Serial Stranger Things, jeśli spojrzeć na opinie krążące w sieci, jest jak butelka znakomitego wina. Najczęściej spragniony dobrej opowieści widz za jednym podejściem ogląda cztery pierwsze odcinki, by potem powoli delektować się drugą połową. Osiem części noszących miano rozdziałów, wbija w fotel i wrzuca w magiczny wir wspomnień lat 80-tych.
Stranger Things– a imię jej Jedenaście
W pierwszym rozdziale znika chłopiec. Po dziesięciu godzinach grania w Dungeons & Dragons opuszcza dom przyjaciela, w lesie dostrzega „coś”, ucieka, dociera do swojego domu i coś z nim się dzieje. Ruszają poszukiwania. W tym samym czasie pojawia się w miejscowości dziewczynka z ogoloną głową, zaprzyjaźnia się z kolegami zaginionego i każe nazywać siebie Jedenastką, od wytatuowanej cyfry na nadgarstku.
Z odcinka na odcinek sytuacja gmatwa się co raz bardziej. Dziewczynka ujawnia swoje moce telekinetyczne, pojawia się potwór i organizacja, w której siedzibie jest coś tak dziwnego na ścianie, że trzeba tam wchodzić w kombinezonie przypiętym do stalowej liny.
Stranger Things – powrót do lat 80
Serial zbiera mnóstwo pochwał i wysokich ocen. Zasłużenie, bo jest doskonały w każdym ujęciu. Moim zdaniem to najlepsza produkcja Netflixu.
Mimo oklepanej historii wszystko jest opowiedziane w doskonały sposób, z nawiązaniem do lat `80. Nie tylko akcja dzieje się w tym czasie, ale też linia opowieści nawiązuje do tego jak wtedy pisało się książki i tworzyło filmowe hity. Podobnie jest z pracą kamery i ścieżką dźwiękową.
Stranger Things to duży ukłon do twórczości Kinga, Spielberga, ale też konkretnych dzieł. Obok wspomnianego Dungeons & Dragons, pojawiają się plakaty filmowe Szczęk oraz Coś (The Thing), a miłośnicy filmów z końca ubiegłego wieku szybko dostrzegą w poszukiwaniach zaginionego chłopca nawiązania do Obcego, ET, czy Goonies.
W chwili publikacji tego tekstu serial ma na Filmwebie ocenę 8,5 a na IMDB 9,2. To mówi samo za siebie.
Ocena: 10/10
The Stranger Things, reż. The Duffer Brothers, Netflix, 2016
Dziewczyna z pociągu Pauli Hawkins jest czytadłem. Dość popularnym, bo podobno co 6 sekund ktoś w Stanach kupuje tę książkę. Literacko daleko jej do kryminałów spod pióra Borisa Akunina lub Marka Krajewskiego, ale jako thriller-psychologiczny ma coś w sobie, co trzyma uwagę czytelnika do ostatniej kartki. Jest na tyle interesującym czytadłem, że daję jej wysoką notę.
Dziewczyna z pociągu – jedno jest pewne, ktoś na pewno nie wyjdzie stąd cały
Bohaterem powieści jest Rachel Watson, bezrobotna alkoholiczka, która każdego dnia wyrusza pociągiem do Londynu – okłamując otoczenie, że wciąż zmierza do pracy. Po drodze pojazd zatrzymuje się w okolicy, w której niegdyś mieszkała bohaterka. Wówczas bohaterka wpatruje się w okno domu, w którym żyje pewna para nieznajomych. Nadała im już imiona, wymyśliła historie ich życia i określiła jak wielkie szczęście panuje w ich związku. Pewnego razu bohaterka widzi kobietę z mijanego domu w towarzystwie innego mężczyzny, a kilka dni potem pojawia się w prasie informacja, że owa zaginęła.. Rozpoczyna się dochodzenie. Losy Rachel, jej byłego męża, jego obecnej żony oraz męża zaginionej splatają się ze sobą, napięcie rośnie i jedno jest pewne, ktoś na pewno nie wyjdzie stąd cały.
Standardowa historia, z której można stworzyć ciekawą kryminalną intrygę, ale też napisać nudną powieść z przewidywalnym zakończeniem. Na szczęście Pauli Hawkins udało się zamienić ją w pierwszy rodzaj opowieści. Dziewczyna z pociągu trzyma w niepewności do końca, a także bawi się czytelnikiem. Podsuwa szczątkowe informacje, zachęcające do ułożenia układanki, aby po chwili przeprosić za to, że elementy nie pasują do siebie. Chwyt sprawdzony przez wielu pisarzy, tu też działa rewelacyjnie.
Trzy narratorki – Dziewczyna z pociągu
Choć powieść zaczyna się od zapisków postaci Rachel Watson. Po chwili pojawia się druga narratorka. Jest nią zaginiona dziewczyna. Wprowadzenie wspomnień Megan, bo tak ma na imię, służy retrospekcji. Pozwala ona przedstawić historię drugiej strony, tak bardzo inną od spostrzeżeń Watson na temat pary z mijanego domu.
