Trzy dobre powody by nie oglądać ekranizacji „Syberyjskiego wychowania”

Pozostańmy jeszcze przy książce Lilina – publikacji, której treść urzekła mnie na tyle, że zaglądałem kilkukrotnie do jej fragmentów po przeczytaniu. Obejrzałem również film. Na szczęście tylko jeden raz.

Ekranizację „Syberyjskiego wychowania” („Syberyjska edukacja”) można szybko znaleźć w Internecie, w chwili gdy piszę ten tekst film jest emitowany w HBO. Radzę jednak omijać go szerokim łukiem. Moim zdaniem, film jest na tyle beznadziejny, że nawet nie ratuje go sam John Malkovich.

W tym miejscu mógłbym rozpisywać się o niedociągnięciach lub tłumaczyć dlaczego Włosi nakręcili film w języku angielskim o syberyjskich Urkach (wyjaśnienie: Lilin opublikował „Syberyjską Edukację” w języku Włochów, bo wśród nich zamieszkał się na stale) i dlaczego adaptacja na tym traci. Jednak tego nie zrobię. Zamiast tego pozwolę książce obronić się samej, zestawiając jej fragmenty z filmowymi scenami.

Mam nadzieję, że to zestawienie zachęci Czytelników bloga do wyboru lektury pasjonującej zamiast oglądania nudnawego filmu.

Zacznijmy od wyglądu bohaterów. Postaci z książki Lilina są wytatuowane, tak też jest i w filmie. Im starsi bohaterowie tym więcej mają na swojej skórze symboli, tatuaż jest opowieścią o ich życiu.

Jednak na tatuażach zbieżność opisów książki z filmowym obrazem się kończy.

Opisywane na kartkach powieści postaci to kryminaliści. Mają dużo blizn zdobytych w bójkach. W każdej z walk, nawet z udziałem kilkunastoletnich przedstawicieli plemion, w ruch szły noże sprężynowe, maczety i inne przedmioty, które miały znokautować przeciwnika. Wielokrotnie narrator powieści unieruchamia wroga w taki sposób:

Na jednego – tego, który właśnie zamierzał potężnie przyłożyć Kredzie w głowę – rzuciłem się z nożem: podbiegłem od tyłu i podciąłem mu więzadła.

 Owych blizn nie zaobserwujemy w filmie. A co gorsza osoby dobierające obsadę szukały aktorów dobrze wyglądających, z przysłowiową „ładną buzią” i łagodnym wzrokiem. Ów brak wizerunku bandyty bardzo mi zepsuł odbiór filmu.


Drugim powodem, dla którego nie obejrzę ponownie „Syberyjskiej edukacji” są sceny walki. W filmie gdy młodzi Urkowie idą odebrać skradzione znaczki, banda składa się z czterech osób, tyle samo jest ich przeciwników.

 

Natomiast w książce liczba uczestników podana jest w ten sposób:

„Około ósmej wieczorem przed moim domem zebrała się trzydziestka kolegów. Moja matka natychmiast zrozumiała, że szykują się kłopoty”

(…)

„Grała muzyka, chłopaki siedziały na ławkach, na ziemi, na motorowerach. Było ich z pięćdziesięciu, dostrzegliśmy też dziewczyny. Panowała wśród nich bardzo luźna atmosfera.”

 Jak widać na powyższym kadrze, grupa, która za chwilę zostanie zaatakowana nie przypomina tej opisanej w książce ani liczebnością, ani luźną atmosferą. Podobna różnica pojawia się w innych scenach walk.

 Trzecim powodem jest niezgodność kluczowych elementów treści scenariusza z historią opowiedzianą przez Lilina w książce. Niby są zbieżne, ale…

 Zakładając, że opisany okres pobierania tytułowego wychowania oraz postaci są autentyczne, na miejscu autora obraziłbym się na scenarzystów za fałszowanie wspomnień i przedstawianie w złym świetle moich przyjaciół.

 Ocena: 4/10

Syberyjska edukacja, reż.Gabriele Salvatores, 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *