Albatros

NOS4A2 – kilka słów o książce

NOS4A2 – ta tajemnicza tablica rejestracyjna stanowiąca tytuł ostatniej powieści Joe Hilla. Nosferatu, to kryjące się za rejestracją rolls-roycea (rocznik 1938) imię Upiora, znanego wśród ludzi jako Charli Manx, który porywa dzieci do swojej Gwiazdkowej Krainy. Zabiera im nie tylko życie, ale także i dusze, a odarte z ludzkich uczuć już na zawsze pozostają dziećmi.

Brzmi jak kolejny pomysł Stephena Kinga? Blisko! Autorem jest syn pisarza – Joe Hill. W odróżnieniu do swojego taty (który, moim zdaniem, potrafi tylko pisać kryminały) młody King potrafi wymyślać znakomite horrory!

Pewnego dnia na drodze wspominanego wampira staje godny przeciwnik – Victoria McQueen, którą poznajemy jako ośmioletnią dziewczynkę. Vic- zwana też Szkrabem odkrywa swoją nadzwyczajną naturę, gdy przejeżdżając przez stary zerwany most dostaje się na drugą stronę, to znaczy w różne upragnione miejsca, gdzie odnajduje zagubione przedmioty oraz spotyka niesamowite osoby.Pragnienia dziewczyny są różne, stąd szukając kłopotów Vici jako nastolatka trafia do domu Upiora udekorowanego jak przystało na Gwiazdkową Krainę. Udaje się jej stamtąd uciec i wywabić tym samym potwora. Charli Manx popełnia błąd i zostaje skazany przez sąd za porwanie Szkraba oraz za morderstwo, ale to dopiero początek opowieści…

Jaki był finał tej niesamowitej historii? Dowie się tego każdy kto sięgnie po książkę Joe Hilla. Jedynie mogę zdradzić, że historia Vici i jej walki z Upiorem to nie tylko opowieść o walce dobra ze złem, ale także naszej codziennej walce z mnniejszymi, bądź większymi problemami. Płynąca z niej nauka jest taka, iż dopóki nie weźmiemy życia w swoje ręce i nie stawimy czoła naszym demonom, dotąd będą one „wydzwaniały” do nas i nie dawały nam spokoju.

Podsumowując Joe Hill już po raz trzeci (biorąc pod uwagę tylko powieści) prowadzi czytelnika przez bogatą w wydarzenia wielowątkową historię, w której napięcie wzrasta wraz z każdą następną przeczytaną stronnicą. NOS4A2 to horror w doskonałym wydaniu, w którym wydarzenia i miejsca zostają tak opisane, iż czytelnikowi wydaje się jakby oglądał dobrze nakręcony film grozy.

Dla mnie lektura była niezapomnianą przygodą. Dlatego oceniam ją wysoka notą.

Ocena: 9/10

Joe Hill NOS4A2, Albatros, 2014

Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić

Kolejna książka Alberta Espinosy i kolejny długi tytuł – Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić. Pierwszą część nazwy stanowią słowa piosenki zespołu Los Panchos. Brzmi tak:

Druga to myśl spotkanej przez bohatera kobiety twierdzącej, że:

Zawsze uważałam, że w tej piosence czegoś brakuje… Powinno być: >>Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… Ale musisz mnie poprosić<<

Wraz z tytułem, istotną rolę w książce Espinosy pełni  film Jeana Luca Godarda Do utraty tchu, a konkretnie słowa wypowiedziane przez bohaterów:

„Nie mogę żyć bez ciebie…”
„Owszem, możesz…”
„Tak, ale nie chcę”

Mając tak bardzo oryginalny tytuł i filmowy cytat pisarz snuje opowieść o Danim, karle, zajmującym się zawodowo szukaniem dzieci. Historia rozpoczyna się od rozstania z dziewczyną i podjęcia (w tym samym czasie) kolejnego zlecenia. Całość przypomina karuzele. Na początku akcja zaczyna „kręcić się powoli”, by za chwilę zacząć wirować, wciągając bohatera w wir wydarzeń.

Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić to opowieść o docieraniu do najciemniejszych zakątków w swoim umyśle. W nich gnieździ się prawda, do której nie chcemy przyznać się przed samym sobą. To także relacja z dojrzewania – fizycznego i do czynu, z autorską dedykacją Wszystkim, którzy wciąż chcą być inni i walczą z tymi, którzy pragną, byśmy byli jednakowi…

Polecam sięgnięcie po Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… osobom szukającym ambitnych książek o miłości. To ona jest tu priorytetem– decyduje o tym co dzieje się z Danim. Jako ciekawostkę zachęcającą do lektury zdradzę, że wspomniany powyżej cytat stanowi szyfr kochanków. Jest on obecny w ich życiu nawet po rozstaniu, a także stanowi tajemnicze lekarstwo na rozwiązanie każdej kłótni. Oczywiście pomoże i w tej, jednak zrobi to w inny sposób niż można spodziewać się tego.

