łukasz Staniszewski, Małe Grozy, Wydawnictwo Literackie, 2020
Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Literackiego. Dziękuję!