Richard Flanagan

Pierwsza osoba – robiąc za literackiego murzyna

Pierwsza osoba to książka warta uwagi. Jako fan twórczości Flanagana, mogę śmiało napisać – to jego najgorsza, a zarazem najlepsza z powieści. Dlaczego? O tym poniżej w tekście.

Pierwsza osoba – ghostwriter w akcji

Okładka książki Pierwsza osoba

Powieść Flanagana to historia o młodym, początkującym pisarzu, podejmującym się niebywałego zadania. Kiff Kehlmann, w ciągu kilku tygodni, ma napisać autobiografię najsłynniejszego oszusta w dziejach Australii. Autobiografię, czyli dzieło, pod które stworzy samodzielnie, ale nie będzie mógł się pod nim podpisać. Wyzwanie ma w sobie coś niesamowitego, co mocno kusi pisarza do podjęcia działania. Bowiem, Siegfried Heidl, bohater biografii, podobno ukradł bankom 700 milionów, za co te wydały na niego wyrok śmierci, jest też podejrzewany o zabójstwo wspólnika. A do tego ukończenie dzieła w ciągu sześciu tygodni, sprawi pojawienie się na koncie Kiffa honorarium, które pomoże mu skończyć jego własną powieść.

Główny zarys fabuły i sposób jej przedstawienia przypominają czysty schemat czytadła typu sensacja, thriller. Pod tym względem Pierwsza osoba, w porównaniu z książkami Flanagana, takimi jak Williama Goulda Księga Ryb czy Śmierć przewodnika rzecznego , wypada marnie. Bliżej jej do Nieznanej terrorystki, również bazującej na sensacyjności, lecz zawierającej bardziej dynamiczną akcję.

Powoli tocząca się akcja to jest właśnie ten minus powieści. Teraz czas na omówienie tego , co najlepsze.

Pierwsza osoba – dlaczego to najlepsza powieść Flanagana?

Po pierwsze postaci. Flanagan z książki na książkę mistrzowsko buduje swoich bohaterów. Czytelnik otrzymuje w Pierwszej osobie coś wspaniałego.Autor opowiadając o Kiffie, jego rodzinie, przyjacielu, czy też Siegfriedzie dawkuje informacje w taki sposób, by grać uczuciami czytelnika. Raz świat Kehlmanna wydaje się tym dobrym, a Heidla tym negatywnym, by za chwilę zamienić się rolami.

Budowa bohaterów to też ich dorastanie. Kiff dorasta pisarsko, a także do ostatecznego zmierzenia się z Siegfridem, a właściwie z jego legendą. Wraz z żoną odkrywają, dlaczego ich związek nigdy nie miał sensu bytu. Natomiast jego przyjaciel porzuca postawę i styl życia awanturnika. Trzeba tu też powiedzieć i o rozwoju powieści. Czytelnik Pierwszej osoby śledzi losy autobiografii Heidla, która najpierw ślamazarnie się rozwija, by zmienić się w coś, co jest efektem pracy ghostwritera – o nim samym za chwilę.

Po drugie, Pierwsza osoba to rozprawienie się ze współczesną literaturą. Czytając książkę szybko można spostrzec, że Flanagan nieźle się bawił pisząc fragmenty o rynku wydawniczym i pisarzach. Na szczególną uwagę zasługuje mityczny Jez Dempster. Go można nie czytać, ale każdy powinien go znać. Bowiem o nim mówi się, na niego zawsze warto się powołać. Wszyscy wokół Kiffa zachwycają się Dempsterem. Jednak gdy obaj pisarze się poznają… łatwo domyśleć się, co się dzieje.

Pisarz świetnie tez pokazuje jak rynek wydawniczy traktuje młodych twórców – wydawanie powieści, ocena podczas konkursów literackich. Znamienitym fragmentem jest opis wysłania powieści na konkurs. Gdy Kiff otrzymuje zwrócony maszynopis odkrywa, że wydające werdykt jury nie przeczytało ani jednej strony.    