Narracje prowadzone są naprzemiennie , na początku oddzielcie, ale w końcu zaczynają się przenikać. Wielki plus dla autorki za tę konstrukcję.
Jest jednak w Dziewczynie z pociągu trzecia narratorka – Anna, obecna żona byłego męża Rachel. Mimo, że jest to kluczowa postać, wprowadzenie jej jako narratorki uważam, za kiepski pomysł. Niewiele porusza do przodu akcję powieści i jest zbyt denerwująca jako postać – budzi złe odczucia.
Dziewczyna z pociągu – film i audiobook
Niedługo pojawi się ekranizacja powieści Hawkins. Będzie wiernie odtwarzała to co zapisane zostało w książce. Skąd to wiem? Z zapowiedzi, która opowiada całą treść, włącznie z zakończeniem. Kto jeszcze nie czytał, a chce poznać finał i ma spostrzegawcze oko, zapraszam do obejrzenia.
Kto zaś chce poczuć moc słowa, powinien sięgnąć po audiobooka. Karolina Gruszka w mistrzowski sposób wciela się w trzy narratorki, gwarantując niezapomnianą magię dla uszu.
Gorąco polecam!
Ocena 9/10
Paula Hawkins, Dziewczyna z pociągu, Świat Książki, 2015
Chigozie Obioma stworzył powieść, którą zaliczam do grona z najważniejszych w 2015 roku, a nawet w ostatnim dziesięcioleciu. Nie na darmo był nominowany do The Man Booker Prize i dostał się do finału. Rybacy to połączenie prozy Cormaca McCarthyego z symbolami oraz wierzeniami rodem z Afryki. Wyszło niesamowicie.
Rybacy – opowieść o przeznaczeniu
Czterej bracia, mieszkańcy nigeryjskiej wsi, wymykają się z domu nad rzekę. Określając się mianem rybaków próbują „złapać coś” na swoje wędki. Pewnego dnia spotykają szaleńca, który przepowiada śmierć najstarszego. W ten sposób w ich rodzinie pojawia się, rosnący ze strony na stronę, strach przed spełnieniem wróżby.
Prosta fabuła? Bardzo prosta, ale za to jak doskonale przekazana!
Opowieść zbudowania jest według zgrabnego schematu. W samym sercu historii tkwią trzej bracia, którzy robią wszystko, by porozumieć się z czwartym. Obok nich Obioma umieszcza Matkę, również walczącą o świadomość najstarszego dziecka, oraz ojca, o którym za chwilę. Wokół rodziny roztaczają się trzy warstwy: 1) fatum, 2) wiary i marzeń oraz 3) wydarzeń dnia codziennego i tych mających miejsce w przeszłości.
Takiej opowieści nie powstydziłby się wspominany McCarthy. Podobnie jak u autora Krwawego Południka i Rączych koni czytelnik znajduje u Obiomy brutalny świat, w którym największe niebezpieczeństwo płynie od drugiego człowieka, opanowanego manią władzy lub chęcią przeżycia. Wiele podobieństw jest też widocznych na poziomie językowym. Każde zdanie Rybaków jest wyważone i umieszczone we właściwym sobie miejscu, bez zbytecznego przegadania.
Rybacy – symbole, symbole, symbole…. i symbole
Kluczową rolę w Rybakach odgrywają dwa rodzaje symboli. Do pierwszej grupy należą te określone bezpośrednio przez narratora. Przypisane do poszczególnych członków rodziny, szaleńca oraz wydarzeń są ściśle powiązane ze światem zwierząt. Jedynym wyjątkiem jest szaleniec, jemu został przypisany mityczny Lewiatan. Drugą grupę stanowią symbole ukryte. Miano rybaków, rzeka, ojciec i matka, działania bohaterów i ich przemiana, noszą w sobie określone znaczenia. Ich rozszyfrowane to jedna z przyjemności płynących z lektury powieści.
Dużą wagę autor przyłożył do wplecenia w historię motywów z Biblii. Oprócz sięgnięcia po owoc z drzewa zakazanego, Obioma sięgnął również po archetyp Kaina i Abla, Ziemi Obiecanej oraz sprawiedliwego Boga Ojca, który za dobre wynagradza, a za złe karze.
Ostatni z motywów przypisany jest do Ojca braci. Czuwa on nad życiem rodziny, przez pewien czas jest nieobecny (wyjazd służbowy), ale i wówczas ma pieczę nad wszystkimi, a powracając robi rozliczenie dziecięcych uczynków. To również postać, która dwa razy obiecuje dzieciom Ziemię Obiecaną. Jest nią Kanada, do której bracia mogą dostać się jedynie przestrzegając określonych norm i zachowania.
Szaleniec Abulu – kluczowa postać w powieści Rybacy
Ponownie powraca twórczość McCartchyego. Kto czytał Dziecię Boże, na pewno dostrzeże duże podobieństwo Abulu do Lestera Ballarda . Obaj są traktowani przez społeczeństwo jako wyrzutki i są przez nie znienawidzeni, ale też obaj są na tyle groźni, że ludzie mają obawy przed ich zabiciem.
Pod względem zła charakteru Abulu bije na głowę Ballarda- mimo, że na swoim kącie ma tylko morderstwo brata.
