Month: wrzesień 2018

7 ulubionych książek – Marek Niedźwiecki

źródło: www.marekniedzwiecki.pl

Wrześniowym bohaterem wpisu z cyklu 7 ulubionych książek jest postać, którą znam od dzieciństwa. Nie osobiście, lecz z Programu III Polskiego Radia. Właściwie, sięgając do wspomnień, to wychowałem się na jego głosie. Dzięki jego audycjom poznałem zespoły, których muzyki słucham do dziś – tu muszę przyznać się, że fajne to były czasy, gdy poszerzałem kolekcję piosenek nagrywając je z radia na kasety. Dlatego postanowiłem zapytać go o 7 ulubionych tytułów.

Marek Niedźwiecki, bo o nim mowa, udzielił mi odpowiedzi. Gdy spojrzałem na przesłaną przez dziennikarza listę, byłem pozytywnie zaskoczony obecnością  kilku tytułów. Jakie publikacje znalazły się na liście 7 ulubionych książek Marka Niedźwieckiego? Oto one:

 

Alfred Szklarski, Tomek w krainie kangurów

Książka mojego dzieciństwa! Być może to była moja pierwsza inspiracja do podróży na Antypody? Bohater serii książek, Tomek Wilmowski był nastolatkiem i podróżował.  Też tak chciałem. Pierwszy raz przeczytałem książkę około 1964 roku i zacząłem marzyć o podróżach i pochłaniać kolejne tomy przygód Tomka. Znałem na pamięć całą serię, bo lubię wracać do przeczytanych książek.

 

Henryk Sienkiewicz, Trylogia

Te księgi przeczytałem najwięcej razy. Zdradę, że najbardziej darzę sympatią Ogniem i mieczem. Przepiękna opowieść. Trylogię odkryłem w latach 70. Urzekła mnie historiami, w które do dziś lubię „zapadać się”– zawsze mnie wzruszają. Przez te prawie 50 lat pasjonującej lektury nastąpiła mała zmiana. Gdy natrafiam na opis bitwy, omijam ten fragment.

 

Joanna Chmielewska, Lesio. Powieść, nie da się ukryć, humorystyczna

Sięgnąłem po nią, bo całe moje pokolenie pochłaniało książki Chmielewskiej. Mnie zauroczyło w utworach pisarki poczucie humory, lekkość języka i bawienie się nim… I taki właśnie jest Lesio –opowieść o trochę roztargnionym, żeby nie napisać „pierdółkowatym”, architekcie, któremu mogło się przytrafić prawie wszystko. Polecam każdemu, kto jeszcze nie poznał magii książek Joanny Chmielewskiej.

 

Halina Poświatowska, Opowieść dla Przyjaciela

W tym miejscu mógłbym wymienić tytuł jednego z tomików poetyckich mojej ulubionej poetki. Wybrałem Opowieść dla Przyjaciela ze względu na sentyment. Doskonale pamiętam chwile, gdy odbijaliśmy powieść na ksero i oprawialiśmy u introligatora. Takie były czasy.  Drugie wspomnienie z Opowieścią dla Przyjaciela wiąże się z moim liceum, konkretnie z kołem recytatorskim, do którego należałem. Udało nam się wystawić tę pozycję na akademii szkolnej… i to chyba właśnie wtedy zakochałem się po uszy w wierszach Pani Haliny.

 

Finn Alnaes, Kolos

Książka z grupy tych, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Jednak przeczytałem ją za wcześnie. Byłem nastolatkiem i cały świat zwalił mi się na głowę. Studium samotności i wyobcowania. Co ja mogłem wtedy o tym wiedzieć? Taki trochę owoc zakazany, a to zawsze wciąga.

 

Dan Brown, Kod Leonarda da Vinci

Zabrałem tę książkę na wakacje. Po dwóch dniach zorientowałem się, że przeczytam ją za szybko. Wyznaczyłem sobie przeczytanie 50 stron dziennie,by wystarczyło do końca wypoczynku. Przyznam się, że było ciężko, bo Kod Leonarda da Vinci nie pozwala oderwać się od siebie. Miałem ulubioną ławkę, na której siadałem i czytałem. Prawie jak zawsze, książka lepsza od filmu, bo…

 

Robert Ludlum, Tożsamość Bourne’a

… czasem film dorównuje historii opowiedzianej na kartach powieści. Tak właśnie jest w przypadku Tożsamości Bourne’a. Uważam, że Matt Damon jest genialny jako Jason. Ale i tak wolę poczytać… z tym, że kiedy czytam o Bournie, to jednak widzę Damona.

