PWN

Broń matematycznej zagłady

Wydawnictwo PWN podesłało do mnie Broń matematycznej zagłady kilka miesięcy temu. Książkę skończyłem czytać w grudniu. Co sprawiło, że dopiero teraz (za trzy dni rozpocznie się marzec) publikuję tekst o niej? Odpowiedź jest prosta. Nie, nie zapomniałem o niej, ale musiałem ochłonąć po lekturze.

To jest jedna z najmocniejszych książek non/fiction jakie czytałem!

Wywołuje dreszcze, lepsze niż lektura horrorów, otwiera oczy na „pewne elementy życia”, a także każe myśleć i weryfikować działania i codzienne decyzje. Polecam ją wszystkim myślącym czytelnikom.

Broń matematycznej zagłady – Big data rządzi

Niesamowita liczba osób żyjących na świecie, które mają swoje codzienne potrzeby – kupują, studiują, pracują, realizują swoje małe i wielkie marzenia, zmusza firmy oraz instytucje do unifikacji procesów „załatwienia potrzeb” potencjalnego Jana Kowalskiego. Bowiem, indywidualna obsługa wniosku kredytowego czy ocena każdego pracownika lub kandydata na studia stają się niemożliwe do zrealizowania. W tym celu owe firmy i instytucje sięgają po algorytmy, mające wspomóc ich pracę. Tym samym uruchamiają Broń Matematycznej Zagłady (inaczej Broń Matematycznego Rażenia).

Narzędzia pozwalające na określenie konkretnego wyniku, w których zostały ukryte algorytmy, są pisane dla ludzi przez ludzi. A więc kreują świat wedle przekonań autorów(choć bardziej pasuje tu piękne słowo widzimisię), bez pełnej obiektywności. W ten sposób ukryty w narzędziu algorytm wpływa na pogrążenie ubogich przez para banki, a osoby z gorszym wykształceniem kończą mniej prestiżowe uczelnie. Co więcej, wszyscy jesteśmy oszukiwani i wykorzystywani idąc do restauracji, zaglądając do sieci, czy też uczestnicząc w wyborach.

Cathy O’Neil , autorka książki Broń Matematycznej Zagłady, przestrzega czytelników przed złymi algorytmami, ale też mówi o potrzebie stosowania tych dobrych. Od nich bowiem zależy funkcjonowanie naszego świata. A co do złych, można je pokonać, złamać – wiedząc jak działają i w jakim celu zostały umieszczone w poszczególnych narzędziach. Wtedy tracą swoje cechy: nieprzejrzystość, skalę i szkodliwość.

Broń matematycznej zagłady –  nie tylko dla analityków danych

Zachęcam do sięgnięcia po Broń matematycznej zagłady osoby, które nie mają nic wspólnego z analizą danych. O`Neil w zrozumiały sposób wytłumaczy im, dlaczego matematyka ma tak wielki wpływ na nierówności w społeczeństwach, naszą demokrację i różne procesy, w których uczestniczymy każdego dnia, od chwili gdy wstajemy z łóżka.

To jest kolejna pozycja przybliżająca zwykłym śmiertelnikom rozległy świat nauki ścisłej. Jednak książki nie poleciłbym młodzieży. Myślę, że idealnym odbiorcą jest osoba, która ukończyła 25 rok życia, zaczyna żyć samodzielnie i (prawdopodobnie) natknęła się na działanie Broni matematycznej zagłady.

Dodam jeszcze żartobliwie, książka O`Neil jest alternatywą dla osób stroniących od książkowych horrorów, ale spragnionych ciarek na plecach. Przy Broni matematycznej zagłady nieźle się przestraszą.

Ocena: 8,5/10

Cathy O’Neil, Broni matematycznej zagłady, PWN, 2017

Dziękuję Wydawnictwu PWN za podesłanie książki

Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi?

Spotykamy ich na co dzień. Niektórzy wrzeszczą, inni siedzą cicho, by za chwilę wybuchnąć, ukąsić lub zranić słowem.  Wielu zachowuje się w taki sposób, że nawet u najspokojniejszych osób podnosi poziom agresji do maksimum. Trudni ludzie naprawdę potrafią zatruć innym życie.

Jednak istnieją na nich przemyślne sposoby. Wystarczy tylko postępować z trudnymi ludźmi zgodnie z określonymi regułami. I choć nie znikną z naszego życia, ba, nawet nie zmienią swojego charakteru, to jednak przestaną nam utrudniać życie.  Jak to zrobić, o tym opowiada Gill Hasson.

Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi? – oswajanie wrednego szefa, współpracownika, członka rodziny

Amerykańska autorka książek, trenerka oraz nauczycielka  jest już trochę bliska polskiemu czytelnikowi. Jej nazwisko jest doskonale znane każdemu, kto interesuje się tematyką mindfulness. Jednak tym razem Hasson nie opowiada o treningu uważności, ale o wrednych, podłych i przebiegłych osobach, z którymi należy (w jakiś sposób) sobie poradzić.

