Napiszę krótko. Wszędzie słyszałem pozytywne opinie o Makbecie. Dlatego z chęcią wybrałem się z Justyną do kina. Po półgodzinnej dawce nużących reklam rozpoczął się film, który okazał się jeszcze bardziej usypiający.
Część widzów wyszła podczas seansu, część spała – dosłownie!!! słyszałem chrapanie przed sobą i za sobą. A gdy wyszliśmy z sali ,słychać było rozmowy ile komu udało się obejrzeć dzieła.
Makbet. Co jest nie tak z tym filmem?
Cudowne ujęcia, zabawa kolorem, światłem, dźwiękiem – za to Oscar powinien wylądować w rękach twórców. Od pierwszego ujęcia zachwycają widza. Ba, na nagrodę uczciwie zasłużył Michael Fassbender, jego rola potęguje mroczność opowieści.
Co poszło nie tak? Obraz był monotonny, nużył długimi dialogami. To co zachwyca mnie, na przykład u Greenawaya, nie sprawdziło się w Makbecie. Ogólnie, dwugodzinna papka, która tylko zauracza wyglądem.
Nie polecam!
Makbet, reż. Justin Kurzel, 2015