W przypadku Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami nie zauważałem dużego podobieństwa do twórczości Murakamiego. Jest ono jednak widoczne w Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… Podobnie jak w powieściach Japończyka mamy tu bohatera odbywającego podróż, po której zrozumie sam siebie. W życiowej wędrówce towarzyszą mu postaci wpływające na efekty owego odkrywania własnego wnętrza. Ogromne znaczenie mają też lokalizacje. Wiem, że niektórzy czytelnicy również mogą wskazywać na istotną rolę muzyki i filmu. Nie zgodzę się z nimi. U Murakamiego, w pojedynczej książce, jest mnóstwo odwołań do utworów. W Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… jest tylko nawiązanie do jednego filmu i jednej piosenki.

Książkę polecam nie tylko osobom biorącym udział w wyścigu „Kto ile przeczyta w 52 tygodnie” – powieść ma niewielką objętość Mogą też śmiało sięgać po nią czytelnicy szukający spokojnej lektury, przy której można odpocząć.

Ocena: 9,5/10

Alber Espinosa Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę… ale musisz mnie poprosić, Albatros,2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Albatros. Dziękuję bardzo!

Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami – kilka słów o książce

O Albercie Espinosie dowiedziałem się z Facebooka, precyzując, od osób należących do grupy Murakami między nami. Postanowiłem sprawdzić ile prawdy kryją w sobie słowa porównujące prozę Hiszpana do cenionej przeze mnie twórczości Japończyka. I w ten sposób trafiłem na literacką bombę, nad którą pozachwycam się w tym oraz w kolejnym wpisie.

A jest nad czym!

Spinosa jest nie tylko pisarzem, odznaczył się też jako aktor, reżyser, scenarzysta i dramaturg. Całe zawodowe doświadczenie przenosi do swoich powieści. Mówiąc obrazowo, wybiera z tego co w literaturze, filmie i teatrze najciekawsze, rozwala na małe kawałki i buduje z nich od nowa utwór porywający czytelnika.

Takim jest debiut literacki Espinosy – powieść Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami. Jest to historia Marcosa, który potrafi odczytywać wspomnienia innych osób – wystarczy tylko, że włączy swój dar i podejdzie do drugiego człowieka. Dlatego też ceniony jest przez miejscowych policjantów. Bohatera poznajemy w momencie, gdy zdruzgotany po śmierci matki, dokonuje zakupu narkotyku, po którym nie zaśnie do końca życia. Za chwilę po tym widzi dziewczynę, która wchodzi do teatru, a następnie dzwoni telefon. Osoba po drugiej stronie słuchawki, nakazuje mu przyjazd do komisariatu, by ocenił czy zatrzymany jest kosmitą.

Kończąc lekturę czułem się jakbym obejrzał film lub spektakl. Nic dziwnego, akcja toczy się w ciągu 3 dni, w jej tle przewija się Śmierć komiwojażera, a całość jest ułożona zgodnie ze schematem scenariusza filmowego: zawiązanie, punkt zwrotny, konfrontacja, drugi punkt zwrotny, rozwiązanie.

Czy jest tu Murakami? Na szczęście, nie. Powieść zawiera elementy surrealizmu, podobne do tych jakie znajdujemy w Kafce nad morzem czy 1Q84, ale to zupełnie inny warsztat pisarski. Espinosie bliżej do lekkości Foenkinosa i mistrzowskiego storytellingu Palahniuka.

Mistrzostwem jest zakończenie. Jest ono zawarte w ostatnim zdaniu – i wyjaśnia o czym tak naprawdę jest książka.

Z lektury Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami będą zadowolone osoby szukające książki mądrej, wypełnionej akcją, z lekką nutą miłości, którą można przeczytać w jeden dzień.

Gorąco polecam!

Ocena: 10/10

Albert Espinosa, Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami, Albatros, 2012

Znalezione nie kradzione

Zgodnie z obietnicą daną niemalże równo rok temu – ponownie sięgam po kryminalną twórczość Stephena Kinga. Zachęcony zeszłoroczną lekturą Pana Mercedesa, a także by sprawdzić jak radzi sobie w kolejnej detektywistycznej powieści, dobrze wszystkim znany mistrz horroru, podjąłem lekturę Znalezione nie kradzione.

Pod szyldem kryminalnej historii mamy do czynienia z rozważaniami nad życiem i wpływem, jaki na losy jednostki może mieć twórczość pisarza. Dwaj główni bohaterowie to zupełne charakterologiczne przeciwieństwa, dla których wzorem jest twórczość tego samego pisarza. Ta opowiada o nonkonformistycznej postaci Jimmy`ego Golda – „Uciekiniera”.

Morris Bellamy, pierwszy z bohaterów, nie zgadza się na losy jakimi się potoczyło życie Jimme`ego Golda i decyduje się na zemstę na twórcy postaci – Johnie Rothsteinie. Skutkuje to śmiercią pisarza i kradzieżą nieopublikowanej części jego twórczości. Niestety nie dane jest Morrisowi zagłębienie się w lekturze zdobytego łupu. Trafia do więzienia. Co najśmieszniejsze, 36-letni wyrok dotyczy zbrodni, która bezpośrednio nie jest związana z napadem na pisarza.