Książka Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi podzielona jest na trzy części. W pierwszej Gill Hasson sięga do teorii, określa kim są trudni ludzie, jak z nimi komunikować się i stawiać im czoła. To bardzo ważna część, gdyż ukryta w niej jest ogólna porada: jeśli stwierdzasz, że masz do czynienia z trudną osobą, najpierw spójrz na siebie, a dopiero później zacznij działać. Druga część Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi poświęcona jest praktyce, a trzecia ludziom niemożliwym, czyli takim, z którymi nikt nie daje sobie rady.

Poradnik Gill Hasson czyta się doskonale. Liczne przykłady z różnych dziedzin i sytuacji pozwalają zrozumieć jak postępować wobec bezpośredniej, pośredniej wrogością oraz biernością  płynących od otaczających nas osób. Autorka nie ukrywa, że jest to bardzo trudne i wymaga indywidualnego podejścia, ale jest możliwe.

Jestem przekonany, że książka Hasson pomoże wielu osobom uporać się z trudnymi ludźmi w swoim otoczeniu. Wystarczy tylko uważnie ją przeczytać i zastosować się do porad. Warto też odpowiadać na pytania z ramek. Znajdują się wewnątrz rozdziałów i służą w ocenie relacji z osobami uprzykrzającymi nam życie.

Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi? – ocena

Książka jest poradnikiem prawie doskonałym. Przyda się każdemu, kto chce zacząć sobie radzić z trudnymi ludźmi. Szkoda, że tak krótkim – ciekawy język publikacji, aż się prosi o kolejne case study opisujące reguły.

Ocena: 8/10

Gill Hasson, Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi?, PWN, 2017

Książkę podesłało Wydawnictwo PWN. Dziękuję Bardzo!

Pobierz fragment książki

Londyn w czasach Sherlocka Holmesa

523338303oAleż to były wspaniałe czasy – można zakrzyknąć po lekturze książki Londyn w czasach Sherlocka Holmesa. Krystyna Kaplan opowiada w niej o stolicy Anglii i jej mieszkańcach. Przeczytamy w niej zarówno o arystokracji, jak też biednych sferach, naukowcach i odkryciach, a także o ciemniej stronie Londynu.

Przełom XIX i XX wieku, czyli czas gdy pod numerem 221B na Baker Street żył najsłynniejszy na świecie detektyw, to naprawdę arcyciekawy moment w dziejach Londynu. Londyn w czasach Sherlocka Holmesa daje nam do zrozumienia, że czas przed pierwszym światowym konfliktem był na swój sposób nie tylko wyjątkowy, ale wręcz magiczny. Styl bycia, rodzaje rozrywki, czy też podejście do techniki odeszły już w zapomnienie. A szkoda, bo świat na tym ucierpiał.

Publikację czyta się znakomicie. Ba, śmiało mogę nazwać ją „literackim wehikułem”, który przenosi do dawno minionej epoki. Dużą rolę odgrywają tu materiały graficzne. Jest ich mnóstwo. Zdjęcia, szkice, reprodukcje mniej lub bardziej znanych obrazów – wszystkie sprawiają, że czytelnik może jeszcze lepiej poznać wiktoriański i edwardiański Londyn.

Jest też sporo wątków poświęconych naszym rodakom, którzy gościli w mieście Sherlocka. Chopin, Norwid, Modrzejewska, czy też Conrad zatrzymali się w Londynie na jakiś czas. Co tam robili, jak im podobało się światowej sławy miasto,  o tym więcej w Londynie w czasach Sherlocka Holmesa.

Książkę polecam wszystkim kulturoznawcom i historykom. To kopalnia wiedzy z wieloma reprodukcjami ciekawych dokumentów. Warto, by do książki zajrzały też osoby, które do tej pory nie interesowały się kulturą, ale żyją w Anglii lub planują do niej wyjechać. Publikacja przybliży im miasto, a także okaże się lustrem pokazującym współczesne niedoskonałości oraz pozytywne (po zmianach) oblicze miasta Holmesa.

Moja ocena: 8,5/10

Krystyna Kaplan, Londyn w czasach Sherlocka Holmesa, PWN,2016

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuję bardzo.

A w konopiach strach – Palić, sadzić, zalegalizować

Czy marihuana jest z konopi? (…) Nie wiem jak Pan łączy marihuanę z konopiami – te słowa padły z ust polskiego polityka w 2007 roku. Są one świadectwem, jak wielka nieświadomość na temat tej dobroczynnej rośliny panuje wśród społeczeństwa,. Choć od wypowiedzi minęło już 9 lat, niewiele zmieniło się w tej sprawie, no może bardziej widoczne w przestrzeni publicznej są takie osoby jak Profesor Jerzy Vetulani. Właśnie ukazała się jego nowa książka A w konopiach strach – będąca próba edukacji społeczeństwa.