Po trzecie, ghostwriting, Kiff, podpisując umowę na napisanie za kogoś książki, słyszy od wydawcy:

Wiesz, że to Francuzi nazwali takich pisarzy murzynami?
Nie.
Nègres. I tutaj, dodał, kiedy złożyłem pierwszy podpis. Znalazł kolejną stronę w umowie i palcem pokazał mi odpowiednie miejsce. I tutaj.
Podpisałem, potem znowu, a podpisując, odczuwałem wdzięczność, nawet dumę.
Czarni?
Niewolnicy, odpowiedział cicho, odwracając stronę

Takich słów krytycznych wobec pisania za innych jest wiele w Pierwszej osobie. Flanagan broni „czystej literatury”, opowiada się za twórczością płynącą spod palców twórcy. Jest za tym, co prawdziwe, a nie udawane.

Czy ma rację? Na pewno. Dziś ilość zaczyna przewyższać jakość. Jesteśmy zalewani kolejnymi, pod którymi podpisują się znane nazwiska. Płynące na fali mainstreamu społeczeństwo kupuje i pochłania te papki, wierząc w to, co napisane.

Pierwsza osoba – ocena

Pierwszej osoby, mimo mojej najwyższej oceny, nie polecam wszystkim. Czytelnicy szukającej wartkiej akcji, sensacji nie znajdą jej w powieści Flanagana. To książka dla tych, którzy lubią książki zmuszające do myślenia. Warto by sięgnęli po nią, bo powieść „zostaje w głowie” jeszcze przez kilka dobrych dni po zakończeniu lektury.

Ocena: 10/10

Richard Flanagan, Pierwsza osoba, Wydawnictwo Literackie, 2019

Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za podesłanie książki.

Nieznana terrorystka

 

Jak ja czekałem na tę książkę! Nieznana terrorystka Richarda Flanagana jest już dostępna w polskich księgarniach. Tak samo porywa jak Klaśnięcie jednej dłoni, tak samo ma w sobie ciężki klimat jak Księga ryb Williama Goulda oraz Śmierć przewodnika rzecznego. I jakże jest aktualna, mimo, że od premiery w Australii minęło już 12 lat.

W dobie fake newsów, rządnych sławy dziennikarzyn bijących się o temat oraz niezdolnego do samodzielnego myślenia społeczeństwa, Nieznaną terrorystkę traktuję z jednej strony jako satyrę, z drugiej jako paradokument opisujący naszą codzienność.

Nieznana terrorystka – tancerka erotyczna czarną wdową

26-letnia Doll, tak naprawdę Gina Davies, westie (osoba z małej miejscowości), postanowiła spełnić swój sen, uciekła do Sidney. Szybko zrozumiała, jak wiele różni jej marzenia od realnego życia w dużym mieście.

Na szczęście trudne momenty odejdą w niepamięć. Doll pracując jako tancerka erotyczna zarobi określoną sumę pieniędzy, dołoży ją do pokaźnej sumy banknotów, którą przechowuje w domu i z tymi oszczędnościami zacznie nowe życie. Bez poniżania, bez gangsterskiego półświatka, bez nerwów.

Doll, na kilka dni przed odejściem z erotycznej branży, udaje się z przyjaciółką i jej synem na plażę. Tam poznaje Tariqa, obcokrajowca z krajów arabskich, który ratuje życie topiącego się dziecka. Mimo, że Gina nie zostawia przystojniakowi kontaktu, wpadają na siebie wieczorem. Niczego nieświadoma kobieta spędza noc z nieznajomym. Jest nim zachwycona. Aż do wschodu słońca.

Nad ranem budzi się w pustym łóżku. A kilka godzin później dowiaduje się, że jest poszukiwana jako współuczestniczka niedoszłego zamachu terrorystycznego. Uczynienie ją podejrzaną jest dziełem miernego dziennikarzyny, który tracąc zawodowy grunt pod nogami, tworzy fake newsa.

Jak skończy się ta opowieść, spojleruję, niezbyt wesoło. To jest powieść Richarda Flanagana, a ten jest mistrzem w opisywaniu ciężkiego, gnostycznego świata, w którym tylko nieliczni mają szansę na godne życie.