Lincoln w Bardo – o związkach żywych z umarłymi, albo odwrotnie

Lincoln w bardoLincoln w Bardo jest hitem. Z jednej strony otoczka marketingowa plus prestiżowa nagroda Man Booker Prize robią swoje. z drugiej, prawdziwy hit drzemie tuż pod okładką. Lincoln w Bardo jest historią opowiedzianą w taki sposób, że po przeczytaniu nadal przeszywa pozytywnymi dreszczami po skórze.

Nie jest to książka dla wszystkich. Na pewno nie polecam jej osobom, które są w żałobie, przeżywają odejście kogoś bliskiego im sercu. Lincoln w Bardo niesie zbyt mocny ładunek emocjonalny. Dlatego wspomniane osoby, otwierając książkę Saundersa, robią to na własną odpowiedzialność.

I nie jest to książka łatwa w odbiorze. Mimo, że szybko się ją czyta. Już samo pojęcie bardo – nie wyjaśnione w książce, a jestem przekonany, że większość czytelników nie wie co ono opisuje – zmusza czytelnika do myślenia.

Lincoln w Bardo – opowieść o duchach i prezydencie

No właśnie, odpowiedzmy na pytanie czym jest bardo?  Nie, to nie miasto, wieś i nie gmina w Polsce. Nie jest to też szczyt oraz maszyna tkacka. Aby wyjaśnić znaczenie należy sięgnąć do buddyzmu. jego wyznawcy uważają, że bardo to przejściowy stan egzystencji pomiędzy: życiem, medytacją, snem i śmiercią. Zazwyczaj używa się go odnosząc do stanu, w którym tkwimy po śmierci, a kolejnymi narodzinami – jeżeli rozpoznamy naturę zjawisk w stanie bardo, doprowadzi nas to do osiągnięcia całkowitego wyzwolenia.

Lincoln w Bardo to historia o tym, co stało się po śmierci syna Abrahama Lincolna. Willie odchodzi, gdy u Lincolnów odbywa się przyjęcie, zostaje pochowany, a jego duch opuszcza grobowiec i widzi inne zjawy, aż w końcu na cmentarzu pojawia się ojciec – tak w skrócie można opisać początek powieści George`a Saundersa.

Chłopiec oraz inne duchy znajdują się właśnie w stanie bardo. Syn prezydenta nie wie o tym, że nie żyje. Jemu podobni mają tę świadomość, choć nie wiedzą, że „jest coś dalej”. Jest jednak postać znająca ową tajemnicę, lecz tkwi wciąż na ziemi. Oczywiście każdy z duchów doświadczy oświecenia. Jednak żeby doszło do odkryć musi się „coś” wydarzyć.

Bardo dotyczy też Abrahama Lincolna. Tyle tylko, że jest tu metaforą. Prezydent jest z jednej strony żywy, lecz wewnątrz martwy. Pozbawiony życiowych sił po stracie syna, jak też sytuacją w Ameryce, wciąż trwa wojna, o której przebiegu on decyduje, tkwi w pewnego rodzaju marazmie, oczywiście też nieświadomy jak otaczające go duchy.

Lincoln w Bardo –  niezwykła moc polifonii

Z jednej strony dopuszczenie wielu głosów do opowiedzenia historii oceniam za geniusz, z drugiej za przekleństwo. O tym, co dzieje się dowiadujemy z przeplatających się ze sobą cytatów książek oraz głosów wielu duchów. Opowiadają też one o swojej przeszłości i komentują sytuację w Ameryce. Mnogość wypowiedzi czyni z Lincolna w Bardo głos bólu i rozpaczy. Czytając książkę czułem się jakbym słuchał Weeping song Nicka Cava i Blixy Bargelda i autentycznie cierpiałem.

