Jeżeli miałbym wybrać najciekawszą książkę, która ukazała się w 2014 roku, miałbym kłopot. Jednak wiem, że na pewno w czołówce rankingu byłaby pozycja, która z jednej strony przeraża swoją objętością, a z drugiej działa jak narkotyk – treść wciąga, a pojedyncze zdania są prozatorską ucztą dla czytelnika.
Nazywa się Wszystko, co lśni i jest (nie używam tego słowa zbyt często, ale lepszego określenia nie znam) fenomenalna!
W tym miejscu umieściłem krótkie streszczenie fabuły książki. Jednak po ponownym przeczytaniu tekstu wpisu, postanowiłem ograniczyć je do trzech zdań. To książka o miłości i pożądaniu kierowanych do osób oraz fizycznych bogactw, a także o władzy i ambicji. Jej bohaterami są osoby zajmujące się wydobyciem złota. Na 922 kartach powieści snują oni opowieść, przepełnioną elementami ironii, strachu, kryminału, sensacji, sentymentalizmu, dramatyzmu i przygody.
Robert Kasprzycki zrecenzował Wszystko, co lśni jako niebezpieczną książkę, która zasysa czytelnika. Zgadzam się z tą opinią.
To co wyróżnia Wszystko, co lśni to narracja. Do baru wchodzi mężczyzna, tak zaczyna się właśnie książka, zaczyna rozmawiać i mamy jedno wielkie snucie się opowieści. Zmieniają się tylko opowiadający, których historie uzupełniają się budując główny wątek, ale też tworzą inne drugo i trzecioplanowe opowieści. Nad wszystkim czuwa wszechwiedzący narrator. Smaczki takie jak ten:
Szczegółowa opowieść o tym, co wydarzyło się na ostatnim etapie podróży, należy do Moody`ego. Powinniśmy mu ją zatem pozostawić. Sądzimy, że na razie wystarczy powiedzieć, iż na pokładzie „Z Bogiem” znajdowało się ośmioro pasażerów, kiedy statek wychodził z portu w Dunedin, a gdy dobili do Zachodniego Wybrzeża, liczba ta zwiększyła się do dziewięciorga. Dziewiątym pasażerem nie było urodzone podczas rejsu dziecko ani podróżnik na gapę; nie był to też unoszący się na falach i trzymający kurczowo jakiejś deski rozbitek, krzyczący, żeby go wyciągnąć, którego wypatrzyłby marynarz z bocianiego gniazda. Lecz mówić o tym teraz oznaczałoby odebrać Walterowi Moody`emu jego opowieść, to zaś byłoby niesprawiedliwe, ponieważ adwokat nadal nie był w stanie dokładnie przypomnieć sobie zjawy, którą widział na pokładzie, a tym bardziej osnuć wokół niej opowiadania dla cudzej przyjemności.
który to jest lekkim wtrąceniem w wątku, jest mnóstwo. Czytając je byłem zachwycony.
Dwumiesięczna przygoda z Wszystko, co lśni przypominała mi tę, jaką przeżyłem z jedną z najlepszych polskich książek – Lodem Jacka Dukaja. Każdy z czytelników, któremu spodobała się narracja o podróży Gierosławskiego na wschód, obowiązkowo musi sięgnąć po tę opisującą co się zdarzyło w Hokitika. To ten sam rodzaj powieści i z zachowaniem podobnego stylu. Tak na marginesie pisząc, obie pozycje wydało Wydawnictwo Literackie i obie też mają podobną objętość.
Na szczególną uwagę zasługuje również pomysł ze spisem treści. Odwołuje się on do faz księżyca. Do tego dorzucamy podział postaci oraz miejsc na „gwiezdne” i „planetarne”, i mamy kolejny wymiar powieści. W tym miejscu stawiam kropkę, bo pisząc dalej zdradziłbym mnóstwo fabuły.
Przyznaję się, że dzieło odebrałem bardzo osobiście. Na pewno przeczytam Wszystko co lśni ponownie, ale nie prędzej niż za kilka miesięcy. Zrobię to z dwóch powodów – powrotu do rewelacyjnej książki oraz próby spojrzenia na dzieło z perspektywy czytelnika znającego treść, a szczególnie zakończenie. Myślę, że będzie to zupełnie inna przygoda.
Ocena: 10/10
Eleanor Catton Wszystko, co lśni, Wydawnictwo Literackie, 2014
Książkę mogłem przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego. Dziękuje bardzo.