Nieznana terrorystka – wymowa powieści Flanagana

Tak jak pisałem, powieść odbieram jako coś więcej niż satyrę. Widziałem od podstaw pracę przedstawicieli mediów, dosłownie taką jaką opisuje autor. Codziennie, podobnie jak czytelnicy tego bloga, zalewa mnie fala fake newsów. No i jestem wciąż straszony przez media: terroryzmem, uchodźcami, krwiożerczą UE, czy też zagrożeniem od strony wschodnich i zachodnich sąsiadów Polski. Owe mijanie się z prawdą jest głównym motywem opowieści.

Flanagan pisząc powieść Nieznana terrorystka nie tylko podjął się tematu wpływu mediów na myślenie społeczeństwa. Zwraca też uwagę czytelnika, na to jak wygląda jego codzienne życie. Zaczyna opowieść od wymownych słów o miłości Jezusa, świecie widzianym przez Nietzschego i nokturnach Chopina, które pięknie sumuje stwierdzeniem:  Rzeczywistości nigdy nie tworzyli realiści, tylko marzyciele. Na dalszych kartach autor zmusza odbiorcę do spojrzenia, jak daleko zeszliśmy w złą stronę, stając się dla siebie wrogami, bezmózgą bandą egoistów, podatną na każde słowo, tylko by pozostać w swojej strefie komfortu.

Nieznana terrorystka – budowa utworu

Podobnie jak w innych powieściach Flanagana, mamy mistrzowsko zbudowaną bohaterkę. Czytelnik od samego początku jest przekonany, że o Doll wie wszystko. Tymczasem co chwila autor podsuwa mu kolejne informacje, które mącą posiadaną wiedzę i wywołują serię pytań. Gina Davies raz okazuje się postacią negatywną, by za chwilę zyskać sympatyczność, a za drugim razem wzbudza litość.

Warto zwrócić uwagę na filmową budowę utworu. Akcja rozgrywa się w ciągu trzech dni, a język powieści przypomina opisy filmowych scen, bynajmniej nie oscarowych dzieł, ale kina klasy B, a nawet C – nadających się idealnie do opisu świata tancerki erotycznej.

Nieznana terrorystka – ocena

Nie polecam Nieznanej terrorystki osobom szukającym lekkiej lektury. Flanagan to nie Kalicińska. W jego książkach musi być sporo brutalności, bohaterów przezywających traumę i wszechobecna gnoza.

Powieść skierowana jest do osób kochających myśleć przy lekturze, stawiać pytania i szukać na nie odpowiedzi. A także tych oczekujących przeżycia swoistego katharsis. Wymienione dwie grupy będą zadowolone z sięgnięcia po powieść Nieznana terrorystka.

Ocena:10/10

Richard Flanagan, Nieznana terrorystka, Wydawnictwo Literackie, 2018

Dziękuję Wydawnictwo Literackiemu za podesłanie książki

Śmierć przewodnika rzecznego

Ameryka ma swojego Cormac`a McCarthy`ego, a Australia Richarda Flanagana. W lipcu 2017 ukazała się w Polsce jego kolejna powieść Śmierć przewodnika rzecznego i jest jeszcze cięższa niż Księga ryb oraz Pragnienie, o których pisałem wcześniej.

Poznaj moją opinię o innych książkach Flanagana

Precyzując, ciężki jest klimat. Każda strona jest przesycona bólem, cierpieniem, głodem. A do tego owo gnostyczne podejście do świata. Najlepszym opisem książki może być jej fragment:

Chłopak ma przesrane – powiedział Stary Bo.
I tyle.

Uwaga! To nie jest książka dla wrażliwych osób. Jednak, czytelnicy zarażeni prozą Flanagana oraz ci szukający ambitnej, trudnej, zmuszającej do myślenia lektury, powinni przeczytać Śmierć przewodnika rzecznego.

