Whiplash Damiena Chazellea wbija w fotel na prawie dwie godziny i powoduje, że nie można o nim przestać myśleć. Moim zdaniem ten film to prawdziwe arcydzieło. Jest moim faworytem do Oscara 2015.
To opowieść o dążeniu do perfekcji, miłości do muzyki oraz przekraczaniu granic. Od pierwszej sceny śledzimy zmagania młodego perkusisty (Miles Teller) jazzowego o spełnienie marzeń – stania się najlepszym muzykiem oraz grania w najlepszym zespole. Dąży on do perfekcji pod okiem sadystycznego, demonicznego, pozbawionego skrupułów, wulgarnego i brutalnego nauczyciela (godna nominacja do Oscara J.K. Simmonsa). Ta konfrontacja mistrz-uczeń jest wypełniona łzami, krwią płynącą z dłoni, poniżeniem uczącego, wściekłością i radością oraz mnóstwem dobrej muzyki.
Drugim bohaterem jest muzyka. Whiplash jest wypełniony, oprócz rytmów perkusji, jazzem. Stanowi on zarówno całe życie osobiste, jak i zawodowe ucznia oraz mistrza, jak też jest elementem ścieżki dźwiękowej. Ta pozwala odbiorcy na jeszcze lepszą kontemplację dzieła.
Zachłystując się wspaniałością filmu Chazellea, stwierdzam, że jego wybór nie jest to najlepszy sposób na spędzenie czasu z dziewczyną lub chłopakiem. Jest za ciężki na randkę. Kupując w kinie bilet należy przygotować się na zaabsorbowanie uwagi, napięcie (mimo, że jest to film o muzyce, oglądałem go jak dobry kryminał lub sensację) oraz kontemplację.
Na koniec chciałbym podziękować dystrybutorowi filmu Whiplash w Polsce, że oszczędził nam tłumaczenia tytułu na nasz języki. Jestem przekonany, że brzmiałby jak nazwa jakiegoś slashera rodem z Japonii. Pozostawienie wersji angielskiej było najlepszym wyborem, pozwalającym odbiorcy na odczytanie tytułu jako nazwy utworu Dona Ellisa lub literalnie, czynności jaką jest „smagnięcie batem”.
Ocena: 10/10
Damien Chazelle Whiplash, 2014