Takiej polifonii jak na razie nie spotkałem w żadnej innej książce. Pod tym względem powieść Saundersa jest udanym eksperymentem.

Moja ocena: bardzo mocne 10/10

George Saunders, Lincoln w Bardo, Wydawnictwo Znak, 2018

Dziękuję Wydawnictwu Znak za podniesienie książki

 

Powoli

Pisanie o książce Powoli jest trudnym zadaniem. Z poradnikami jest tak, że łatwo je ocenić – pisząc wprost, że jeden tytuł jest świetną książką o copywritingu, drugi zachwyci osoby szukające motywacji, a zaglądanie do trzeciego, uczącego jak zarządzać czasem, to strata owego czasu. Książka Brooke McAlary nie pozwala tak z sobą postąpić.

Powoli – jak żyć we własnym rytmie

Powoli książkaPowoli wymyka się wszelkim poradnikowym klasyfikacjom. Z jednej strony to opowieść o tym jak zmieniło się, życie Brooke i jej rodziny, po tym jak postanowili zwolnić i wyrwać się z „zaganianego życia” (takie małe case study). Z drugiej to wskazówki na odkrycie własnego rytmu życia.

Bowiem, jak podkreśla autorka, każdy ma swoje zainteresowania, pragnienia oraz rzeczy, działania, które go ograniczają. Obowiązki są potrzebne, ale z części można zrezygnować. Na przykład Brooke odpuściła sobie część prasowania i działań związanych z czystością w domu, co nie znaczy, że jej rodzina wygląda na zaniedbaną i żyją w brudzie.

Co więcej, dużą rolę odgrywa porządek, skoro o nim mowa. McAlary doradza od samego początku jego zrobienie we własnym otoczeniu oraz prywatnym życiu. Podobno gdy rozpocznie się owo działanie, zapewnia autorka, dzieli nas krok od życia we własnym rytmie. Nie jest to łatwa rzecz, jak wielu osobom się wydaje. Pozbywanie rzeczy wywołuje emocje, uruchamia w nas przekonanie „że ta rzecz jest nam jeszcze potrzebna”. Autorka nakazuje więc robienie porządków konsekwentnie, ale i z  głową. W jaki sposób, o tym w pierwszych rozdziałach Powoli.

To, co potrzebne do życia we własnym rytmie, to proste rzeczy. McAlary nie odkrywa niczego nowego. Pisze zarówno o dbaniu o siebie i bliskich, zachwycaniu się otoczeniem, byciu miłym dla innych ludzi, oddawaniu się pasji itp. Jednak wiele osób zatraciło umiejętność życia w społeczeństwie, zachwycania się przyrodą, zrezygnowało z hobby na rzecz kretyńskich programów w telewizji. Jednak to wszystko można zmienić.

Wystarczy zrobić wspominane porządki, oglądać to, co się lubi, uruchomić w sobie ważność (mindfulness) i wykonać jeszcze kilka zaleceń opisanych w Powoli, aby wyczuć własny rytm życia i zacząć nim żyć.

Sporo jest w książce McAlary o porażkach, klęskach, o „nieudawaniu się”. Nikt nie jest doskonały, wyjaśnia autorka, więc czasami plany giną w gruzach, pojawia się brak motywacji, kreatywność spada poniżej zera. Należy być tego świadomym i reagować w odpowiedni sposób, opisany na kartach poradnika.

Powoli – ocena

Czyta się świetnie.Napisana prostym językiem, opatrzona ciekawymi przykładami książka Powoli jest niemal idealną książką. Dałbym jej wyższą ocenę, gdyby nie dwa elementy. Pierwszym są elementy graficzne, na których widnieje tekst, z którego przeczytaniem miałem kłopoty. Font stylizowany na odręczne pismo, jest bardzo trudny do rozczytania. Drugim minusem są zwroty do płci pięknej. Wolę gdy autor zwraca się do czytelników, niż zaznacza w tekście jakiej płci jest odbiorca.

Ocena: 8/10

Brooke McAlary, Powoli. Jak żyć we własnym rytmie, Wydawnictwo Literackie, 2018 

Książkę otrzymałem miesiąc przed premierą od Wydawnictwa Literackiego. Dziękuję bardzo.