Jest to kolejna pozycja z PWN-owskiej serii Bez tajemnic, zapis drugiej rozmowy z Vetulanim. Czy warto do niej sięgnąć? Oczywiście, szczególnie polecam przeciwnikom konopi.

A w konopiach strach – standardowa wypowiedź Vetulaniego

327417999b(1)Vetulani ma niezwykłą moc storytellera. Potrafi opowiadać tak, by zaciekawić odbiorcę.Nie neguje, nie wmawia poglądów, ale wypowiada swoją opinię. Każdą rozmowę przeprowadzona w sposób kulturalny, poruszając wiele wątków.

Tak samo jest w A w konopiach strach. Czytelnik znajdzie w wywiadzie informacje zarówno związane z neurobiologią, zachowaniami społeczno-kulturowymi, używkami, anegdoty z życia Profesora, a także kwestie nawiązujące do współczesnych wydarzeń w naszym Kraju (oburzenia jakie wywołała Doda swoimi słowami o autorach Biblii, czy też problemu doktora Marka Bachańskiego)

Głównym tematem jest roślina, która budzi ogromne kontrowersje i jest błędnie postrzegana przez społeczeństwo. Vetulani spokojnie tłumaczy o jej właściwościach oraz wyjaśnia, że używanie marihuany to nie tylko palenie suszu.

Co z tą marihuaną?

A w konopiach strach jest prześledzeniem jak ludzkość korzystała przez wieki z konopi oraz innych roślin pobudzających mózg i wspomagających funkcjonowanie ciała.  Używanie ich było popularne długo przed narodzeniem Jezusa, do czasów prawie nam współczesnych. Bowiem dzięki temu panu:

Federalny

marihuana została zdelegalizowana, mimo, że uprawą konopi zajmował się pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, a królowa Wiktoria leczyła nią miesiączki. Harry Anslinger, bo to on widnieje na zdjęciu, był zdeklarowanym rasistą i karierowiczem, który robił wszystko by wykazać, że Federalne Biuro ds. Narkotyków jest rzeczywiście potrzebne amerykańskiemu społeczeństwu. Wykorzystując odkrycie jakim była klisza filmowa, tworzył materiały, tak absurdalne i śmieszne, że 30 lat później hipisi traktowali je jako dobre komedie.

Duże wsparcie Anslinger miał u magnata prasowego Williama Hearsta, który mnóstwo pieniędzy zainwestował w przemysł celulozowy. Jaki miał w tym cel? Papier z konopi, od zawsze był tańszy w produkcji.

Bzdury Anslingera spowodowały, że społeczeństwo uwierzyło w zabójczą moc marihuany i dopiero teraz (chyba) może wyrwać się z idiotycznego zaślepienia. A to za sprawą osób takich jak Vetulani i Marek Bachański, którzy pokazują, że nie wolno marihuany traktować jako używki poprawiającej humor, ale jako lek.

Ocena: 9/10

Jerzy Vetulani, Maria Mazurek, A w konopiach strach, PWN, 2016

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuję!

Prawda leży tam, gdzie leży – ostatnia rozmowa z Profesorem Bartoszewskim


BartoszewskiProfesora Władysława Bartoszewskiego można lubić bądź krytykować, jednak nikt nie podchodzi do tej legendarnej postaci w obojętny sposób. Był erudytą, historykiem, dyplomatą, dziennikarzem, od młodzieńczych lat bardzo zaangażowanym w sprawy Polski, posiadającym wiedzę, której zazdrościli mu wszyscy. Jako osoba obracająca się w świecie polityki, emigracji oraz kultury miał wielu znajomych, którzy tak jak on kształtowali naszą rzeczywistość. I to właśnie o nich opowiedział redaktorowi Michałowi Komarowi w serii Na dwa głosy.

Właśnie ukazał się ostatni tom tych wspomnień. Kosztuje sporo, bo na okładce widnieje cena 59 zł, ale opłaca się wydać tę kwotę. Dlaczego? Odpowiedź zamieszczam poniżej.

