Month: kwiecień 2015

Najpiękniejsza na niebie – kilka słów o książce

Książkę otrzymałem od Black Publishing w formie „szczotki”. Dzięki temu ochroniłem się przed poznaniem odpowiedzi na pytanie: „kim jest autorka?”. Otworzyłem plik na tablecie i rozpocząłem lekturę. Po przeczytaniu 20-30 stron, stwierdziłem, że po raz kolejny marka wydawnicza Wydawnictwa Czarnego wypuściła kawał dobrej literatury. Całość zakończyłem po czwartym dniu, wyróżniając Najpiękniejszą na niebie oceną 9/10 i wpisując zapytanie do Wujka Google przybliżające postać autorki.

Zaniemówiłem. Okazało się, że Małgorzata Warda jest to dość płodną autorką, a z opisów tematycznych książek wynikało, że nie pierwszy raz sięgnęła po tematykę przedstawioną w Najpiękniejszej na niebie. Mało tego, postać odpowiada za kilka tekstów piosenek wykonywanych przez zespół Farba – za którym nie przepadam. Gdybym o tym wiedział, nie wiem czy bym przeczytał tę książkę.

Dlatego bardzo się cieszę z miłego zaskoczenia i tego jak bardzo przeżywałem jej treść. Ocena pozostaje bez zmian.

Najpiękniejsza na niebie jest opowieścią o…. No właśnie, na pewno o reporterskim śledztwie, walce ze śmiertelną chorobą, dzieciach świadomie porzuconych przez rodziców, miłości, czy też spotkaniu polskiego świata z cygańskim. Ale to też ciekawa analiza ludzkiej jednostki, odkrywanie tego kim jesteśmy i co robimy w ekstremalnych sytuacjach.

W tle nieustannie pojawiają się dzieci. Ich sylwetki ukazane są z perspektywy ludzi dorosłych– rodziców, prawnych opiekunów oraz reszty otoczenia. Świat najmłodszych jest daleki od idealnego. Większość z nich nie ma stałego domu, a jeżeli się owy pojawia to zawsze z jakimś konfliktem w tle – odrzucenie przez rodziców, uzależnienie od narkotyków, bezwzględna litera polskiego prawa, czy też choroba.

Emocje. To właśnie nimi gra Warda na uczuciach czytelnika. Z męskiej perspektywy oceniam tę literacką zabawę jako udaną. Autorka wciąga czytelnika w powieść budując fale napięcia, nierównomierne, różnej wielkości, przesuwające go czym prędzej do końca powieści.

Pod względem językowym, Najpiękniejsza na niebie jest napisana językiem łatwym, w pozytywnym sensie, „czytadłowym”. I bardzo dobrze! Wspominane emocje robią swoje. Gdyby dołożyć do nich poważniejszy język, pełen opisów, nagłaśniający jeszcze mocniej problematykę, nie wiem czy dotrwałbym do końca książki. Myślę, że wówczas jej treść byłaby dla mnie zbyt męczącą.

Ocena:9/10

Małgorzata Warda Najpiękniejsza na niebie, Black Publishing, 2015

Dziękuję Wydawnictwu Black Publishing za możliwość przeczytania książki

Autostop(y) – 10 opowiadań o wolności

Na początku było Wykup Słowo – projekt realizowany na portalu PolakPotrafi.pl, w którym 10 pisarek zaoferowało czytelnikom wykupienie słów w swoim zbiorku opowiadań. Przyznam się, że nie przepadam za takimi projektami – uważam, że literatura powinna sprzedawać się sama, a nie wykorzystywać do tego „internety”. Jednak bardzo się cieszę, że Paniom udało się zdobyć zaufanie odbiorców, a tym samym zgromadzić środki niezbędne do wydania książki.

Cieszę się, bo pomysłodawczynią oraz autorką jednego z opowiadań jest Katja Tomczyk, poznałem ją na studiach, razem byliśmy w grupie. Jestem bardzo rad słysząc o sukcesach moich Znajomych. Gratuluję Katji publikacji.

Drugim powodem mojego zadowolenia jest wartość samej publikacji. W dobie Greya lub kolejnego Rozlewiska pojawia się grupa kobiet-pisarek, która wydaje książkę skrywającą w sobie interesującą, wartościową treść. Bohaterką każdego z opowiadań jest kobieta, która…

No właśnie, Katja z koleżankami twierdzą, że Autostop(y) to zbiór opowiadań o wolności. Zauważam, że o wolność, a raczej 10 różnych jej oblicz, walczą postaci z opowiadań. Jednak z męskiego punktu widzenia, z chęcią skasowałbym słowo wolność, a na jego miejsce wpisał kobiecość. Bowiem są to mini analizy kobiecych zachowań, sposobów myślenia, odbierania rzeczywistości i prób uwalniania się z niej.

Pod względem stylu, opowiadania są gorzej lub lepiej napisane. Jednak dla perełek takich jak: Biały świerszcz drżał na białym szronie, Trup w laboratorium czy Mam na imię Madison naprawdę warto kupić tę publikację.

Na oddzielną uwagę zasługuje promocja Autostop(ów). Panie udowodniały, że można wydać publikację w małym wydawnictwie i zapewnić sobie promocję na miarę empikowej. Śledząc ich poczynania na facebookowej stronie (https://www.facebook.com/autostopy) oraz na stronie książki (http://autostopy.com), co chwila dowiaduje się o kolejnym wywiadzie, prezentacji książki lub nowym miejscu sprzedaży.

