Month: sierpień 2014

Kiedy zapadła cisza – recenzja książki

Istnieją książki, które pamięta się latami lub zapomina po kilku minutach, są też takie, po których przeczytaniu czytelnik czuje się zdezorientowany, jakby właśnie został wyrwany z innego świata. Do ostatniej grupy należy Kiedy zapadła cisza. Po zapoznaniu się z jej treścią, czułem się jakby ktoś obudził mnie ze snu wypełnionego po brzegi emocjami.

 Jej autorem jest Jesse Ball, postać nieznana dotychczas polskiemu czytelnikowi, ale posiadająca na koncie kilka znaczących sukcesów – między innymi jego wiersze ukazały się w serii Najlepsza Poezja Amerykańska (The Best American Poetry 2006) oraz jest laureatem Paris Review Plimpton Prize.

Zanim zapadła cisza to historia opowiadająca o próbie dziennikarskiego śledztwa o tym, co stało się w 1977 roku, gdy w Japonii w krótkim okresie czasu zaginęło kilka osób, a następnie na komisariat zgłosił się mężczyzna z pisemnym przyznaniem się do winy. Kłopot w tym, że osoba przyznająca się do popełnienia czynu wciąż milczała.

 W opisie wydawcy pojawiają się takie określenia: Trzymający w napięciu japoński kryminał, kafkowski kryminał, przerażający portret japońskiego społeczeństwa i systemu sprawiedliwości. Zgodzę się z wymienionymi. Jednak, moim zdaniem, trafniejszym opisem jest stwierdzenie: współczesne Jądro ciemności.

Jesse Ball zgrabnie, za pomocą różnych rodzajów narracji, łączy ze sobą wątki: kryminalny, miłosny oraz obyczajowy, tworząc niesamowitą opowieść. Czytelnik przechodząc przez poszczególne części powieści, zmierza w stronę wyjaśnienia zagadki, a jednocześnie przenika głębiej i głębiej w jądro ciemności. To co jest sednem opowieści, odkrytym wraz z zamknięciem ostatniej karty, przeraża i zmusza do myślenia.

Rolę conradowskiego Kurtza pełni tu Kakuzo. Moim zdaniem Jesse Ball budując tę postać wzorował się na powieści sprzed 102 lat. Kazuko jest postacią, która odkrywa ciemną stronę swojej duszy, władczą, no i przede wszystkim, cytując Conrada, znią się nie rozmawia, jej się słucha.

Conrad również we wspomnianej powieści napisał: Żyjemy tak jak śnimy – samotnie. Jakże trafne są to słowa odnośnie bohaterów Zanim zapadła cisza. Opuszczony jest główny bohater – na płaszczyźnie wydarzeń związanych z zagadką kryminalną, jak też miłosnej oraz związanej z relacjami rodzinnymi. Samotność również doskwiera pozostałym bohaterom, łącznie z narratorem – w jego przypadku doznanie samotności kieruje do wyjaśnienia tajemniczych zniknięć.

Pod względem konstrukcji tekstu, czytelnik otrzymuje, na pierwszy rzut oka, chaotyczny układ. Jednolity tekst jest pomieszany z zapisami rozmów, pojawiają się wewnętrzne spisy treści, a do tego wszystko podzielone jest na części. Po przeczytaniu książki oceniam owo działanie za przemyślane i konieczne. Służy ono utrzymaniu uwagi czytelnika i nadaniu indywidualnego charakteru wypowiedziom kolejnych postaci.

Jeżeli pozostałe książki autora są tak samo magiczne, zapewniam, będę jego wielkim fanem. Tej daję najwyższa ocenę.

Ocena: 10/10

 Jesse Bell Zanim zapadła cisza, PWN, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuję bardzo!

Od zwierząt do bogów – recenzja książki

Gdy miałem osiem lat Rodzice kupili Zanim pojawił się człowiek Zdenka Spinara. Była to jedna z tych książek, do których zaglądałem prawie codziennie. Opisy z licznymi ilustracjami wyjaśniały kolejność pojawiania się na ziemi prehistorycznych roślin oraz stworzeń. Pamiętam, że grafik było w tak wiele, że nie potrafiłem za jednym razem przekartkować uważnie całej publikacji. Dlatego też, otwierałem karty na chybił trafił poznając nowe gady i ssaki.

Wspomnienie dziesięcioletniej fascynacji powróciło w mej pamięci, po przeczytaniu pierwszych stron Od zwierząt do bogów– publikacji, która miesiąc temu pojawiła się na rynku. Dzięki niej, po ponad dwudziestu latach, przypomniałem sobie jak intrygującą zagadką jest tajemnica ewolucji. 500 stron pochłonąłem w kilka dni.

