komiks

Adrian Tomine „Śmiech i śmierć”

Biję się w piersi, bo już raz miałem  mistrzowski „Śmiech i śmierć” w internetowym koszyku, ale zrezygnowałem z zakupu. Powód: jakoś mi nie podszedł opis z blurba – nawet słowa Zadie Smith nie zrobiły swego.

Na szczęście działa zasada: co ma trafić, zawsze trafi w moje ręce. Tak się stało i tym razem.

Moi Drodzy, „Śmiech i śmierć” to pozycja obowiązkowa, wielokrotnie nagrodzona, należąca do grupy „warto znać, jeśli rozmawia się o współczesnej literaturze”. Jednym słowem, przez duże A, Arcydzieło.

Tomine serwuje w „Śmiechu i śmierci” słodko gorzką ucztę. Dostajemy historii.

Na przystawkę leci opowieść o mężczyźnie, który wymyślił nowy rodzaj sztuki. Lekko cierpkiego, ale doskonale dobranego, posmaku nadaje mu druga opowieść – o dziewczynie przypominającej gwiazdę filmów dla dorosłych. Później wjeżdża na czytelniczy stół rewelacyjnie opowiedziana historia o pewnej relacji damsko-męskiej. Za nią Tomine dorzuca, bazującą na słowie i obrazie mega opowieść na cztery kartki o pewnej rodzinie, o pewnej relacji matki z dzieckiem. Kończy wgniatającym w fotel daniem głównym – „Śmiechem i śmiercią” (zakład, że przeczytacie to, co najmniej dwa razy?) i smacznym deserem o mężczyźnie zaglądającym do swojego domu, w którym mieszka ktoś inny.

Sposób narracji połączone ze specyficzną kreską – one zniszczą Wasze dotychczasowe mniemanie o komiksie jako sztuce prostej i tylko dla dzieci lub nerdów.

Moja ocena: zasłużone 10/10

Adran Tomine, Śmiech i śmierć, Kultura Gniewu, 2020

Tych lat nie odda nikt – Powrót do Edenu

Tych lat nie odda nikt, tych lat nie odda nikt – w trakcie lektury Powrotu do Edenu autorstwa Paco Roki można śmiało nucić przebój Ireny Santor. Arcydzieło wypełnione jest po brzegi nostalgią, która zmusza odbiorcę do głębszych przemyśleń na temat przeszłości, a także codzienności.

Określenie Powrotu do Edenu mianem arcydzieła jest uzasadnione. Paco Roca, po swoim Domu, znów wydobywa historię z dna oceanu intymności swojej rodziny. Ponownie robi to w mistrzowski sposób – zarówno na płaszczyźnie scenariusza, jak też i wizualnej. Krytycy już to zauważyli. W ciągu dwóch lat, w rodzinnym kraju, autor zgarnął trzy prestiżowe nagrody za najlepszy komiks: ACDCómic, El Corte Inglés oraz Aragońską Nagrodę Komiksową.

Powrót do Edenu – mistrzowski scenariusz

Od strony scenariusza czytelnik dostaje opowieść o bohaterach pewnego zdjęcia z 1946 roku. Fotografia została wykonana na plaży Nazaret w hiszpańskiej Walencji. Uwieczniona na niej została część pewnej rodziny.

Zdjęcie jest dla Paco Roki punktem wyjścia do opowieści o swoich przodkach i ich perypetiach, ale też i o losach powojennej Hiszpanii. Od tej strony warstwa narracji przypomina tą, którą znajdziemy w klasyce opowieści graficznej – Układzie z Bogiem, Sile życiowej oraz Życiu na Dropsie Avenue Willa Eisnera. W amerykańskiej Trylogii widzimy losy bohaterów ukazane na tle przemian w ubiegłym wieku, a w hiszpańskim Powrocie do Edenu tłem są czasy frankistowskiej dyktatury. Na oczach odbiorcy rysownik kreśli historię kraju, w którym faszystowski generał Franco, a wraz z nim Kościół Katolicki dochodzą do władzy i ustalają po swojemu wartości oraz określają kto jest wrogiem. Powojenna Hiszpania w Powrocie do Edenu to również zderzenie świata bogatych i biednych – gdzie pierwsi dyktują warunki, a drudzy próbują przetrwać.