Ocena: 9/10

Hanka V. Mody, K.B. Ambroziak, Magdalena Niziołek-Kierecka, K.A. Kowalewska, Joanna Chudzio, Marta Koton-Czarnecka, Katja Tomczyk, Zuzanna Muszyńska, Gabriela Szczęsna, Dorota Szelezińska Autostop(y), Tagore, 2015

Starość aksololtla — kilka słów o książce, w której nie ma Boga

Na powieść Dukaja czekałem z niecierpliwością. Jak tylko ukazała się na rynku, zalogowałem się do Allegro i zakupiłem ebooka. Zabrałem się do czytania, w między czasie kontaktując się z firmą Three Demension Lab która zajmuje się profesjonalnym drukiem 3D.

Mam mieszane wrażenia. Jacka Dukaja uważam za jednego z najciekawszych pisarzy na świecie. Autor nie tylko jest literackim geniuszem, lecz wyróżnia się też niesamowitą erudycją. Cenię jego prozę za wszystkie wizje przyszłości, alternatywne rzeczywistości, ale najbardziej za rozważania na temat: filozofii, wyborów życiowych, wiary oraz trzech przeplecionych ze sobą płaszczyzn: natury, kultury oraz ludzkiej egzystencji.

To wszystko jest w tej powieści. Jest ona tak samo interesująca jak Lód, Inne Pieśni, czy też tytułowe opowiadanie Xavras Wyżryn, ale … to jest inny Dukaj. Akcja posuwa się w takim samym tempie jak w dwóch ostatnich z wymienionych tytułów. To znaczy czas płynie szybko i dużo się dzieje. Jednak w pewnych momentach, jako czytelnik, miałem dosyć narracji przepełnionej językiem technologii. Wielokrotnie łapałem się na tym, że chwilowa dekoncentracja, wyrywała mnie z lektury, czyniąc narrację Starości Aksolotla jednym wielkim technologicznym bełkotem.

Tak, tę książkę Dukaja KONIECZNIE trzeba czytać w szczególnym skupieniu.

Starość aksolotla to opowieść o tym, jak pewnego dnia wszystko co żywe zostaje unicestwione. Niektórym ludziom udało się uratować przed całkowitym zniknięciem, poprzez włożenie hełmów i zalogowanie się do wirtualnej rzeczywistości. Ich ciała zniknęły, ale nie umysły. Po apokalipsie, Ci co przeżyli zaczynają wracać do starej rzeczywistości, zamieszkując we wnętrzach mechanicznych robotów. Jako mechy starają się żyć jak dawniej – symulują akt płciowy człowieka (w formie pornografii, którą oglądają inne roboty), udają picie napojów wysokoprocentowych. Szybko zaczynają dzielić się na gildie, kontrolować obszary na Ziemi, a nawet dokonywać prób przywrócenia życia organicznego. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy podziały zaczynają różnić frakcje.

O tym, że Dukajowi udało się stworzyć prototyp książki przyszłości, niewydanej na papierze, z ciekawą zapowiedzią wideo, wypełnioną hipertekstem, gotowymi do druku 3D projektami figurek robotów (o których przeczytasz tutaj), nie będę pisał. Tak wiele rozważań oraz uwag na ich temat pojawiło się w sieci. Jeden z ciekawszych artykułów znajduje się w Dwutygodniku.

Pomijanym tematem, który uważam za słuszny do wskazania w niniejszym tekście, jest brak obecności Boga w Starości aksolotla. A może jest on obecny, tylko należy go dostrzec z innej strony? Spójrzmy jak to wygląda od strony fabuły powieści.

Gdy następuje zagłada wszystkiego co żywe, nie ma trąb, jeźdźców i sądu ostatecznego. Zostaje tylko to co nieożywione. Z jednej strony można tłumaczyć to brakiem Absolutu, z drugiej łatwo o wyjaśnienie – to jeszcze nie są dni ostateczne, przecież myśl ludzka żyje w wirtualnym świecie.

Ale żyjąc i przenosząc się do naszej rzeczywistości, zaczyna tworzyć Boga na swoje potrzeby. Jednym z głównych tematów, jakie przejawiają się w Starości Aksolotla jest legenda o Złym Bogu, który: wtedy nacisnął RESET, i wszystko, co żyje, zaczęło umierać… Mit opowiada o tym, że człowiek poniósł zasłużoną karę, transformery są nowym ludem wybranym. Jest to opowieść wykreowana przez myśl ludzką, na własne potrzeby, po to by jakoś, mniej lub bardziej racjonalnie, wytłumaczyć sens egzystencji. Z drugiej jednak ma wpływ na to, co dzieje się w warstwie fabularnej powieści. Ów reset wykonany przez Złego Boga, pozwala robotom stworzyć człowieka – czyli twór na swoje (mechów) dawne podobieństwo.

Tym samym można mówić, że to mechy są bogami – wielkimi kreatorami, nawiązującymi w mechowym designie do ikonografii egipskiego boga Horusa, noszącymi nazwę 103 sury Koranu Al-’asr (słownik Starości Aksolotla wyjaśnię je jako: „W Imię Boga Miłosiernego, Litościwego. Na porę przedwieczorną! Zaprawdę, człowiek jest na drodze zguby!”. Al-’asr oznacza też „porę wieczorną”, „upływ czasu”, „epokę”). Jednak tylko na kreacjonizmie, wyglądzie i nazwach się kończy. Każdy z transformerów boryka się z problemem własnej zniszczalności, tym samym tracąc nieśmiertelność charakterystyczną dla bogów.

Jako czytelnik – osoba wierząca – odczytuję świat Starości jako ten, w którym Bóg istnieje (a na dodatek w nim działa). Bowiem, to co żywe ma swój kres, epoki przemijają, a świat zmierza do punktu, w którym zagrają trąby, przyjadą jeźdźcy i wyświetlą się napisy końcowe.

Ocena: 7,5/10

Jacek Dukaj Starość aksolotla, Grupa Allegro, 2015