Jej autorem jest Yuval Noah Harari, wykładowca na wydziale historii Hebrajskiego Uniwersytetu w Jeruzalem. Specjalizuje się on w historii światowej, średniowiecznej i militarnej.

Od zwierząt do bogów to książka popularnonaukowa opowiadająca o gatunku zwierzęcia, któremu udało się przetrwać spośród grupy sobie podobnych, stając się najpotężniejszym na całej Ziemi – to historia o nas, ludziach. Harari omawia losy Homo sapiens od początków istnienia do obecnych czasów.

Publikacja wyróżnia się multidyscyplinarnością. Obok zapisu rozwoju cywilizacji znajdujemy informacje o religiach, podbojach, ekonomii, przemyśle oraz wielu innych tematach. Autor nie unika również tych kontrowersyjnych, takich jak: sens niewolnictwa, przyczyny przyjęcia chrześcijaństwa w politeistycznym Rzymie, czy też zaprzeczenie istnienia wolnego rynku.

Yuval Noah Harari w swojej pracy zawodowej bada temat szczęścia na przestrzeni wieków. Poświęca temu zagadnieniu mnóstwo fragmentów Od zwierząt do bogów, w tym daje odpowiedź na pytanie: czy tak naprawdę jesteśmy szczęśliwi żyjąc w tak rozwiniętej kulturze? Co ważne, autor sugeruje, że brak nauczania jak formowanie się struktur społecznych, upadki imperiów, odkrycia technologiczne oraz geograficzne wpływały na ludzkie zadowolenie, satysfakcję, stan ducha, jest największą luką w rozumowaniu historii.

Publikacji daję najwyższą ocenę. Zasługuje na to. Uważam, że jej lektura jest idealna dla wszystkich osób zainteresowanych rozwojem cywilizacji oraz rozwojem kultur, tych dawnych oraz współczesnych. Jako absolwent kulturoznawstwa, polecam książkę Harari wszystkim studentom, chcących lepiej przygotować się do egzaminu z historii kultury. Znajdą oni w Od zwierząt do bogów mnóstwo cennych informacji.

Ocena:10/10

Yuval Noah Harari Od zwierząt do bogów, PWN, 2014

 

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa PWN. Dziękuję bardzo!

Story cubes

O magii Story Cubes pisałem już na blogu NapiszTekst. W pierwszym wpisie (http://napisztekst.pl/storycubes) opisałem zasady gry, w drugim (http://napisztekst.pl/story-cubes-2/) podałem alternatywny scenariusz wykorzystania kości. Zapraszam do zapoznania się z treścią wpisów oraz lektury niniejszej notki. Przedstawiam w niej rozwiązanie dla rodziców, którzy chcą opowiadać swoim dzieciom każdego wieczoru inną bajkę.

Na początku krótko o Story Cubes. W pudełku znajdziemy dziewięć kości, na których nadrukowano różne obrazki. Zabawa polega na wyrzuceniu losowych grafik i wykorzystaniu ich w snuciu własnej historii. A jest o czym opowiadać, bowiem obrazek:

może skojarzyć się zarówno z listem, kartą kredytową lub oknem komunikatora Skype. Możliwości ogranicza tylko wyobraźnia opowiadającego. Zestaw podstawowy został wzbogacony o kilka tematycznych dodatków, m.in. Baśnie, Akcje, czy też Podróże.

Story Cubes jest rewelacyjnym rozwiązaniem dla wszystkich rodziców. Może być im niezbędne w opowiadaniu dzieciom bajek na dobranoc. Każdego wieczoru inna.

Proponuję wykorzystać je na dwa sposoby:

Pierwszy pomaga w ustaleniu o czym będzie bajka. Wystarczy tylko rzucić trzema kośćmi i już z losowo otrzymanych w wyniku obrazków możemy zakreślić tematykę czy też określić bohaterów opowieści. Poniższy układ kości daje nam następujące propozycje:

Bajka o podróży pszczoły i żółwia na tajemniczą łąkę.

Bajka o tym jak żółw zgubił się na łące, a pszczoła go uratowała.

Bajka o leniwej i powolnej jak żółw pszczole, która całymi dniami spała na kwiatkach i co z tego wynikło.

Natomiast gdy zaczniemy opowiadać bajkę i kończą nam się pomysły, np. gdzie mogą udać się bohaterowie, jaki mają problem do rozwiązania lub kogo mogą spotkać, ponownie rzucamy kośćmi. A następnie spoglądamy na wynik, uruchomiamy swoją wyobraźnię i już możemy kontynuować dalszą historię.