Ostatnim elementem scenariuszowej warstwy jest tytułowy Eden. Czym jest tak naprawdę? Dlaczego akurat biblijny Rajski Ogród? W jaki sposób do niego powrócić? Odpowiedzi na pytania ukryte są na kartach Powrotu do Edenu.

Powrót do Edenu – komiksowa kreska

Od strony wizualnej Paco Roca już od samego początku uwodzi i wprawia w zachwyt czytelnika. Nie trzeba być znawcą komiksów, by szybko zauważyć, że album jest bardzo „filmowy”. Widać to już po formacie. Powrót do Edenu porzuca kształt pionowy na rzecz tego jaki ma ekran w kinie. O nawiązaniu do ruchomych klatek filmowych świadczą też początek i zakończenie albumu. Wpierw w oczach odbiorcy wyłaniają się z całkowitej ciemności obrazy, które zamieniają się w paski przypominające taśmy filmowe, aż w końcu stają się komiksowymi kadrami. Na końcu widzimy przeciwny proces.

Powrót do Edenu ma również taki związek z dziesiątą muzą, że łatwo byłoby go zekranizować. Oczywiście, można to zrobić z każdą opowieścią graficzną. Jednak w przypadku wspomnianej Trylogii Eisnera należałoby dużo uzupełnić. Natomiast hiszpański rysownik daje odbiorcy wszystko: kadry, zbliżenia, ściemnienia, łącznie z lektorem z offu.

Paco Roca i Will Eisner mają również kolejny element wspólny. Są nimi zamiłowanie do plansz na całą stronę oraz zabawa kadrami. Roca w uporządkowany sposób organizuje poszczególne klatki, by w pewnym momencie zburzyć harmonię. Bawi się kompozycją, nie boi się pustych przestrzeni. Dzięki temu nadaje swojej historii dynamizmu, ale też i potrafi owymi zabiegami spowolnić narrację. Robi to naprawdę w mistrzowski sposób.

Analizując rodzaje kadrów w Powrocie do Edenu szybko dostrzeżemy, że znajdziemy w nim wszystkie opisywane w Zrozumieć komiks Scotta McClouda. Autor komiksu o komiksie wyróżnia sześć przejść kadrów: niewymagające dookreślenia „chwila do chwili”, dotyczące tej samej postaci lub przedmiotu „wydarzenie do wydarzenia”, pozostające w ramach tej samej sceny lub dotyczące tego samego zjawiska „podmiot do podmiotu”, zmieniające czas lub miejsce „scena do sceny”, zawieszające upływ czasu „aspekt do aspektu” oraz pozbawione logicznego związku „non sequitur”. Paco Roca wykorzystuje w albumie wszystkie przejścia – co czyni jego komiks wyjątkowym.

Powrót do Edenu – dookreślenia

Jedną z indywidualnych cech komiksu, której nie posiadają tak mocno wyeksponowanej ani film, ani teatr, ani literatura jest konieczność dookreślenia przez odbiorcę. Czytelnik jest zmuszony do ciągłego dopowiadania co dzieje się w pustej przestrzeni pomiędzy kadrami. Tym sposobem buduje historię.