Prawda leży tam, gdzie leży – ostatnia opowieść Profesora Bartoszewskiego

W ostatnim zapisie rozmów z Michałem Komarem Profesor Bartoszewski przybliża swoje znajomości z postaciami takimi jak: Stanisław Lem, Jerzy Lerskim Wacław i Jerzy Zagórscy, Jerzy Giedroyc, Tadeusz Mazowiecki, Arcybiskup Józef Życiński, Krzysztof Skubiszewski, Stefan Meller oraz Bronisław Gieremek

Są to historie niezwykłe, jak rekomenduje je PWN w blurbie, opowiedziane nieco inaczej niż w podręcznikach. Można to zauważyć już od wspomnienia sylwetki Staniwsława Lema, rozpoczynającej książkę. To co prywatne miesza się z wydarzeniami historycznymi, wciągając w nurt wydarzeń przeżytych przez narratora i jego bohatera oraz otaczające ich osoby. Profesor odkrywa to, do czego nie miały dostępu pióro dziennikarskie oraz obiektyw kamery. W ten sposób każdy z rozdziałów staje się mini opowieścią. Wszystko to udokumentowane jest zdjęciami, na których widzimy bohaterów wraz z autorem opowieści.

Prawda leży tam, gdzie leży to książka na właściwe czasy – myślę, że wyszła w najlepszym dla siebie momencie. Gdy spory pomiędzy politykami wyolbrzymiają się i zaczynają wyglądać komicznie, gdy ludzie młodzi zaczynają coraz mocniej akcentować potrzebę patriotyzmu, a ich rodzice co chwila osądzają „czyja prawda jest bardziej <<prawdziwa>>”, warto zajrzeć do wspomnień Profesora.

Storyteling o patriotyzmie

Choć Profesor był osobą związaną z określoną partią polityczną, jego przekonania są w książce wyciszone. Bardziej stawia na politykę i wartości, które wyznają poszczególni bohaterowie, co gra na wielką korzyść dla publikacji.

W moim odczuciu, Prawda leży tam, gdzie leży jest odpowiedzią na pytanie „jak być patriotą?”. Wszystkie postaci mają tak różne historie, inaczej reagują w określonych sytuacjach i tak bardzo różnią się od siebie światopoglądami, że na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma jednakowego wyjaśnienia powyższego zapytania. Jednak wystarczy uruchomić myślenie i wtedy wszystko zaczyna być jasne.

Gorąco polecam, wszystkim miłośnikom dobrej opowieści, zarówno tym trzymającym za politykami z prawa i lewa oraz wszystkich martwiących się o demokrację w naszym Kraju, którzy potrafią czytać ze zrozumieniem.

Moja ocena: 9/10

Władysław Bartoszewski, Michał Komar, Prawda leży tam, gdzie leży, PWN, 2016

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuję bardzo.

Milion lat w jeden dzień – o cywilizacji z humorem

Milion lat w jeden dzień to lektura obowiązkowa dla każdego kulturoznawcy oraz tych osób, które przekonane są, że najważniejsze odkrycia ludzkości narodziły się najpóźniej w starożytności. Ta książka zmieni wasze postrzeganie rzeczywistości.

Jej autor Greg Jenner to postać znana z telewizji, miłośnicy historii mogą go znać jako twórcę Horrible Histories.

Milion lat w jeden dzień – uczy, prowokuje i daje do myślenia

Książka jest zapisem jednego dnia współczesnego człowieka, a dokładnie soboty. Każdy z rozdziałów to osobna godzina. Wraz z bohaterem wstajemy, idziemy do toalety, jemy śniadanie, bierzemy prysznic, spacerujemy z psem, czytamy gazetę, przygotowujemy się na wizytę gości, z którymi zjadamy kolację, pijemy alkohole, a następnie żegnamy się, by umyć zęby, wskoczyć do łóżka i nastawić budzik. Każda z czynności jaką wykonuje postać to pretekst do odwołania się do historii, wyjaśnienia co, gdzie, dlaczego i kiedy ktoś zrobił i jaki to ma efekt na nasze życie.

Czytelnik dowie się z książki Milion lat w jeden dzień między innymi: jaką historię mają rury kanalizacyjne, dlaczego widelce mają pięć zębów, czy też jak produkować porządną sake. Lektura publikacja również wyjaśni, dlaczego ten obraz

Ostatnia Wieczerza

jest prawdopodobnie błędnym przedstawieniem wizerunku Ostatniej Wieczerzy, czy też pozwoli poznać historię jak to  Czyngis-chan przyczynił się do zmniejszenia dwutlenku węgla w atmosferze do 700 000 000 ton.

O historii cywilizacji z jajami

1000 000 lat w 1 dzieńWielką zaletą książki jest język. Podobny jest on do tego z Horrible Histories. Przykładem może być fragment odnoszący się do określenia momentu rozpoczęcia nowego dnia.