Jednak szalony wróżbita z Rybaków jest ciekawszą postacią. Ma dar prorokowania i otacza go aura mistycyzmu. Nawet gotowanie przez wariata strawy ze śmieci ma w sobie coś magicznego. I choć co chwila wynika z powieści, że jego wieszczenie wywołuje największy strach w społeczności, pojawiają się fragmenty określające pozytywną wartość jego proroctw.
Ze względu na dar Abulu, nie można go zabić – tak wierzą mieszkańcy nigeryjskiej wioski. Upewniają ich wypadki, którym ulega wariat. Ani odłamki szkła, ani potrącenia przez samochody nic mu nie robią. Tuż po zajściu czuje się doskonale.
Rybacy – ocena
W dobie szybko napisanych czytadeł, taka powieści to skarb. Nie wiem ile czasu Obioma pisał Rybaków, ale przygotował powieść doskonałą w każdym calu. Myślę, że to wystarczający powód, by przyznać jej najwyższą ocenę i umieścić na liście książek wartych ponownego przeczytania – więcej TUTAJ.
Ocena:10/10
Chigozie Obioma, Rybacy, Wydawnictwo Literackie, 2016
Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Literackiego – Dziękuję!
Przed chwilą skończyłem Krew i wino, dodatek wieńczący Wiedźmina 3. Na szczęście mam jeszcze do wykonania sporo misji pobocznych oraz zaplanowane ponowne przejście gry. W innym przypadku byłbym mocno zawiedziony, Tak mocno przywiązałem się do rozwiniętej przez siebie postaci Gerlata.
Sam wątek główny pochłonął mnie na kilkanaście godzin i upewnił, że wszyscy przeciwnicy gier mylą się nie chwytając w ręce pada i oddając tytułowi choć na 1-2 godzin. Ta gra jest niesamowita!
Wiedźmin 3 – Krew i wino
Świetny scenariusz, dopracowanie każdego elementu, otwarty świat z mnóstwem możliwości do wyboru, które prowadzą do różnych zakończeń, to chyba największe atuty Wiedźmina 3 i obu rozszerzeń do niego. Jednak Krew i wino jest wyjątkowa i śmiem twierdzić, że jest ciekawsza od podstawowej wersji gry.
Geralt przyjmuje zlecenie i rusza do Toussaint – krainy ominiętej przez wojnę, której mieszkańcy żyją w błogim spokoju, oddając się uciechom życia. Właśnie tam pojawiła się bestia, która wykańcza najważniejszych ludzi królowej. Wytropienie mordercy jest tematem zlecenia podjętego przez Białego Wilka.
Początek śledztwa i już na drodze bohatera stają wampiry. Jest ich mnóstwo, w tym pojawia się Regis, postać znana wszystkim czytelnikom Sapkowskiego. Wszystko co związane z krwiopijcami buduje klimat grozy w grze. Wielkie brawa dla osób odpowiedzialnych za fabułę. Uważam, że stworzyły historię o wiele lepszą niż ta znana z klasyków: Drakuli, Wywiadu z wampirem, czy Blade`a.
Krew i Wino – bałem się
I to nie chodzi o emocje, wywołane wydarzeniami w grze. Ich oczekiwałem.
Większy niepokój wywołały we mnie materiały zapowiadające grę. Pamiętam, że zbliżałem się właśnie do granic Białegostoku, gdy Redzi ogłosili rozpoczęcie sprzedaży ostatniego dodatku do trójki. Na ekranie komórki zobaczyłem mnóstwo kolorów, przeszył mnie dreszcz przerażenia, ale i tak zamówiłem tytuł przed premierą.
Potem jeszcze zostałem uświadomiony, że Geralt znajdzie się w królestwie grzybów – tak wychodziło z treści screena i musiałem uwierzyć twórcom gry, że to wciąż ten sam dobry Wiedźmin, w jakiego gram od roku.
Mieli rację. Mnóstwo kolorów to tylko cecha regionu, w którym rozgrywa się Krew i wino, a królestwo grzybów okazało się jedną z najfajniejszych lokalizacji w grze.
Krew i wino –zmienia się rozgrywka
Rozszerzenie wprowadza dom dla Geralta. To źródło składników, przechowalnia i warsztat do ulepszania ekwipunków, jak też miejsce dające premie w czasie rozgrywki. Bardzo dobry pomysł, bo wyspany Geralt może naprawdę więcej.
Drugą nowością jest system mutagenów. Eksperymentując z nimi Biały Wilk zyskuje nowe umiejętności, czyli jeszcze więcej potrafi i efektywniej walczy. Bardzo dobry pomysł!
Relacyjnym konceptem było pogrupowanie ekwipunku. Na początku trochę się w tym gubiłem, ale po kilku minutach nauczyłem się poruszania po zawartości.
Krew i wino – ocena
Jestem wielbicielem tej gry, uważając, ze świetnym Skyrimom i wybitnym Pillarsom daleko do produkcji Redów. Polacy podnieśli poprzeczkę w branży dając swoim graczom coś niesamowitego.
Parafrazując Gombrowicza: Kto nie grał, ten trąba!