W przypadku Powrotu do Edenu dostajemy przysłowiową wisienkę na torcie. Roca zmusza odbiorcę do dookreśleń wewnątrz kadrów. Przykładem może być fragment gdy jedna z bohaterek boi się powiedzieć rodzinie o ciąży. Czytelnik w warstwie słownej otrzymuje ową informację od narratora, ale o wiele ciekawsza rzecz dzieje się na powierzchni wizualnej. Oto widz zauważa informację „jestem w ciąży”, która w formie literalnej jest ukryta w ustach dziewczyny. Na tym poziomie musi dookreślić to, co dzieje się w głowie bohaterki, dopowiedzieć sobie o jej emocjach. W kolejnym kadrze odbiorca widzi jak słowa uciekają jej z ust oraz czyta informację od narratora, że bohaterka była zaskoczona ujawnieniem sekretu i czuła, że jakby nie ona go wypowiedziała. Tu ponownie zostają uruchomione dookreślenia odnoszące się do tego, co jest niedopowiedziane w pojedynczym kadrze.

Powrót do Edenu – gdzie kupić?

Paco Roca publikując Dom postawił sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Myślałem, jak wiele innych osób, że nie da się jej podwyższyć. Okazało się, że jednak można. Powrót do Edenu już dziś jest określany mianem arcydzieła. Na pewno zostanie zaliczony do klasyki opowieści graficznej.

Paco Roca „Powrót do Edenu”, Wydawnictwo Kultura Gniewu, 2022

Grass Kings – tom 1

W trakcie lektury Grass Kings miałem wrażenie, że oglądam kolejny odcinek Outsiderso serialu pisałem pięć lat temu na Bazgrolku. To samo zestawienie: „ci dobrzy, choć kawały łobuzów” wybierający życie poza miastem oraz „ci źli” – stróże prawa, „miastowi”. Jednak komiksowa opowieść smakuje wybornie! Zero odgrzewanego serialowego kotleta.

Grass Kings – azyl dla wykluczonych

„Z powodu rosnących cen amunicji, nie będzie strzału ostrzegawczego” głosi napis przed wejściem na teren samozwańczych władców enklawy przyczep kempingowych i azylu dla wykluczonych. W tym jednym ostrzeżeniu kryje się wszystko, co dostanie czytelnik wkraczający do Królestwa Traw.

Są pościgi, strzelaniny, rajdy i patrolowanie terenu w celu wyłapania intruzów łamiących zakaz wstępu. Tymi intruzami są policjanci, którym nie podoba się to, że społeczność wyrzutków upodobała sobie osiedlenie się w pobliżu ich rodzinnych domów.

Jednak ze stróżami prawa outsiderów wiążą dwa wątki. Bruce, jest byłym policjantem, który musiał przejść na drugą stronę. Natomiast Robert, przed staniem się szefem wyrzutków, żył spokojnie, dopóki nie stracił córki, a śledczy zawiedli go „po całości”.

Grass KingsWilk stepowy dla współczesnych

Podczas lektury spostrzegłem, że pomiędzy Grass Kings a dziełem Hermana Hessego można postawić kilka znaków równości. Oczywiście, Wilk stepowy to powieść o zupełnie innej tematyce, o wiele trudniejsza w wymowie niż komiks Kindta i Jenkinsa. Jednak jeżeli weźmiemy pod uwagę zachowanie bohaterów ich stosunek do rzeczywistości, zastanego ładu i porządku, to otrzymamy postaci podobne do Harryego Hallera.

Co więcej, patrząc z punktu rozpatrywania dzieła poprzez (upraszczając wywód z Traktatu o wilku stepowym) mówienie o analizie utworu poprzez potraktowanie jego bohaterów jako całości, zyskujemy jakże ciekawą hellerową „złożoność duszy”.

Jaki nam się jawi ów komiksowy wilk stepowy? Uważam, że podobny do tego z dzieła Hessego. Tak samo  zbuntowany i przerażony światem, jak nie chcący i nie potrafiący być szczęśliwym.

Moja ocena: 8/10

Matt Kindt, Tyler Jenkins, Grass Kings, Nonstopcomics, 2018

Infidel – komiks o demonach, islamie i rasizmie

W języku angielskim „infidel” oznacza „niewiernego”. Dlatego sięgając po komiks Pichetshote`a i Cambella z okładką jaką widać na zdjęciu, miałem świadomość, że wejdę do opowieści, w której główną rolę odgrywa islam. Właściwie to mnie podkusiło do sięgnięcia po album. Nie wiedziałem o nim nic. Ba, szereg rekomendacji z ostatniej strony okładki (nawet ich nie czytałem, uznając, że Wydawnictwo Nonstopcomics musi jakoś sprzedawać swoje tytuły) tylko mnie odstraszył przed zapoznaniem się z tekstem blurbu.