Śmierć przewodnika rzecznego – o wizjach podczas topienia się

Aljaz Cosini, mężczyzna trudniący się przewozem turystów po rzece Franklin, tonie uwięziony w podwodnej pułapce. Znajduje się w niej, bo rzucił się na pomoc tonącemu turyście. Jego agonii towarzyszą wizje przeszłości jego przodków oraz innych osób, splecione ze wspomnieniami z życia Aljaza.

Pod tą, na pierwszy rzut oka, prostą fabułą kryją się opowieści o trudach życia na Tasmanii, nieszczęściu ludzkim, miłościach poddanych próbie i ją przegrywających oraz więzach łączących syna z ojcem. Pozwala to autorowi zbudować opowieść o wyobcowaniu i wiecznym skazaniu na porażkę. Dalecy przodkowie Aljaza, rodzice, jak też i on sam starali zbudować sobie szczęśliwe życie. Jednak ich marzenia i oczekiwania legły w gruzach podczas konfrontacji z rzeczywistością.

W ostatnich chwilach bohater uzmysławia sobie, że jest przegrany. To co kochał i na czym mu zależało zostało odebrane. Jednak w samej śmierci jest coś pozytywnego, poniekąd stanowiące szczęśliwe zakończenie. Co? Odpowiedź na ostatnich kartach Śmierci przewodnika rzecznego.

Śmierć przewodnika rzecznego – książka o odnajdywaniu tożsamości

Flanagan wykorzystał swoją powieść do dyskusji na temat Tasmanii. Pokazując bohaterów walczących z tragicznym losem, ich przemyślenia oraz wiedzę i podejście do historii Ziemi van Diemena, próbuje ocenić to, co spotkało ten obszar w przeszłości.

Nie jest to ocena pochlebna. Wręcz przeciwnie. Oskarża przybyszów ze Starego Świata o zniszczenie tego, co zastali w Tasmanii wraz ze swoim przybyciem. Kolonizacja oraz zsyłanie skazańców doprowadziły do śmierci tubylców, którym odebrano siłą rodzinny dom. Na kartach Śmierci przewodnika rzecznego czytamy:

Zastanawiam się, czy pamięć o nieszczęściu tej utraty noszą też w sobie ci, którzy pierwotnie zaludniali tę ziemię. Czy zaczęło się od walki o nią? Bo chociaż Anglicy wiedzieli, że tubylcy są częścią tej ziemi, to hołdowali koncepcji, że jej właścicielem może dla własnych korzyści zostać jeden człowiek? Czy może wynikało to z idei ziemi nie jako źródła wiedzy, lecz bogactwa? Czy było tak, że biała wyobraźnia, która mocowała się z wiedzą czarnych, pokonała ją, bo wzięła w posiadanie tę krainę, która leżała u źródeł czarnej wiedzy?

Co więcej, Flanagan rozpacza nad losem ludu zamieszkującego obszar. Został on tak stłumiony, że jego przedstawiciele starali wyprzeć ze swej pamięci pochodzenie.

Nikt nie mówił nic. Przez całe stulecia nie słyszano ani słowa. Nawet pisarze i poeci milczeli na temat swojego świata.

Jednak pamięć o przodkach wygrywa starcie z europejskim kolonializmem, upomina się o swoich ludzi. A Ci odchodzą od narzuconych chrześcijańskich wierzeń do religii przodków, budzą w sobie aborygeńskiego ducha i dołączają do swojego plemienia. Jednak dzieje się to dopiero w ostatnich chwilach ich życia.

Śmierć przewodnika rzecznego – ocena

Mam kłopot z obiektywną oceną książki – bardzo cenię prozę Flanagana. I właśnie z tej miłości wpisuję 9/10. Jednak klasyfikując pod względem innych jego książek, umieszczam ją na drugim miejscu, zaraz po Księdze ryb.

Moja ocena: 9/10

Richard Flanagan, Śmierć przewodnika rzecznego, Wydawnictwo Literackie, 2017

Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za udostępnienie książki

Pragnienie –książka, którą zapamiętasz

Literacka perła!

Pragnienie pokazuje, że jeszcze 9 lat temu Flanagan był mistrzem narracji (Ścieżek północy nie czytałem, więc nie mogę wypowiadać się o formie pisarza z 2013 roku). Na początku roku, dzięki Wydawnictwu Literackiemu, ukazało się polskie wydanie tej intrygującej powieści. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich czytelników kochających dobrze opowiedziane historie.

Pragnienie –  autor Klubu Pickwicka i kolonizacja Ziemi Van Diemena

Akcja powieści rozgrywa się w dwóch miejscach.

Pierwszym jest środowisko Tasmanii, czyli lokalizacja, w którą  Flanagan kocha pakować bohaterów swoich książek. Tam to przybywa wraz z małżonką nowy gubernator wyspy. Sir John Franklin jest znanym angielskim odkrywcą, lubującym się w podróżach w lodowe ostępy. Swoje stanowisko dostaje tylko ze względu na poważanie w Starym Świecie. Natomiast Lady Jane jest wzorową żoną, zrozpaczoną niemożliwością posiadania własnych dzieci. Para przybywając na wyspę zostaje powitana występem artystycznym  garstki Indian, tych którzy przeżyli przyjazd kolonizatorów. Wśród tubylców jest śliczna dziewczynka, którą od razu postanawia zaadaptować Angielka.

Drugim miejscem jest Anglia, kilka lat po wydarzeniach rozgrywających się w Tasmanii, w której tworzy Charles Dickens. Uznany pisarz ma „mały kłopot” z małżeństwem. Wtem pojawia się propozycja od Lady Jane, by zaangażował się w sztukę, która uratuje dobre imię zmarłego podczas ekspedycji na Arktykę Sir Johna Franklina.

Nie zależnie od klimatu, czasu  i położenia geograficznego, każdego z bohaterów dręczy pragnienie osiągnięcia „czegoś, co uważa za istotne dla siebie lub ogółu”. Im bardziej są one donioślejsze, w tym większe kłopoty wpędzają bohaterów.

Pragnienie – gnoza na Ziemi Van Diema

Dawno nie czytałem powieści tak bardzo przesiąkniętej gnozą. Tadeusz Miciński byłby zachwycony.

W Księdze ryb Flanagan pisał o świecie złym, przepełnionym wielką niesprawiedliwością, ale z katorgo dało się „mniej lub bardziej” uciec. W Pragnieniu jest odwrotnie. Z ust bohaterów padają potwierdzenia, że Bóg nie interesuje się światem i ludźmi, pozostawił ich samym sobie. Niektórzy doświadczają oświecenia (o dziwo Ci, którzy wywodzą się z ludów prymitywnych) i odkrywają prawdę, tak bardzo przerażającą.

Rzeczywistość mieszańców Ziemi Van Diema – tubylców, osadników oraz osób związanych z kolonią karną —  jest naprawdę obłąkana. To świat brutalny, prowadzący donikąd, którym interesuje się tylko Szatan (nawet zaczynają go wyznawać). Porządne jednostki tracą morale, kryminaliści stają się jeszcze bardziej obojętni na krzywdę i ból, króluje nierząd i litry alkoholu.

Pragnienie – ocena

Czytając Pragnienie, miałem wrażenie, że siedzę w pociągu, który pędzi ku przepaści. Z kartki na kartkę losy bohaterów nabierają znamion coraz większej t­ragedii.

Powieść Flanagana nie należy do łatwych, ale jej lektura pozostawia po sobie doskonały smak. Jest to ambitna publikacja, której warto poświęcić czas.

Ocena: 9/10

Richard Flanagan, Pragnienie, Wydawnictwo Literackie, 2017

Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za możliwość przeczytania książki

 

Księga ryb Williama Goulda –ryby, skazańcy i szalony komendant w złotej masce

Księga ryb Williama Goulda może być znana już wielu czytelnikom, bowiem polskojęzyczne wydanie książki ukazało się już w 2004 roku – trzy lata po premierze w Australii. Natomiast osoby, które nie czytały tej wybitnej powieści, mogą zapoznać się z jej treścią dzięki Wydawnictwu Literackiemu.  We wrześniu opowieść o malarzu ryb trafiła na księgarniane półki.

