Skoro lubisz gry komputerowe, dlaczego nie grasz w czołgi? często pytali mnie znajomi, próbując przekonać mnie, że pojedynki w World of Tanks to jedne z najlepszych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Kilka razy zalogowałem się do gry, ale nie połknąłem bakcyla czołgisty. Sytuacja zmieniła się w minionym tygodniu, kiedy to wybrałem się do kina na Furię.
Jeden seans wystarczył bym zakochał się w czołgach!
Dołączam do grona widzów porównujących Furię do gry komputerowej. Jednej wielkiej rozgrywki, podzielonej na misje, w której każdy ruch gąsienicy czołgu decyduje o życiu członków załogi. Wszystko wypełnione jest po brzegi gigantyczną dawką akcji i napięcia.
Historia opowiedziana przez Davida Ayera jest banalnie prosta. Oto do doświadczonej załogi czołgu M4 Sherman zostaje przydzielony młody żołnierz (pierwszorzędna rola Logana Lermana ). Pod okiem dowódcy (którego gra Brad Pitt) i nowych kompanów (Shia LaBeouf, Michael Peña, Jon Bernthal, Jim Parrack), przechodzi wojenną szkołę życia. Uczy się między innymi zabijania, odpowiedzialności za współwalczących, doświadcza straty bliskiej osoby, a także przekracza granicę pomiędzy tchórzostwem a bohaterstwem.
Jeżeli wybierasz się na ten film, bo lubisz w niedzielne poranki obejrzeć odcinek Czterech pancernych i psa, zrezygnuj. Jeżeli podobał Ci się Szeregowiec Ryan, na pewno uznasz Furię za film godny uwagi. To prawdziwe wojenne kino. Jest brudno, szaro i krwawo. W przedstawionym świecie nie ma czasu na patetyczne dyskusje, tu trzeba tylko przeżyć – a więc zabijać. Oczywiście, bohaterowie oprócz wydawania rozkazów, rozmawiają ze sobą, ale jest to męska komunikacja – pozbawiona uczuć i lekkości.
Daję Furii najwyższą ocenę.
Furia, reż. David Ayer, 2014
Ocena: 10/10