Zakochałem się w tej opowieści!

To, co znajduje się w środku to połączenie mega strasznej opowieści z opowieścią społeczną. Rysunek i warstwa narracyjna wgniatają w fotel i nie pozwalają przerwać lektury.

Infidel to tytuł obowiązkowy, dla każdego fana komiksów, a także przerażającej historii grozy. Na pewno zadowoleni z lektury będą fani oscarowego filmu Uciekaj! –  tu też religia, kolor skóry i poglądy mają ogromne znaczenie, a do tego straszą.

Infidel – jak leczyć rasizm?

Rasizm to rak, którego nie da się wyleczyć. Jedyne, na co możesz liczyć, to remisja.

Powyższe słowa mówi jedna z bohaterek, oceniając nastawienie społeczne do osób o innym kolorze skóry lub wyznających nie tę religię, co trzeba. Ma rację, bo świat w komiksie Infdel to Nowy Jork, w którym każdy patrzy na „innych” we wrogi sposób. Wszystko wygląda ładnie, dopóki nie zdarzy się incydent. Wystarczy tylko iskra, by z bliźniego wyszło to, co najgorsze.

Pewnego dnia amerykańska muzułmanka, zamieszkująca dom będący celem domniemanego ataku terrorystycznego, zaczyna kogoś lub coś widzieć. Zaczyna się od koszmarów sennych. Później są wizje na jawie. Sytuacja ze strony na stronę robi się niezrozumiałą (słowo „dziwną”tu nie pasuje), a przez to groźniejszą. Zaczynają umierać jej bliscy.

Nad wszystkim wydarzeniami unosi się widmo rasizmu – nienawiści wobec koloru skóry i religii. I to ono dodaje i wzmacnia ciarki przebiegające po plecach czytelnika. Uważny odbiorca znajdzie, oprócz świetnego horroru, odpowiedź na pytanie: czy można się wyleczyć z tego rasizmu?

Infidel – komiks na nasze czasy

Tak jak komiks Kajko i kokosz wpisany jest na listę lektur szkolnych w podstawówce, tak Infidel  powinien być obecny w ostatniej klasie liceum. Ostatniej, bo to nie jest opowieść dla młodszych odbiorców. Dzięki temu, o wiele lepiej będzie można dotrzeć do młodego pokolenia z tematami takimi jak: nienawiść, rasizm, homofobia.

Gorąco polecam i wystawiam zasłużoną najwyższą ocenę. Opowieść godna swojej ceny.

Moja ocena: 10/10

Pornsak Pichetshote, Aaron Cambel, Infidel, Nonstopcomics, 2019

Jezioro Ognia – templariusze kontra obcy

Jezioro Ognia Nathana Fairbairna i Matta Smitha to trzymająca w napięciu, cudownie narysowana, opowieść o templariuszach, którzy decydują się zejść do tytułowego jeziora, by uratować z niego porwanych mieszkańców twierdzy. Gdy znajdują się na miejscu, bramy piekielne okazują się statkiem obcych, a demony, kosmitami, niezwykle przypominającymi obcych z serii Aliens.

Komiks spodoba się zarówno czytelnikom szukającym doskonale opowiedzianej historii, jak też osobom wymagającym czegoś o wiele ambitniejszego, niż obrona przed niebezpiecznymi stworami.

Jezioro Ognia – ogniem i mieczem w kosmitę

Zacznijmy od elementu popkulturowego.

Moda na kosmitów rodem z Aliens trwa już 40 lat – wtedy xenomorph pojawił się po raz pierwszy na ekranie. Jak widać nie przemija, a artyści potrafią jeszcze z niej wyrzeźbić wiele oryginalnych koncepcji. Przykładem może być publikacja Nathana Fairbairna i Matta Smitha.