Szerzej otworzywszy oczy, dostrzegamy, że przez szczelinę między zasłonkami sączy się światło słoneczne. Niezbicie świadczy to o tym, że jest rano – tyle że światło dzienne wcale nie okazuje się w tym względzie warunkiem koniecznym. I na Wschodzie, i na Zachodzie nowy dzień rozpoczyna się w mroku o godzinie 00:00, dlatego Brytyjczycy na sylwestrowych zabawach pijackim głosem intonują pierwsze dwa wersy Auld Lang Syne, kiedy tylko zegar wybije północ. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby ci zawiani imprezowicze musieli czekać do świtu, cały czas zwilżając gardła – brzmieliby wtedy mniej jak śpiewający chór, a bardziej jak stado krów tonących na pełnym morzu. Ale termin „północ” jest mylący. Składające się nań sylaby znaczą: „jest środek nocy”, mimo to od tej chwili zaczyna się poranek. Nadawane o pierwszej nad ranem programy nazywamy „nocną audycją”, a wracając do domu o czwartej chwalimy się, że „balowaliśmy całą noc”. Takie zatarcie granic, dzięki któremu dni nie muszą kłaść się spać zaraz po dobranocce, dowodzi, że nasz tryb życia ma zaskakujące cechy wspólne z życiem cywilizacji, której szczytowy okres przypadła mniej więcej na trzy i pół tysiąca lat temu. Chodzi o starożytny Egipt.

W tej hiperreligijnej kulturze nowy dzień zaczynał się o świcie, a nie o północy. W rezultacie wschód słońca miał rangę świętego wydarzenia – początku przejażdżki rydwanem po niebie, jaką codziennie urządzał sobie bóg słońca Ra, zanim wdał się w epicki pojedynek z wężokształtnym demonem chaosu Apopem. By uprawomocnić ten odwieczny porządek i sprawić, by słońce wstało, w wielkiej świątyni w Karnaku albo Heliopolis o świcie należało odprawić specjalny oczyszczający rytuał z udziałem potomka bogów – faraona. W praktyce miejsce władcy zajmował zapewne pełnomocnik, bo faraon mógł przecież przebywać w zupełnie innej części imperium, choć bardzo kusząca jest wizja kapłana pospiesznie mamroczącego zapamiętane kwestie, podczas gdy zestresowana służba stara się wyciągnąć z wyrka bardzo niezadowolonego Tutenchamona.

Humorystyczne przekazywanie wiedzy to bardzo dobry sposób na zapamiętanie informacji. Czytelnik przyswaja więcej wiadomości, a także nie nudzi się podczas lektury.

Interesuje Cię rozwój cywilizacji? Przeczytaj koniecznie tę książkę

Jak działa nasz mózg? Dowiedz się więcej

Jak pisać przekonujące teksty? Poznaj książki, które Ci w tym pomogą

Ocena Milion lat w jeden dzień

Ponieważ Greg Jenner „wpakował” do treści swojej publikacji mnóstwo informacji, niektóre tematy są potraktowane, mówiąc przysłowiowo, „po łebkach”. Ale nie należy traktować tego jako minusów książki. Na końcu Miliona lat w jeden dzień znajduje się podzielona tematycznie bibliografia, która jest uzupełnieniem wiedzy.

Niestety, większość książek z listy Jennera nadal nie została przetłumaczona na język polski. Szkoda, bo nie każdy zna język angielski na tyle dobrze, by z łatwością czytać wskazane książki.

Ocena: 9,5/10

Greg Jenner, Milion lat w jeden dzień, PWN, 2016

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuję bardzo!

Kanada – kilka słów o książce

Istnieją książki, których lektura pozostawia po sobie niesmak. Do nich należy Kanda Richarda Forda.

Gdy usłyszałem, że PWN wypuszcza publikację nieznanego mi autora, zdobywcy Pulitzera, którego twórczość jest porównywana do Updikea, postanowiłem ją sprawdzić. Jako wisienkę na książkowym torcie potraktowałem słowa Johna Banvillea o Kanadzie jako jednej z pierwszych wielkich powieści XXI wieku.

Niestety, tym razem Banville przesadził.

To nie jest zła książka, ale do arcydzieł literatury nie należy. Zaczyna się od kiepsko napisanego początku – o zbrodni rodziców, która to ma zmienić życie 15-letniego bohatera, przeczytamy (w końcu!) po przebrnięciu 100 stron ( na 500 ) książki. Później jest o wiele lepiej, co rekompensuje wcześniejszą mękę- choć treść jest lekko przegadana. Rodzicie bohatera zostają zatrzymani, a on sam ucieka do Kanady. Tam zyskuje wiedzę, która ukształtuje w przyszłości jego postrzeganie świata.

Kanada jest bardzo mądrą książką, jej treść niesie przesłanie. Podejmuje z czytelnikiem dyskusję o istocie i formie kary za popełnioną zbrodnię i próbę zdefiniowania owej. To również rozważania na temat dorastania – fizycznego oraz „do czynu”. Jednak dostrzegam w jej treści (kolejne) dwa minusy.