Szczerze, publikacja jest warta przeczytania i dostaje ode mnie najwyższą notę.

To opowieść o książce, którą stworzył skazaniec William Gould. Najpierw trafia ona do współczesnego czytelnika. Pochłania go, w pewien sposób przemienia i łączy z autorem – znalazca odtwarza Księgę ryb Williama Goulda. Drugą postacią jest tytułowy Gould, rzezimieszek z talentem malarskim. Osadzony na wyspie robi wszystko by przetrwać. Jego zdolności wykorzystują Ci, którzy mają władzę na wyspie skazańców, w tym miejscowy lekarz– zleceniodawca ilustracji morskiej fauny.

Księga ryb Williama Goulda – nowe Jądro ciemności

W utworze Conrada bohater zbliżał się w stronę rdzenia zła. U Flanagana już w nim jest. W samym centrum. Zło widoczne jest na wielu poziomach.

flanagan_ksiega-ryb_williama_gouldaPierwsze to intrapersonalne – Wiliam Gould nie jest postacią niewinną, jako skazaniec próbuje przeżyć za wszelką cenę, czasami wbrew regułom prawa i etyki. Zdaje sobie z tego świadomość i próbuje jakoś zachować moralność, ale (często) nadaremnie.

Podobnie zło jest dostrzegalne u jego współtowarzyszy i służbie więziennej – interpersonalne . To co dzieje się w obszarze więzienia i po za nim – traktowanie tubylców – może nieźle przerazić czytelnika. Działania i poglądy wspomnianego lekarza, zleceniodawcy Goulda, kojarzą się z działaniami zbrodniarzy w obozach koncentracyjnych.

Nad skazańcami władzę sprawuje komendant – postać trochę  przypominająca Kutza z Jądra Ciemności. Jego wygląd (szaleniec nosi złotą maskę na twarzy), pochodzenie, to kim jest i o czym marzy, przyprawią wrażliwych czytelników o gęsią skórkę.

Komendant jest bardzo pomysłowym człowiekiem, który na Ziemi van Diemena próbuje z marnym skutkiem przenieść nowości z Europy do krainy wombatów i kangurów (miedzy innymi: buduje mini kolej czy też kasyno). Jego największym marzeniem jest stworzenie z kolonii karnej miasta-utopii. Najpierw przekształcającej wyspę-więzienie w miasto, a następnie w większe, jeszcze doskonalsze więzienie, wyróżniające się wielką ciszą. Flanagan opisuje zamysł szaleńca, nadając koncepcji trafną nazwę: „sterylna komunikacja”:

Chciał, żeby miasto było milczące. Żeby ludzie już nie rozmawiali ze sobą, tylko porozumiewali się za pomocą skomplikowanego systemu wiadomości przekazywanych na piśmie. Miały one być zwijane i umieszczane w małych drewnianych cylindrach, dzięki działaniu sprężonego powietrza przesyłanych dalej rurami w odpowiednie miejsce, czyli do osoby, dla której były przeznaczone.

Prawda, że przerażające?

Księga Ryb Williama Goulda – symbolizm i gawędziarstwo

W powieści mnóstwo jest symboli. Można szukać ich w opisywanych wydarzeniach, postaciach, rekwizytach, w tym samej księdze.  Każdy z rozdziałów jest poświęcony określonemu stworzeniu morskiemu, które to przypisane jest określonej postaci z kart powieści. Tu jako ciekawostkę należy podać, że rysunki w książce zostały namalowane przez autentycznego Williama Beuelowa Goulda, który portretował ryby, ptaki i rośliny w XIX wieku (opowieść snuta przez Flanagana korzysta bardzo wybiórczo z życiorysu realnej postaci).

Priorytetem w Księdze ryb jest gawędziarstwo. A właściwie potrzeba opowieści. Księga sama w sobie jest symbolem opowieści. Jej studiowanie, dla każdego kto ją znajdzie, kryje w sobie  nigdy nie kończącą się gawędę o samym sobie – taką, która musimy układać wciąż od początku. Dlatego wciąga współczesnego czytelnika, a gdy ją gubi, nakazuje mu stworzenie nowej. A ten robi to z konieczności opowiadania.