Drugim bohaterem jest nastolatek Pete Saubers, syn jednej z ofiar Pana Mercedesa. Znajduje on niedaleko swojego domu łup Bellamy`ego – nieopublikowaną twórczość Rothsteina oraz 20 tys. dolarów w gotówce. Chłopiec wykorzystuje okazję, aby anonimowo wesprzeć rodziców, którzy po wypadku z udziałem Pana Mercedesa znaleźli się w trudnej sytuacji. Z czasem Pete poznaje także twórczość Rothsteina, również tę zamieszczoną w kilkudziesięciu moleskinach, i podobnie jak Bellamy jest nią zafascynowany.

Czytając Znalezione nie kradzione każdy może utożsamić się z maksymą Jimmy`ego Golda: „Wszystko gówno znaczy”. Jednak tak jak Pete czy Morris może ją różnie rozumieć i w odmienny sposób wykorzystywać w życiu codziennym. Tocząca się kryminalna opowieść jest doskonałym tłem dla przekazu mówiącego o tym, że to od nas samych, naszego charakteru i nastawienia do życia zależy to jak się zachowamy i jakimi osobowościami się staniemy. Dwaj bohaterowie, których losy nieustannie się przeplatały – mieszkali jako nastolatkowie w tym samym domu, obaj spędzali dużo czasu nad książkami oraz obu zafascynowała twórczość tego samego pisarza – wybrali różne drogi samorealizacji pod szyldem „Wszystko gówno znaczy”.

Znalezione nie kradzione czyta się świetnie ze względu na ciekawą historię, która zawiera w sobie elementy powieści kryminalnej, komediowej oraz egzystencjalnej. Zdecydowanie polecam lekturę najnowszej książki Stephena Kinga.

Ocena:8/10

Stephen King, Znalezione nie kradzione, Albatros 2015

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki

Pan Mercedes – recenzja

Choć nie przepadam za prozą Stephena Kinga, postanowiłem sięgnąć po Pana Mercedesa– jego najnowszą powieść, która ukazała się w Polsce na początku czerwca. Skusiła mnie do tego informacja, że autor horrorów postanowił zadebiutować powieścią detektywistyczną.

O tym jak bardzo wciągnęła mnie historia tropienia szalonego mordercy przez emerytowanego policjanta może świadczyć czas poświecony na lekturę. Mimo sporej objętości książki, przeczytałem ją dosłownie w dwa dni. Jest naprawdę świetna!

Tak jak w typowym kryminale mamy: zbrodnię, złego bohatera oraz tego reprezentującego „dobrą stronę mocy”. Do tego dodajemy na wstępie kiepską kondycję psychiczną (i fizyczną – ma wielki brzuch) śledczego, mordercę powiązanego bardzo niezdrowym związkiem z matką oraz kiepsko napisane dialogi. I tak oto otrzymujemy przepis na nudnawą powieść pulp fiction. Na szczęście Pan Mercedes nie trzyma się tej reguły.

Mimo, że zauważam różnice pomiędzy fragmentami odnoszącymi się do działań mordercy a tymi przedstawiającymi poczynania śledczego (moim zdaniem, te pierwsze są lepiej napisane, tak jakby wyszły spod pióra kogoś innego), książkę czytałem z zapartym tchem. Rozpoczynając kolejny rozdział obiecywałem sobie, że na nim zakończę. Tym samym oszukiwałem sam siebie.

Magia tej książki ukryta jest w sposobie przeprowadzania czytelnika przez historię. King otwiera ją Hitchcockowym trzęsieniem ziemi – umyślne rozjechanie grupy bezrobotnych, a później zaczyna bawić się napięciem. Tu muszę przyznać rację fanom twórczości pisarza, jest on mistrzem suspensu.

Bardzo spodobał mi się sposób w jaki King zestawia obok siebie przedstawicieli złej oraz dobrej strony w kryminalnym dochodzeniu. Na przemian śledząc ich poczynania zauważamy, że dzielą ich niewidzialne granice. W „znaczeniu fizycznym”, morderca jest bardzo często w odległości kilkunastu metrów od nieświadomego jego obecności policjanta. Na „płaszczyźnie psychologicznej” granicę stanowi pożądanie znalezienia się nawzajem przez obie strony. King opisał to w sposób godny naśladowania.

Autorowi „Pana Mercedesa” daleko do Forsytha, Ludluma czy Chandlera, ale jego debiutancka powieść detektywistyczna, jak mawia młodzież, „daje sobie radę”. Chyba nigdy nie przekonam się do jego horrorów, ale jest szansa, że do kryminałów tak. Na pewno sięgnę po następny, jeśli takowy napisze. Gorąco polecam i daję publikacji bardzo wysoką ocenę.

Ocena: 8/10

Stephen King, Pan Mercedes, Albatros, 2014

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Albatros. Dziękuję bardzo!