Pierwszym jest konstrukcja fabuły, gdy bohater ląduje na kanadyjskim pustkowiu, w ciągu kilku tygodni otwiera się na świat i staje się profesjonalistą pracującym w hotelu oraz przy polowaniach. Niemożliwe! Drugim minusem są zdania typu:

Ostatecznie tylko tym może różnić się mieszkanie w jednym miejscu na ziemi od mieszkania w innym- tym jak myślisz o ludziach, i tym, co powoduje, że myślisz właśnie tak.

Głębokie!

Ta książka mogła być jedną z wielkich powieści XXI wieku, gdyby autor zdecydował się na mniejszą formę i unikał przegadywania. Dlatego nie mogę źle ocenić Kanady, ale też nie wystawię jej najwyższej noty.

Ocena: 7,5/10

Richard Ford Kanada, PWN, 2015

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuje bardzo!

Bez ograniczeń

Po raz pierwszy przeczytałem tę książkę o mózgu trzy tygodnie temu. Nie dawała mi spokoju, więc ponownie po nią sięgnąłem. Wczoraj zakończyłem lekturę i wiem, że sięgnę po nią jeszcze raz, w tym lub przyszłym roku.

Bez ograniczeń to rozmowa dziennikarki Marii Mazurek z neurobiologiem Jerzym Vetulanim. Postać naukowca na pewno znana jest czytelnikom tego bloga. Starsze pokolenie powinno go kojarzyć z Piwnicą pod Baranami, ich dzieci z pismem mówionym Gadający Pies, zwolennicy legalizacji marihuany z dowodami na niesamowitą medyczną moc zielonej rośliny, a czytelnicy pisma popularnonaukowego Wszechświat poznali go jako redaktora kwartalnika.

Książka podzielona jest na piętnaście rozdziałów, których przeczytanie polecam dawkować w 3-4 porcjach. Rozmowę można przeczytać za jednym razem, przecież to tylko 186 stron. Jednak większą przyjemność sprawia wolne czytanie, z poddaniem analizie każdej informacji wypływającej z ust profesora. Mówi on zarówno o płci, funkcjonowaniu organizmów (zwierząt i ludzi), Bogu, seksie, narkotykach, lekach oraz obrońcach praw zwierząt. A ponad tymi zagadnieniami króluje najważniejszy temat, łączący je w całość, mózg.

Vetulani cały czas próbuje pokazać jak wiele zawdzięczamy temu organowi, jak wpływa on na naszą egzystencję, samopoczucie, sposób myślenia. Informuje też, jak bardzo mało o nim wiemy i jak wiele przed nami badań, które i tak pozostawią wiele niedopowiedzeń.

Całość dedykowana jest zwierzętom laboratoryjnym. Bo to one doprowadzają nas do zgłębienia tajemnicy o tym co dzieje się pod naszymi czaszkami.

Bez ograniczeń jest książką popularnonaukową, przystosowaną do współczesnego czytelnika. Rozdziały rozpoczynają się od stron, na których widnieją ciekawe grafiki wzbogacone o przyciągające uwagę tytuły. Te ostatnie (często) brzmią  kontrowersyjnie, na przykład: Michał Anioł musiał być debilem lub Marihuana– bezpieczniejsza od fistaszków!. Prawda, że wzbudzają emocje?

Uwaga! Informacje przedstawione przez profesora  mogą zbulwersować wielu czytelników. Dlatego jeżeli jesteś osobą, która boi się zmian światopoglądowych, głosisz wyższość mężczyzn nad kobietami, bronisz za wszelką cenę zwierząt eksperymentalnych lub wierzysz, że marihuana prowadzi do śmierci, nie czytaj tej książki. Stracisz tylko nerwy i czas.

Jeżeli jednak jesteś osobą otwartą na świat i chcesz zdobyć cenną wiedzę, która pomoże Ci  zrozumieć w jaki sposób odbierasz otaczającą rzeczywistość… i chcesz zabłysnąć w rozmowach ze znajomymi, koniecznie przeczytaj tę książkę.

Ocena: 10/10

Jerzy Vetulani, Maria Mazurek Bez ograniczeń. Jak rządzi nami mózg, PWN, 2015

Dziękuję Wydawnictwu PWN za egzemplarz recenzencki

Doktor śmierć – recenzja książki

Holokaust, eksperymenty na więźniach i bestialskie pomysły nazistowskich oprawców, to tematy znane w mniejszym (za sprawą edukacji szkolnej) lub większym (dotyczy osób zainteresowanych okresem II Wojny Światowej) stopniu polskiemu odbiorcy. Nawet gdyby chciał, nie może o nich zapomnieć. Wciąż przewijają się w postaci Auschwitz, Majdanka, Treblinki, wspomnieniach wciąż żyjącego pokolenia dziadków oraz rodziców. A jak wygląda wiedza o rozliczeniu katów? Z tym jest gorzej.