Książkę polecam każdemu, w szczególności osobom przekonanym o tym, że potrafią opowiadać dobre historie.

Moja ocena: 10/10

Richard Flanagan, Księga ryb Williama Goulda, Wydawnictwo Literackie, 2016

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Literackiego. Dziękuję bardzo!

Klaśnięcie jednej dłoni – Tasmania, alkoholizm i relacje ojca z córką

klaśniecie jednej dloniPisać o wyobcowaniu na emigracji, ciężkiej pracy pioniera, rodzicielstwie, alkoholizmie i miłości w sposób taki, by czytelnik poczuł, że po raz pierwszy czyta o tych tematach. Czy to możliwe? Tak, udowodnił to Richard Flanagan w Klaśnięciu jednej dłoni.

The Times opisał powieść jako zniewalającą, robiącą ogromne wrażenie. Ja dodam do tej opinii: z warstwą językową, która hipnotyzuje .

Słowo, które zniewala – jak pisać by zaciekawić odbiorcę?

Flanagan jest mistrzem budowania historii za pomocą zestawiania słów. Zaznaczam, to nie jest „zabawa słowem”, ale prawdziwa literacka architektura, gdzie każde zdanie jest na właściwym miejscu. Znienawidzona przeze mnie Orzeszkowa, mogłaby uczyć się od niego jak tworzyć opisy, które zaciekawią odbiorcę.

Klaśnięcie jednej dłoni to nie tylko opisy, ale też operacje słowem odzwierciedlające stan emocjonalny i określone zachowanie bohaterów. Czytelnik, przepływając wzrokiem pomiędzy akapitami, odczuwa głęboką więź emocjonalną z postaciami. Do tego stopnia, że w chwili gdy przekłada ostatnią stronę powieści wielki, doświadcza pozytywnego niedosytu.

Opowieść o Tasmanii i słoweńskich imigrantach

Wszystko zaczyna się od opuszczenia domu przez kobietę. Zostawia w domu kilkuletnią córkę, mąż w tym czasie znajduje się w lokalnym barze, i znika w śnieżycy. Następnie opowieść przenosi się do czasów wczesnej młodości pozostawionej dziewczynki oraz okresu, gdy jako pełnoletnia przyjeżdża w rodzinne strony.

Sonia musiała opuścić je, ze względu na relacje z jej ojcem, jego alkoholizm i wszystko co łączyło ją z tamtejszą społecznością lokalną. O jej powrocie decyduje ważny motyw, ale bez spolerowania. Dowie się o nim każdy kto sięgnie po książkę.

Klaśnięcie jednej dłoni, to też spojrzenie na losy imigranta Bojana – ojca dziewczyny. Ciężka praca, ubóstwo, zachowanie i nastawienie tych, którzy przybyli do Tasmanii kilka-kilkanaście lat przed nim, a do tego tęsknota za ojczyzną, tą niezniszczoną okrucieństwem II Wojny Światowej, to wszystko miesza się ze sobą, zmieniając bohatera. Na kartach powieści ewoluuje, przekształcając się raz w postać, której czytelnik kibicuje, raz w taką, której nienawidzi.

Wydarzenia z roku `60 i `90, retrospekcje z młodości mamy i taty Soni przeplatają się ze sobą, tworząc z prostej historii o relacjach rodzicielskich, elektryzującą opowieść. Moim zdaniem, jedną z ważniejszych, jakie zostały wydane w ostatnich latach.

Klaśnięcie jednej dłoni – komu może się spodobać?

Na pewno miłośnikom dobrej literatury, myślącym o odpoczynku od czytadeł. To pozycja, do której wraca się myślami, przeżywa na nowo fragmenty. Tak, to jest bardzo dobra książka.

Moja ocena: 10/10

Richard Flanagan, Klaśnięcie jednej dłoni, Wydawnictwo Literackie, 2016

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Literackiego. Dziękuję bardzo!