Rory O’Connor Story Cubes, The Creativity Hub

Martinique– recenzja gry

Kawałki mapy prowadzące do ukrytego skarbu, uzbrojone od dzioba po rufę statki, kordelasy rozwiązujące problem w knajpie, w której przesiadują podejrzane typy, a przede wszystkim zwyczajne życie zamienione w jedną zwykłą przygodę – właśnie za to kocham opowieści o piratach.

Na takie właśnie elementy gry liczyłem zasiadając do pierwszej rozgrywki w Martinique Emanuele Ornellii. Znalazłem je i to w ogromnej dawce.W sumie za pierwszym razem rozegraliśmy, aż trzy partie – tak bardzo wciągnęła.

Celem gry jest odnalezienie pirackiego skarbu. Został on ukryty na wyspie, do której przypływają dwie wrogie sobie pirackie ekipy. Na początku rozgrywki rozlokowują się na linii brzegowej, a następnie ruszają na poszukiwania. Po drodze znajdują mnóstwo elementów, które kolekcjonują jako mniejsze skarby. Przeczesują wyspę, aż do momentu gdy padną z wyczerpania na stołku w The Hook – najpodlejszej knajpie na świecie. Tam to rozpoczynają dyskusję ze swoimi oponentami na temat zakopanego skarbu, posiłkując się przy tym skrawkami mapy, a następnie ruszają by go odkopać.

Tak właśnie wygląda rozgrywka w grę Emanuele Ornellii. Trwa około 20-30 minut i dostarcza niebywałej zabawy dorosłym oraz młodszym graczom.

Nie przepadam za losowością w grze, jednak ta w Martinique nie przeszkadzała mi. A jest jej naprawdę sporo. Gracze, zamiast rzucać kostkami, poruszają się o liczbę pól określoną na kafelkach, które w każdej rozgrywce są inaczej rozmieszczone. Los decyduje również o kolekcjonowaniu małych skarbów, no i oczywiście o współrzędnych tego najważniejszego. Przypadkowość dosłownie zamienia planszę w pole niesamowitej przygody.

Na początku wielu graczy ma dwa odczucia. Pierwszym jest podobieństwo do gry w statki – skarb typuje się za pomocą obstawiania pól oznaczonych cyframi oraz literami. Drugim, wrażenie, że rozgryzło się system. Błąd. Widziałem graczy, którzy na chybił trafił odkopywali kosztowności, wygrywali mimo, że przeciwnik miał więcej od nich informacji, czy też wprowadzali oponenta w błąd by nikt nie odkopał głównego skarbu, a oni sami odnosili zwycięstwo poprzez ogromną kolekcję małych skarbów.

Pod względem wykonania, gra reprezentuje najwyższy poziom. Elementy są wykonane z drewna i mocnej tektury, solidne i kolorowe. Plansza po wielu rozgrywkach nadal wygląda jak w dniu zakupu.

Jedynym minusem gry jest ograniczona liczba graczy. Aż się prosi by twórca stworzył dodatki pozwalające na rozszerzenie z dwóch do trzech lub czterech pirackich ekip. Uczyniłoby to z Martinique produkt idealny na imprezy.

Emanuele Ornella Martinique,Wydawnictwo Axel

Ocena 9.5/10

Chłopak z Warszawy – recenzja

Godłem nam biały ptak,
a „Parasol” to znak,
naszym hasłem piosenka szturmowa!
Pośród kul, huku dział
oddział stoi, jak stał,
choć poległa już chłopców połowa.

Józef Andrzej Szczepański „Ziutek”Chłopcy silni jak stal

 

Rynek wydawniczy doskonale przygotował się na obchody 70-lecia Powstania Warszawskiego. Na księgarnianych półkach pojawiło się mnóstwo tytułów związanych z dwumiesięcznymi walkami w stolicy Polski. Wśród nich jest Chłopak z Warszawy Andrzeja Borowca – niezwykle ważny głos w dyskusji o znaczeniu sierpnia i września 1944 roku, bo wypowiedziany przez uczestnika starć.

Sięgając po Chłopaka z Warszawy oczekiwałem, że od pierwszej strony przeniosę się w świat niemieckiej okupacji i walczących z nią Warszawiaków. Dlatego bardzo mnie zaskoczyło, gdy przechodząc do kolejnych rozdziałów, interesującą mnie część znalazłem dopiero w połowie książki. Jednak pierwsze 200 stron wspomnień, niedotyczące powstania, okazało się obowiązkowe – zrozumiałem to dopiero po przeczytaniu książki.

Wspomnienia Borowca można podzielić na trzy części. W pierwszej opisuje on czas przed wybuchem II Wojny Światowej oraz jak wyglądała ona we Lwowie. W drugiej przenosi czytelnika do Warszawy. A w trzeciej, najkrótszej, opowiada o czasie spędzonym w szpitalu i obozie pracy oraz przywołuje okres powojenny.