Scenariusz Jeziora Ognia składa się z trzech części: rozpoczęcia wyprawy, natrafienia na obcych, obrony i wędrówki do statku. W to są wpisane: spory w grupie, hektolitry krwi, krwiożercze bestie. Krótko mówiąc, prosty i logiczny schemat dobrej opowieści z mocną akcją.

Jest naprawdę nieźle! Bo całość czyta się jednym tchem i nie da się odejść. Tak bardzo wciąga.

Jezioro Ognia – komiksowe Jądro ciemności

Jezioro Ognia rozpoczynają dwa odwołania do tekstów kultury. Pierwszym jest Apokalipsa Św. Jana. Drugim tekst piosenkiLike of Fire kultowej grupy Meat Puppets. W obu opisywane jest miejsce, do którego trafiają grzesznicy.

Nie przypadkiem porównuję historię do powieści Conrada. Bowiem bohaterowie od samego początku zmierzają ku piekielnym bramom. I nie jest to tylko tytułowe Jezioro Ognia. Zanim wejdą do statku, odkryją drzemiące w nich samych piekło . Wykorzystywanie religii do niszczenia innych od siebie, wzbogacania poprzez grabieże, uleganie pysze i pokusom – okazują się być tak samo niebezpieczne jak zęby kosmitów.

Na płaszczyźnie rozważań z zakresu filozofii i etyki Jezioro Ognia nie ma sobie równych.

Jezioro Ognia – ocena

Fairbairn i Smith udowodnili, że można stworzyć komiks, który zachwyci nawet najbardziej wymagającego odbiorcę. Ba, spodoba się nawet osobom stroniącym od historii obrazkowych. Czyta się jednym tchem

Solidna najwyższa ocena

Moja ocena: 10/10

Nathan Fairbairn, Matt Smith, Jezioro Ognia, Nonstopcomics, 2017

Reszta świata – katastrofa naturalna w komiksie

Reszta świata zaczyna się niewinnie. Matka z dwoma synami spędza ostatnie godziny wakacji, korzystając z uroków francuskiej wsi. Nazajutrz mają wyruszyć do Paryża, gdzie wrócą do szkół – ona uczyć, oni uczyć się. Przed wyjazdem kobieta decyduje się zostawić dzieci pod opieką znajomych. Robi to, by mieć chwilę na posprzątanie miejsca, w którym trójka spędzała wakacje. Gdy wraca do domu, nadchodzi burza.

Reszta świata  to pierwszy tom opowieści o przygodach Marii, Hugona i Julesa, którzy muszą poradzić sobie z, no właśnie, z końcem świata. Oto natura buntuje się. Burza, trzęsienie ziemi, powódź, wszystko następuje po sobie, niszcząc ludzki ład i porządek.

Reszta świata – człowiek w obliczu zagłady

Kataklizm w komisie Reszta świata  służy tylko przedstawieniu emocjonującej historii. Jednak nie ona jest najważniejsza. Służy tylko podjęciu dyskusji  na temat: na ile i jak się zmienimy w obliczu tragedii. Bowiem, ci, którzy przeżywają w Reszcie świata muszą zmierzyć się z drzemiącymi w nich  zwierzęcymi instynktami. Mamy tu matkę, która broni swoich dzieci i szuka im pożywienia. W pewnym momencie jest tak zdeterminowana, że popełnia przestępstwa. Mamy też tłum, który buntuje się przeciw służbom porządkowym. Jak też mamy szabrowników, gwałcicieli i stado, które selekcjonuje silniejszych od słabszych.

Mamy też tytułową resztę świata, czyli wszystkie osoby, znajdujące się poza granicą miasteczka, w których schroniła się Maria z synami. Resztę świata, która milczy, nie przybywa na ratunek, i nikt nie wie dlaczego.