Wiemy o procesach w Norymberdze, świadomi jesteśmy tego, że wielu zbrodniarzy próbowało uniknąć kary uciekając do Ameryki Południowej. Dużą rolę odegrały tu filmy. Chłopcy z Brazylii, rewelacyjny Wszystkie odloty Cheyenne`a, czy też słynny Maratończyk uświadomiły społeczeństwo, że poszukiwania nazistów wciąż trwają. I na tym kończy się wiedza większości odbiorców.

Dlatego dobrze, że książki takie jak Doktor śmierć pojawiają się na rynku. Pozwalają lepiej zapoznać się z tematem, ocalają pamięć o ofiarach i przestrzegają przed ponownym popełnieniem bestialskiego mordu.

Doktor śmierć to publikacja o tym, co się wydarzyło po zakończeniu wojny, o sytuacji politycznej, łowcach nazistów, narodach Niemców i Żydów, a także o jednostkach próbujących uporać się z piętnem Holokaustu.

Naziści kradli i handlowali dziełami sztuki. Dowiedz się jak to robili!

Głównym tematem jest tropienie Ariberta Heima, lekarza z Mauthausen-Gusen. Odznaczył się on wielkim okrucieństwem, między innymi wycinając organy żywym osobom, uśmiercając zastrzykiem z benzyny w serce. Od innych zbrodniarzy wyróżnia go lekarskie podejście. Gdy jego koledzy po fachu swoje czyny tłumaczyli eksperymentami na rzecz rozwoju medycyny, Heim mordował dla własnej przyjemności. Sadysta, według relacji świadków, gdy się nudził, składał zamówienie w postaci dostarczenia do swego gabinetu kilkudziesięciu osób. Tuż po wojnie, w pomyślnych dla niego okolicznościach, udało mu się uniknąć kary. Mało tego, ożenił się i dalej pracował w zawodzie lekarza, a także był osobą publiczną – utalentowanym hokeistą. Mimo wszystko pamięć o popełnionych przez niego zbrodniach przetrwała i popchnęła śledczych do poszukiwań. Heim ukrył się w Egipcie, zmieniając imię i nazwisko oraz przechodząc na islam. Tam też zmarł.

Samo śledztwo było przeprowadzone nieudolnie. Popełniono mnóstwo błędów. A co najgorsze, gdyby nie „pewien świadek”, informacja o śmierci Heima nie trafiłaby do opinii publicznej do dnia dzisiejszego. Co robił po wojnie zbrodniarz, kim był informator, jaką wielką rolę w śledztwie spełniła pewna nieruchomość, tego dowiedzą się czytelnicy książki.

Aribert Heim

Historia polowania na Ariberta Heima łączy się, jak napisałem powyżej, z sytuacją jaka panowała po wojnie. Wielu zbrodniarzy wyszło na wolność korzystając z błędów prawa ustanowionego przez zwycięzców wojny. Tak samo było w przypadku lekarza z Mauthausen-Gusen. Doktor śmierć przestał być jeńcem wojennym, bo Amerykanom skończył się czas na przetrzymywanie nazistów w obozie, a wywiady o przeszłości więźniów charakteryzowały się zupełnym brakiem profesjonalizmu. Nie lepiej było w kolejnych dziesięcioleciach. Po procesach nazistów, naród Niemiecki miał dosyć obwiniania go o zbrodnie popełnione przez jednostki, słowo Holocaust nie funkcjonowało w języku, a młodzi Niemcy nie uczyli się o zbrodniach popełnionych przez rodziców. Nie lepsze było podejście innych narodów do schedy po czasie Zagłady. Na przykład, przedstawiciele władz Izraela z niechęcią wybrały się do Ameryki Południowej po Adolfa Eichmanna, pomysłodawcę i wykonawcę planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Mimo, że otrzymały dokładne informacje gdzie jest zbrodniarz, dopiero po interwencji łowcy nazistów, zdecydowały się na uprowadzenie Eichmanna.

Temat osób poszukujących nazistów został ograniczony do kilku osób. Najwięcej informacji zostało przedstawionych o tym najsłynniejszym, Szymonie Wiesenthalu. Ale w jaki sposób! Czytając Doktora Śmierć czuje się jakby to były postaci stworzone przez Forsytha. To typowi twardziele z poczuciem misji. Są nieustępliwi, za wszelką cenę dążący do celu, pragnący rozliczenia za krzywdę niewinnych.

Ostatnią z najważniejszych płaszczyzn zarysowanych w książce jest sytuacja jednostek należących do rodziny nazisty. Muszą się one uporać z faktami. To osoby o różnym podejściu. Jedne nie akceptują i potępiają całkowicie postać, inne próbują wytłumaczyć postępowanie zbrodniarza i szukają dowodów na uniewinnienie.

