Kilka miesięcy temu fala zachwytu nad powieścią graficzną Dni piasku przelała się przez Instagram. Miałem zbyt dużo do czytania, nie zainteresowałem się. 1 grudnia na stronie GazetaWyborcza (a pochodzący z Magazynu Książki) pojawił się ranking przygotowany przez Radosława Czyża [przeczytaj]. Trochę dla mnie niezrozumiały bo obok beznadziejnych komiksów jak Nocny krzyk i Załoga Promienia pojawiły się Beverly czy też Samotność komiksiarza, ale zawierający Dni piasku. Postanowiłem sprawdzić.
Dostałem 277 stron fajnej opowieści. Na pewno nie mega ciekawej, by uznać album Aimee De Jongh za arcydzieło. Ale warte uznania.
Miałem wrażenie, że obcuję z dziełem Studia Ghibli. Co, przy głębszym przyjrzeniu się kresce, może wydawać się abstrakcyjnym myśleniem. A jednak mi towarzyszyło.
W Dniach piasku dostajemy na pozór lekko słodką opowiastkę o młodym, uzdolnionym fotografie, który to na zlecenie agencji rządowej jedzie sfotografować tereny ogarnięte suszą. Trwająca od kilku lat katastrofa objawiająca się burzami pyłowymi, braku wody, głodem, chorobami typu pylica oraz śmiercią ma być tematem jego zdjęć. Jedzie tam i dorasta, zmienia się, odkrywa prawdy ze swojej przeszłości.
Na blurbie wydawca pisze, iż Dni piasku są zapadającą w pamięci opowieścią. No niestety, nie w mojej. O Domu i Powrocie do Edenu wciąż myślę. A komiks Aimee De Jongh przeczytałem. Mało tego, polecam gorąco, bo fajny i warto przeczytać. Jednak nie rozumiem fali zachwytu, która przelała się przez sieć.
Moja ocena: 7/10
Aimee De Jongh, Dni Piasku, Non Stop Comics, 2022