Reszta świata – ocena

Reszta świata jest nieźle opowiedzianą historią. Niby po raz kolejny raz poruszony jest temat zagłady, a do tego nie wprowadzono nic odkrywczego w scenariuszu, ale czyta się naprawdę świetnie. I wcale nie jest to zasługa czasów pandemii.

Moja ocena: 8,5/10

Jean-Christophe Chauzy, Reszta świata, Non Stop Comics, 2019

Umbrella Academy – Suita apokaliptyczna

Do  Suity Apokaliptycznej zabierałem się od dawna, ale dopiero po obejrzeniu Umbrella Academy postanowiłem sięgnąć po komiks. Byłem oczarowany serialem, oczekiwałem czegoś na tym samym poziomie. Dostałem więcej niż spodziewałem się.

Jeżeli serial przypadł Ci do gustu, koniecznie zajrzyj do opowieści, której autorami są Gerard Way i Gabriel Ba. Jeżeli nie, oszczędź sobie czas. Opowieść graficzna jest jeszcze bardziej pokręcona, wypełniona chaosem i pewną dawką specyficznego, BARDZO specyficznego, humoru.

Jak dla mnie, czyta się naprawdę świetnie!

Umbrella Academy – Suita apokaliptyczna

W pierwszej części, w której skład wchodzi sześć zeszytów, znajdziemy opowieść, którą spróbowano adaptować w pierwszym sezonie serialu. Od zebrania rodzeństwa do walki z Vanyą. Jednak komiks różni się od serialu, nie tylko zakończeniem, ale też kilkoma innymi wątkami. Nie chcę spolerować, dlatego skupię się na trzech najważniejszych różnicach,.

Po pierwsze, bohaterowie. Wyglądają i nazywają się inaczej. Luther to w pierwowzorze Kosmiczny Chłopak. Jego goryle ciało jest o wiele lepiej oddane niż w Netflixowej produkcji. W komiksie nie ma głupkowatego Diego. Za to jest Kraken, będący niezłym zakapiorem – bardziej przypomina Batmana, niż serialowego zagubionego w samym sobie nożownika. Jest on, tak jak Plotka, białej rasy. Netflixowy Klaus to Seans, ma zdolności kinetyczne ( w serialu wątek został wyśmiany w drugim sezonie ekranizacji). Vanya to Białe Skrzypce, a Piątka nazywany jest Chłopakiem.

Po drugie, poprawność. Komiksowi Umbrella Academy jest bliżej do Lobo. W serialu zastosowano wzorową poprawność – idealnie wpisującą się w najnowsze wyznaczniki przyznawania Oscarów. Tu krótki komentarz dotyczący serialu. Jak dla mnie, a jestem osobą bardzo tolerancyjną – uważającą, że każdy musi żyć w spokoju, wierząc w to co chce i kochając kogo chce (i nikomu nic do tego), homoseksualne zainteresowania Klausa idealnie pasują  do postaci. Jednak wątek miłości, jaką przeżywa Vanya, był „męczący” – tak to najlepsze słowo. Jestem przekonany, że upchnięto go na siłę. Podobnie jest w ekranizacji Dallas, drugiej części komiku, ale o tym napiszę w przyszłości.

Po trzecie, anarchia. Serialowa historia jest szalona, ale uporządkowana. Przy komiksie wypada statycznie. Historia obrazkowa, autorstwa wokalisty zespołu My Chemical Romance, jest identyczna jak muzyka, którą gra z chłopakami – nieokiełznana, szalona, pędząca gdzieś w stronę zagłady takiej, którą potrafi wywołać tylko Vanya.

Umbrella Academy –Suita apokaliptyczna do oceny

Bohaterowie spod znaku parasoliki, zachwycili mnie. Serial uważam za znakomity, a komks jeszcze lepszy. Dlatego mocne 10.

Moja ocena: 10/10

Gerard Way, Gabriel Ba, Umbrella Academy. Suita apokaliptyczna, Wydawnictwo Kboom, 2019