Książka napisana jest łatwym językiem i szybko się ją czyta. Stworzona została z myślą o współczesnym czytelniku. Świadczy o tym forma wydania: format, wielkość czcionniki oraz krótkie rozdziały. Jednak wymienione cechy niech nie zmylą miłośników literatury faktu. To również książka dla nich. Mnóstwo w niej dat, opisów wydarzeń i prób ich interpretacji.

O tym jak wiele pracy włożyli w ukazanie się publikacji autorzy, dziennikarze z New York Timesa, możemy wyczytać w Podziękowaniach wieńczących książkę. Oprócz wyprawy do Egiptu, podróży po Niemczech i Austrii, przeżywali chwile niczym opisywani przez nich śledczy. „Drążąc temat” trafiali do członków rodzin, znajomych Heima, spędzali czas w archiwach i bibliotekach, a także brali udział w prawdziwych przygodach takich jak: uwięzienie w egipskim areszcie, czy też transport i przechowywanie starej aktówki Heima. Myślę, że ich praca może stanowić doskonały materiał na nową książkę. Kto wie, może kiedyś taką napiszą.

Ocena: 9/10

Nicholas Kulish, Souad Mekhennet Doktor śmierć, PWN, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Black Publishing. Dziękuję bardzo!

Kiedy zapadła cisza – recenzja książki

Istnieją książki, które pamięta się latami lub zapomina po kilku minutach, są też takie, po których przeczytaniu czytelnik czuje się zdezorientowany, jakby właśnie został wyrwany z innego świata. Do ostatniej grupy należy Kiedy zapadła cisza. Po zapoznaniu się z jej treścią, czułem się jakby ktoś obudził mnie ze snu wypełnionego po brzegi emocjami.

 Jej autorem jest Jesse Ball, postać nieznana dotychczas polskiemu czytelnikowi, ale posiadająca na koncie kilka znaczących sukcesów – między innymi jego wiersze ukazały się w serii Najlepsza Poezja Amerykańska (The Best American Poetry 2006) oraz jest laureatem Paris Review Plimpton Prize.

Zanim zapadła cisza to historia opowiadająca o próbie dziennikarskiego śledztwa o tym, co stało się w 1977 roku, gdy w Japonii w krótkim okresie czasu zaginęło kilka osób, a następnie na komisariat zgłosił się mężczyzna z pisemnym przyznaniem się do winy. Kłopot w tym, że osoba przyznająca się do popełnienia czynu wciąż milczała.

 W opisie wydawcy pojawiają się takie określenia: Trzymający w napięciu japoński kryminał, kafkowski kryminał, przerażający portret japońskiego społeczeństwa i systemu sprawiedliwości. Zgodzę się z wymienionymi. Jednak, moim zdaniem, trafniejszym opisem jest stwierdzenie: współczesne Jądro ciemności.

Jesse Ball zgrabnie, za pomocą różnych rodzajów narracji, łączy ze sobą wątki: kryminalny, miłosny oraz obyczajowy, tworząc niesamowitą opowieść. Czytelnik przechodząc przez poszczególne części powieści, zmierza w stronę wyjaśnienia zagadki, a jednocześnie przenika głębiej i głębiej w jądro ciemności. To co jest sednem opowieści, odkrytym wraz z zamknięciem ostatniej karty, przeraża i zmusza do myślenia.

Rolę conradowskiego Kurtza pełni tu Kakuzo. Moim zdaniem Jesse Ball budując tę postać wzorował się na powieści sprzed 102 lat. Kazuko jest postacią, która odkrywa ciemną stronę swojej duszy, władczą, no i przede wszystkim, cytując Conrada, znią się nie rozmawia, jej się słucha.

Conrad również we wspomnianej powieści napisał: Żyjemy tak jak śnimy – samotnie. Jakże trafne są to słowa odnośnie bohaterów Zanim zapadła cisza. Opuszczony jest główny bohater – na płaszczyźnie wydarzeń związanych z zagadką kryminalną, jak też miłosnej oraz związanej z relacjami rodzinnymi. Samotność również doskwiera pozostałym bohaterom, łącznie z narratorem – w jego przypadku doznanie samotności kieruje do wyjaśnienia tajemniczych zniknięć.

Pod względem konstrukcji tekstu, czytelnik otrzymuje, na pierwszy rzut oka, chaotyczny układ. Jednolity tekst jest pomieszany z zapisami rozmów, pojawiają się wewnętrzne spisy treści, a do tego wszystko podzielone jest na części. Po przeczytaniu książki oceniam owo działanie za przemyślane i konieczne. Służy ono utrzymaniu uwagi czytelnika i nadaniu indywidualnego charakteru wypowiedziom kolejnych postaci.

Jeżeli pozostałe książki autora są tak samo magiczne, zapewniam, będę jego wielkim fanem. Tej daję najwyższa ocenę.

Ocena: 10/10

 Jesse Bell Zanim zapadła cisza, PWN, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuję bardzo!