CD Project RED

Gwint – karcianka ze świata Wiedźmina

Myślę, że Gwint śmiało może konkurować z karcianką Heartstone. A przecież to dopiero jej początki na rynku. Dopiero ruszyła zamknięta beta, ale zabawa jest wyśmienita. Od trzech dni chodzę zafascynowany polską produkcją ze świata Wiedźmina i coś czuję, że CD Project RED odniesie kolejny sukces.

Gwint – wszystko zaczęło się od Andrzeja Sapkowskiego

W Chrzcie Ognia jednej z części przygód Wiedźmina, krasnoludy grają w Gwinta. Emocji jest przy tym mnóstwo:

– Placek w dzwonki.

– Mała kupa w kule!

– Grał król w kule, przesrał koszulę. Dubel w listki!

– Gwint!

– Nie śpij, Caleb. Dubel z gwintem był! Co licytujesz?

– Duża kupa w dzwonki!

– Akces. Haaa! I co? Nikt nie gwintuje? Dudy w miech, synkowie?

– Wistujesz, Varda. Percival, jeszcze raz do niego mrugniesz, to cię tak pieprznę w oczodół, że do zimy nie pomrugasz.

– Niżnik.

– Panna!

– Wyżnikiem po niej! Panna wydymanna! Biję i ha, ha, jeszcze serca mam, na czarną godzinę ukryte! Niżnik, krayżka, kralka…

– I trumfem po niej! Kto nie ściąga kozery, ten jest cztery litery. I w kule! Aha, Zoltan? Tum cię w miętkie trafił!

– Widzieliście go, gnoma pieprzonego. Ech, wziąłbym pałę…

Tamże czytamy opis przybliżający krasnoludzkiego Gwinta:

Podstawową zasadą krasnoludzkiego gwinta było coś przypominającego licytację na targu końskim – tak intensywnością, jak i natężeniem głosu licytujących. Następnie para zgłaszająca najwyższą „cenę” starała się zdobyć jak najwięcej wziątek, czemu druga para na wszelkie sposoby przeszkadzała. Rozgrywka przebiegała głośno i gwałtownie, a obok każdego gracza leżał gruby kij. Okładano sie kijami dość rzadko, ale wymachiwano często.

A także możemy dowiedzieć się o wyglądzie kart:

Skomplikowanych reguł tej typowo krasnoludzkiej gry nadal nie mógł pojąć, ale zachwycał się wyjątkowo starannym wykonaniem kart i malunkami figur. W porównaniu do kart, którymi grali ludzie, karty krasnoludów były prawdziwymi arcydziełami poligrafii. (…)

Wizerunki na kartach krasnoludów wykluczały podobne pomyłki. Noszący koronę wyżnik był prawdziwie królewski, panna cycata i urodziwa, a uzbrojony w halabardę niżnik zawadiacko wąsaty. Figury te zwały się po krasnoludzku harval, vaina i ballet, ale Zoltan i jego kompania używali w grze języka wspólnego i nazw ludzkich. (…)

 

Gwint – grając jak krasnoludy

Później była gra Condottiere, z której Gwint zaczerpnął mechanikę. No i nie wolno zapomnieć o Wojnie, w którą grał chyba każdy z nas. Z nich to narodziła się wirtualna, obecna na stołach w ostatniej części Wiedźmina, karcianka.

Gwint, w którego możemy pograć w Wiedźminie 3 to zupełnie inna gra, ale posiadająca wspólną cechę z krasnoludzką wersją. Wzbudza tyle samo emocji co zabawa z kart opowieści Sapkowskiego. Z niej to wywodzą się wersje papierowa (karty były dołączone do dodatków Serce z kamienia oraz Krew i wino) oraz komputerowa (oddzielny tytuł).

Jej zasady są proste.

Na początku wybieramy jedną z frakcji. Do wyboru mamy talię Potworów, Królestw Północy, Skellige, Scoia’tael, Cesarstwo Nilfgaardu. Następnie wybieramy z nich przynajmniej 22 jednostki i 10 kart specjalnych. Z nich wybieramy tylko 10 losowych kart i możemy przystąpić do pojedynku.

W rozgrywce bierze udział dwóch graczy. Rozgrywka trwa maksymalnie 3 rundy. Wygrywa ten, kto zwycięży 2 rundy – czyli będzie miał na koniec każdej najwięcej punktów siły.

Zagrywając naprzemiennie swoje 10 kart, każdy z graczy wchodzi w sam środek prawdziwej wojennej  zawieruchy. Do wyboru mamy trzy rodzaje jednostki: walczące wręcz, strzelające i maszyny oblężnicze. Poszczególne mają własne zdolności. Do tego dochodzą karty dowódcy oraz specjalne, które mogą dodać siły lub ja obniżyć u jednej lub wielu jednostek.

Gwint to gra, w której sukces odniesie ten z graczy, który pomysłowo ułoży swoja talię oraz   sprawniej rozegra poszczególne tury. Szczęście też się liczy, ale bardziej przyda się zmysł strategiczny.

 

Gwint – podsumowanie

Gwint to także warstwa muzyczna oraz piękna graficzna, które nadają klimatu znanego z Wiedźmina 3.  Dzięki nim gra zyskuje naprawdę wiele.

Gwint nie jest grą typu „pay to win”. Zmysł stratega pozwala za każdą wygraną zyskać wirtualne środki oraz fragmenty i nowe karty (przegrani też mogą otrzymać coś na pocieszenie), za które gracz kupi wirtualne beczki. Znajdują się w nich karty, którymi uzupełniamy nasze talie.

Gra się szybko, dynamicznie, czując podekscytowanie. Włącza się też syndrom „jeszcze jednej rozgrywki”.

Moja ocena: 9/10

Gwint, CD Project RED, 2016