Samo powstanie stanowi centrum przedstawionej historii, rozdzielające czas nadziei na zwycięstwo od czasu porażki. Bowiem wszystko, w co wierzyły osoby otaczające bohatera, zostaje zniszczone, a na sam koniec i on doświadcza uczucia definitywnej przegranej w walce o wolność Kraju.

Mimo, że jest to zapis osobistych doświadczeń czasu wojny, Chłopak z Warszawy jest książką opowiadającą o zachowaniach i sposobie myślenia społeczeństwa – nieustannie się zmieniającym wraz z sytuacją na frontach. To również przedstawienie pełnej gamy charakterów. Borowiec przywołuje sylwetki postaci reprezentujących różne narodowości i podejścia do walki. Co najważniejsze, poglądy i postępowanie jednostek nie są bezpośrednio osądzane przez autora, pozostawia to Czytelnikowi, co stanowi wielki atut książki.

Jak wspomniałem, Chłopak z Warszawy to ważny głos w dyskusji na temat powstania. Jest to relacja walk, które widział szesnastoletni autor. Tu należy zaznaczyć, że był on w każdym sektorze walczącej Warszawy, oprócz Żoliborza. To opowieść, która spodoba się osobom broniącym słuszności rozpoczęcia walk, jak też dostarczy wielu argumentów osobom krytykującym decyzje dowódców powstania. Jakie zdanie ma na ten temat autor? Odpowiedź znajduje się w Chłopaku z Warszawy.

Najwyższa ocena książki wypływa z trzech powodów. Pierwszy, interesuje mnie tematyka wydarzeń rozpoczętych 1 sierpnia 1944 roku. Świadomość lektury osobistych przeżyć powstańca nie pozwalała mi oderwać się od książki. Drugim jest przekonanie, że w dzisiejszych czasach, gdy pojęcie patriotyzmu jest tak często wypaczane, należy uświadamiać czym jest miłość do Ojczyzny, oddanie życia oraz bohaterstwo. Trzeci powód to żołnierze Armii Krajowej – postaci, których poświęcenie i rolę w walce o wolność mamy wszyscy obowiązek pamiętać.

Ocena: 10/10

Andrzej Borowiec Chłopiec z Warszawy, Rebis, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Rebis. Dziękuję bardzo!  

Pięć powodów, dla których ponownie obejrzę „Strażników galaktyki”

Zaznaczam, że nigdy nie czytałem komiksu. Dlatego nie mogę porównać filmowej historii z jej obrazkowym pierwowzorem. Na seans wybrałem się, bo bardzo lubię opowieści związane z superbohaterami. Strażnicy Galaktyki urzekli mnie na tyle, że na pewno sięgnę do komiksów i obowiązkowo ponownie wybiorę się do kina. Oto pięć powodów dlaczego obejrzę ekranizację:

1. Filmy o super bohaterach wywołują u mnie dwa rodzaje zachowań. Na Avengers, kilku częściach X-Men oraz Thorze zasnąłem. Natomiast trylogia Nolana o Batmanie, Watchmen czy też Iron Man zachwyciły mnie i widziałem je wielokrotnie. Do drugiej grupy od wczoraj należą również Strażnicy Galaktyki.

2. Opowiedziana historia bardzo przypomina tę z Gwiezdnych Wojen IV-VI : mamy konflikt dobra ze złem, wśród bohaterów łatwo doszukać się (luźnych) podobieństw do Hana Solo, Chewbaccy, czy też Skywalkera, finalny atak przypomina ten na Gwiazdę Śmierci. Jako miłośnikowi filmów Georga Lucasa owo podobieństwo bardzo przypadło do gustu.

3. Strażnicy Galaktyki to jedna wielka przygoda. Opowiedziana w mój ulubiony sposób, taki jak w Piratach z Karaibów, Indianie Jonesie, Johnie Carterze, czy też Kopalniach króla Salomona oraz Miłości, szmaragdzie i krokodylu. To ten sam styl przygody, tylko rozgrywający się w kosmosie.

4. Stworzenie filmu, którego bohaterami są miedzy innymi gadający szop pracz oraz potwór-roślina jako patetycznego, zmuszającego do myślenia byłoby katastrofą. Wiedział o tym James Gunn. Reżyser postawił na luźną formę, komizm sytuacyjny, zabawne dialogi. Po wyjściu z kina czułem się zrelaksowany.

5. Dobór obsady. Bradley Cooper doskonale podłożył głos pod uzbrojonego po zęby szopa, a Vin Diesel odpowiadał za potwora-roślinę. Do tego dochodzą Glenn Close i Benicio Del Toro – grający drugoplanowe role.

Strażnicy Galaktyki, reż. James Gunn, 2014

Ocena: 8/10